[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie ka¿dy mo¿e usuwaæ granice, jakie mu los naznaczy³.
- Czyli - doda³ Rogosz, pilnie wpatruj¹c siê w twarz Sêdziwoja - nie ka¿dy mo¿e byæ Ko-
smopolit¹, chcia³eS powiedzieæ?
- Kosmopolit¹! - zawo³a³ zachmurzaj¹c siê m³odzieniec. - Sk¹d¿e ci wpad³o teraz jego na-
zwisko?
- Przypadkiem, przecie¿ kiedyS by³eS jego wielkim zwolennikiem.
- Bo zas³ugiwa³ na to - rzek³ Sêdziwoj, a w ca³ej jego postaci przybija³o siê jakieS wzrusze-
nie, niepokój wewnêtrzny.
- Nie widzia³eS go od tego czasu? - zapyta³ Rogosz. Ale alchemik ju¿ nie s³ysza³; na pró¿no
walczy³ chwilê z napadem s³aboSci. Zblad³, otworzy³ szeroko usta chc¹c mówiæ, oczy nieru-
chome wlepi³ przed sob¹ w powietrze, zerwa³ siê z krzes³a i a¿ do muru cofn¹³ siê wyci¹-
gn¹wszy rêce przed siebie, jakby odpycha³ niewidzialne jakieS widmo. Pot kroplami wyst¹pi³
mu na czo³o i g³uchym z piersi g³osem zawo³a³:
- Precz ode mnie!...
A potem spuSci³ g³owê i zamkn¹³ oczy. Po krótkiej chwili, jakby z wysileniem i zebraniem
ostatnich si³, dziko siê zaSmia³ i poskoczy³ naprzód.
- Hej, muzyka! wina! zas³oñcie okna! niechaj siê dzieñ dla nas cofnie! szalejmy do nowej
nocy. Najwytrwalszym tancerzom i tancerkom rozdzielê nagrody godne ich trudów.
I wychyliwszy potê¿ny puchar cypryjskiego wina, gdy nowa muzyka z now¹ si³¹ elektryzuj¹-
cym zabrzmia³a tañcem, uchwyci³ jednê z piêknych towarzyszek póxnej zabawy i rzuci³ siê
w szalone krêgi tañca. Za jego has³em ca³e towarzystwo z nowym ¿yciem odda³o siê uciechom.
Coraz nowe rozrywki bez przerwy po sobie postêpowa³y. - Gdy goScie znu¿eni spoczêli na
chwilê dla och³ody, muzyka umilk³a, a czarowne dwa chóry g³osów zabrzmia³y. Zas³ona z jed-
76
nej strony unios³a siê i kilkanaScie tancerek ró¿nego wieku i wzrostu, ledwo ziemi tykaj¹c,
wbieg³o. W lekkich pó³przejrzystych indyjskich ubiorach, strojne w kwiaty i drogie kamienie,
z jaskrawymi oczami i ponêtnym uSmiechem, w pe³nych wdziêku obrotach i niewymuszonej
zrêcznoSci nêci³y wzrok do Sledzenia ka¿dego zmiany ich tañca.
Rogosz z pa³aj¹cymi ustami chciwie patrza³ na balet, gdy Sêdziwoj z lekka dotkn¹³ go po
ramieniu i rzek³:
- Co by powiedzia³a na twoj¹ zabawê twoja ¿ona, kochany przyjacielu?
- Adela! - odpar³, jakby budz¹c siê Rogosz - ona przywyk³a do zabaw, nie tyle by j¹ to zajê³o,
co Armini¹.
- Armini¹ - mówi³ obojêtnie Sêdziwoj - to dziecko...
- Jednak ³adne dziecko i warte tych piêknoSci - rzek³ z przyciskiem Rogosz.
- Przyznam ci siê - odpar³ Sêdziwoj - i¿ jakkolwiek doSæ podobnych towarów kupowa³em,
nie nauczy³em siê jednak dot¹d ich ceniæ. Zdrowie twojej ¿ony!
