[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Niewiele umyka twej uwadze - przyznał Chandler. -
Owszem, nie chcieliśmy, aby dowiedzieli się o tym
przedstawiciele innych domen, o ile da się tego
uniknąć.
Pierwszy Mówca milczał przez chwilę. Statek wszedł
w łagodny łuk, a Corwin wyjrzał przez okno. W dole,
usadowiony na sztucznej polanie znajdował się mały
zespół budynków tartaku, przejęty tymczasowo
przez Akademię Kobr w celu przeprowadzenia
specjalnego treningu.
- [Ten problem, przedstawię go władcy mojej
domeny] - zgodził się Pierwszy Mówca, podczas gdy
statek opadał na poharatane lądowisko w pobliżu
wejścia do głównego budynku. - [Jakaś wymiana
handlowa, ona będzie oczywiście niezbędna].
- Oczywiście. - Chandler z ulgą kiwnął głową. - Z
chęcią rozważymy wasze żądanie.
- [Władca mojej domeny, on będzie też pamiętał, że
początkowy plan pacyfikacji został opracowany
przez zmarłego gubernatora Jonny'ego Moreau] -
kontynuował Troft. - [Gdybym mógł mu przekazać,
że ktoś z rodziny Jonny'ego Moreau planuje także tę
misję, to by dodało siły mym argumentom].
Chandler zaskoczony spojrzał na Corwina.
- Dlaczego? - zapytał.
- [Ciągłość w sprawach wojny, ona jest tak samo
ceniona jak w sprawach handlu] - odpowiedział
Troft.
Bez większego entuzjazmu - pomyślał Corwin.
- [Coś takiego, generalny gubernatorze Chandler,
czy jest to możliwe?]
Chandler odetchnął głęboko. Sądząc po wyrazie
twarzy, jasno wyobrażał sobie polityczną wrzawę,
jaką wywołałoby przywrócenie do akademii Justina,
będącego wciąż pod ostrzałem w związku ze sprawą
Monse'a...
- Obawiam się, Pierwszy Mówco - odezwał się
cierpko Priesly - że rodzina Moreau nie jest już
bezpośrednio zaangażowana w tego rodzaju
wojskowe planowanie...
- Na szczęście nie stanowi to problemu - przerwał
Corwin. - Kobieta, którą widziałeś kilka minut temu
na polanie, ta, o której powiedziałeś, że jest
najlepszym z kadetów, to Jasmine Moreau, córka
Kobry Justina Moreau i wnuczka gubernatora
Jonny'ego Moreau.
Priesly parsknął. Chandler uciszył go gestem.
- Czy to wystarczy, Pierwszy Mówco? - zapytał
generalny gubernator.
Drobny wstrząs oznaczał, że statek usiadł na
lądowisku.
- [W samej rzeczy] - powiedział Troft. - [Wasze
informacje, chętnie je teraz przestudiuję].
Chandler odetchnął cicho.
- Oczywiście. Proszę za mną.
Rozdział 7
- W porządku, Kobry, ruszać się - warknął Mistra
Layn. - Pamiętajcie, to jest puszcza, patrzcie pod
nogi i uważajcie na głowy.
Nastawiając wzmacniacze słuchu na nieco większą
moc, Jin zajęła swoją ustaloną pozycję na lewym
skrzydle luznej, romboidalnej formacji otaczającej
Layna i wraz z innymi przeszła pod drzewami na
skraj polany. Był to manewr, który ćwiczyli już
kilkakrotnie w ciągu ostatnich dni. Maszerowali po
ogrodzonej części puszczy wokół obozowiska,
używając wzmacniaczy wzroku i słuchu do tropienia
symulatorów rozmaitych zwierząt i ruchomych
celów ustawionych przez instruktorów.
Spostrzeżenie skrzekacza lub ruchomego celu
dawało kadetowi jeden punkt, trafienie ich z lasera
palcowego, zanim grupa znalazła się w teoretycznym
zasięgu ataku zwierzęcia - kolejne dwa.
Był to jeszcze jeden z serii głupich konkursów
wymyślanych przez Layna tylko po to, by wrogo
nastawić do siebie członków grupy. Kolejny powód -
pomyślała gorzko Jin - żeby pozostali trzej kadeci
mogli ją nienawidzić.
Trudno było winić ją za to, że była lepsza od nich. A
już z pewnością za to, że tamci nie potrafili się z tym
pogodzić.
Jej niewinność była jednak słabą pociechą, sama
myśl o rodzącym się konflikcie powodowała ucisk w
gardle. Nie spodziewała się ze stronych innych
członków grupy natychmiastowej akceptacji.
Wiedziała, że stryj Corwin nie mówił swych kazań
na temat tradycji wojskowych wyłącznie dla
postrachu. Wydawało jej się jednak, że po jedenastu
dniach ćwiczeń przynajmniej część tej wrogości
powinna się ulotnić. Tak się jednak nie stało.
Oczywiście, wszyscy byli wobec niej uprzejmi,
przemówienie Layna pierwszego dnia ćwiczeń na
temat tego, że sama przyczyni się do swego
usunięcia, zostało poparte działaniem. Zarówno
Layn, jak i kadeci bardzo uważali na to, by uniknąć
zachowań jawnie dyskryminujących Jin. Ale
szeptane komentarze i tajemnicze uśmieszki
pozostały. Nasilały się szczególnie, kiedy kadeci
pozostawali sami.
Lub raczej kiedy Jin była sama. Pozostała trójka
spędzała razem bardzo wiele czasu.
Bolało ją to. Pod wieloma względami bolało bardziej
niż jakiekolwiek fizyczne dolegliwości związane z
zabiegami chirurgicznymi. Kiedy dorastała, zawsze
była w pewnym stopniu nieprzystosowana. Zbyt
cicha albo zbyt agresywna dla innych dziewcząt, a
nawet dla większości chłopców w jej wieku.
Naprawdę dobrze czuła się wyłącznie z rodziną,
która ją w pełni akceptowała, a także, choć w
mniejszym stopniu, z Kobrami, przyjaciółmi ojca...
Jej rozmyślania przerwało słabe ćwierkanie.
Skrzekacz symulujący tarbina - pomyślała,
automatycznie kręcąc głową we wszystkie strony,
aby zlokalizować zródło dzwięku. Tam? Jest.
Uruchomiwszy urządzenie celownicze czujników
wzroku, namierzyła mały czarny sześcian
usadowiony w zagięciu gałęzi i strzeliła z lasera
prawego palca.
Powietrze przeszył promień światła i skrzynka
przestała nagle ćwierkać.
- Tarbin? - zawołał cicho Sun z tyłu formacji.
- Tak - odpowiedziała przez ramię.
- Dlaczego go zabiłaś? - zapytał Layn ze środka. -
Tarbiny nie są niebezpieczne.
- Nie, proszę pana - odpowiedziała, orientując się, że
podjęła właściwą decyzję i że Layn chciał po prostu,
żeby wyjaśniła to innym. - Ale tam, gdzie są tarbiny,
można łatwo spotkać mojoki.
- I towarzyszące im kolczaste lamparty lub krisjawy
- dodał Layn. - Dobrze. A poza tym...? Może ktoś
inny odpowie?
- Ich ćwierkanie może tłumić odgłosy czegoś, co jest
bardziej niebezpieczne? - zaryzykował Todor,
stojący przed Laynem.
- Blisko - mruknął instruktor. - Koniec rozmów.
Idziemy.
wiczenia nagle przestały być rutyną. Krzaki na
wprost rozsunęły się gwałtownie i naprzeciw nich
ukazało się ogromne zwierzę podobne do kota.
Kolczasty lampart.
Niemożliwe - upierała się jakaś część umysłu
Jasmine. Ogrodzenie otaczające tę część puszczy
miało pięć metrów wysokości i teoretycznie stanowiło
barierę nieprzekraczalną nawet dla kolczastego
lamparta.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]