- Zdrowie jej i Arminii - podnosz¹c kielich zawo³a³ Rogosz.
- Jak widzê, dziS same dawne znajomoSci wracaj¹ ci do pamiêci - przerwa³ Sêdziwoj z uSmie-
chem.
- Rozumia³em, i¿ tym wspomnieniem zrobiê ci przyjemnoSæ.
- O, dziêki ci, s³odki przyjacielu! A wiêc i ja muszê ci siê odp³aciæ wdziêcznoSci¹, s³uchaj
mnie tylko pilnie.
- Przyby³eS do Sztudgardu umySlnie za mn¹. Bodenstein, któregoScie wys³ali, aby moje
kroki Sledzi³, zda³ ci sprawê ze wszystkiego, co widzia³. Wpadacie na rozmaite domys³y,
ale zarêczam wam, ¿aden nie jest prawdziwym. Obieca³eS baronowi, i¿ staniesz na czele
mo¿nej partii w Polsce, a oni rozumiej¹, ¿e w Polsce na drodze z³oto siê rodzi, bo je nasi
pos³owie rozrzucaj¹. Obieca³eS mu w imieniu dysydentów znaczne sumy, je¿eli z zaci¹go-
wym ¿o³dactwem pospieszycie nad granicê. Obieca³eS mu zrêcznoSci¹ swoj¹ wielu panów
niemieckich wci¹gn¹æ w jedn¹ sieæ, któr¹ by baron kierowa³, a ty ³owi³. Tym sposobem
zyska³eS Adelê za ¿onê. Tymczasem oszukaliScie siê wszyscy na sobie. Wszystkie nadsztu-
kowania, wymys³y, rw¹ siê jedne za drugimi. JesteS zgubiony, jeSli nie bêdziesz mia³ pie-
niêdzy, wiele pieniêdzy.
- Przyby³eS tutaj, aby ich ode mnie dostaæ. Gdyby siê pora zdarzy³a, ju¿ dawno Bodenstein
wtr¹ci³by mnie do wiêzienia wpl¹tawszy w jakie nieprawe zabiegi, a potem nak³oniliby mo¿-
nych do wyciSniêcia ze mnie tajemnicy torturami. Jednak wszystko wam siê nie powodzi.
Kochany przyjacielu, jesteS zanadto rozs¹dny, abyS siê mia³ wypieraæ. Ja w nagrodê za twoj¹
szczeroSæ wszystko zrobiê, co zechcesz. Na pocz¹tek dam ci tyle z³ota, ile sam zawa¿ysz, ale
pod jednym warunkiem.
- Pod jakim? - zapyta³ z cicha Rogosz, bledniej¹c i czerwieniej¹c siê na przemiany; a z przy-
gryzionych ust krew mu siê s¹czy³a.
- Sprzedaj mi Adelê.
- Zapominasz siê! - zawo³a³ wstaj¹c z sofy.
- Tylko¿ siê nie unoS gniewem - zimno odrzek³ Sêdziwoj. - Pomówmy ze sob¹, jak na roz-
s¹dnych ludzi przystoi. Pierwej od ciebie w³asny jej ojciec wystawi³ j¹ na sprzeda¿ Reudlino-
wi. Ja nie mia³em wtedy za co kupiæ, tyS by³ zrêczniejszy.
- To s¹ ¿arty.
- Ze z³otem nie ma ¿artów.
77
- Zreszt¹ wybieraj. ¯ona zawadza ci teraz do dzia³ania; nie mo¿esz nosiæ p³aszczyka na obu
ramionach. Naprzód wiêc, pozbywszy siê jej, mo¿esz uzyskaæ rozwód i potem siê korzyst-
niej o¿eniæ. Po wtóre, maj¹c pieniêdzy wiele zechcesz, spe³nisz twoje obietnice, staniesz na
czele zbrojnej partii, a wtedy przysz³oSæ Bóg wie, co zdzia³a. Z drugiej strony, jeSli na ten
targ nie przystaniesz, poSlê twoje listy i uk³ady tu zawierane do króla Zygmunta i o wszyst-
kim uwiadomiê kanclerza. Baronowi zaS poka¿ê listy, które pisujesz do katolików, aby siê
uniewinniæ na przypadek przegranej; objawiê ca³y twój plan zdradzania obu stron.
- To niepodobna! - wo³a³ Rogosz. - Ja ¿adnych podobnych listów nie pisa³em.
- Zapomnia³eS, przyjacielu, ¿e dla z³ota nie ma nic niepodobnego. NamySl siê prêdko, bo ju¿
tego pokoju bez odpowiedzi nie opuScisz; odeszlê ciê baronowi wraz z listami.
- Mia³¿ebyS mnie uwiêziæ! - porywaj¹c siê do szabli wyrzek³ z zadziwieniem, lecz wnet
och³on¹³ spostrzeg³szy, ¿e ka¿dych drzwi pilnuje dobrze uzbrojony hajduk. Opór na nic by
siê nie przyda³.
- Piêknie szanujesz prawo goScinnoSci.
- To wszystko bajeczki - rzek³ Sêdziwoj ze Smiechem - tak mi sam niegdyS mówi³eS, dziS
korzystam z twoich nauk.
Rogosz spogl¹da³ po stronach, jakby szuka³ ratunku, a¿ wpadaj¹c na nowy wybieg, zapyta³:
- Czy Adela na to zezwoli?
- JeSli to ostatnia twoja obrona, to niewielka zrêcznoSæ! A przecie¿ Adela o tym wiedzieæ nie
potrzebuje, ¿e zosta³a drugi raz sprzedan¹. Albo ty, tak wymowny, wyt³umaczysz jej, ¿e to
dla wiêkszego waszego dobra nast¹pi³o; wyt³umaczysz jej, ¿e teraz bêdzie ze mn¹ szczê-
Sliwsz¹ jak z tob¹ - ona tak rozs¹dna, przystanie! Albo te¿, jak chcesz, mo¿esz j¹ porzuciæ, ja
znajdê, wesprê, pocieszê, dawn¹ mi³oSæ przypomnê, a mówiæ tylko bêdê o przyjaxni
i wdziêcznoSci; dla tych s³Ã³w kobiety maj¹ wiele poci¹gu. WdziêcznoSæ ku mnie bêdzie jej
obowi¹zkiem, Adela zaS tak szanuje obowi¹zki! Przecie¿ mnie tylko poSwiêci³a dla obowi¹z-
ku, sprzeda³a mi³oSæ, aby kupiæ mê¿a. W dodatku do targu, wszystko, co jest w tym domu
moj¹ w³asnoSci¹: i ten balet, i te sprzêty, i tê muzykê darujê ci.
Rogosz namySla³ siê. Muzyka, wino i chciwoSæ bra³y nad nim górê. Spojrza³ doko³a, jakaS
z dziewcz¹t, cudnej piêknoSci z wzruszonym oddechem, iskrz¹cym wzrokiem, wzywa³a go
do grona tañcz¹cych, w³aSnie kiedy Sêdziwoj nakreSlony naprêdce kwitek podawa³ mu do
podpisu, jak szatañski cyrograf. Mia³ tylko podpisaæ, i¿ on, Wac³aw Rogosz, sprzedaje sw¹
ma³¿onkê Adelê von Wardstein Micha³owi Sêdziwojowi za pieni¹dze.
Rogosz powstaj¹c z sofy uchwyci³ bia³¹ d³oñ podaj¹cej mu do tañca dziewczyny, a praw¹ rêk¹
nakreSli³ na kwitku swoje nazwisko i zawo³a³ prawie z radoSci¹.
- Niech siê stanie!
Sêdziwoj patrza³ za odchodz¹cym z wyrazem pogardy, a zgrzytn¹wszy zêbami uderzy³ nog¹
w ziemiê i ponuro rzek³ do siebie:
- Na dxwiêk tego przeklêtego metalu ginie nawet granica pod³oSci i hañby.
______________________
[ Pobierz całość w formacie PDF ]