[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się spodziewać. Teraz wszystkie urządzenia jakby rodem z fantastyki naukowej
zniknęły. Stoły laboratoryjne ziały pustką jak lady sklepu, który splajtował.
W sali znajdowało się sześć osób. Ellen rozmawiała z dwoma policjantami
w mundurach, sporządzającymi protokół. Widok pilnie notującego policjanta bo-
leśnie przypomniał Cathryn wydarzenia ubiegłego wieczora. Koło biurka Char-
lesa doktor Ibanez i doktor Morrison pogrążeni byli w rozmowie z piegowatym
mężczyzną w niebieskim poliestrowym sportowym płaszczu, który natychmiast
ruszył w jej stronę.
 Pani Martel?  zapytał.
Skinęła głową i ujęła wyciągniętą dłoń mężczyzny, miękką i nieco spoconą.
 Jestem detektyw Patrick O Sullivan. Wyznaczono mnie do prowadzenia tej
sprawy. Dziękuję pani za przybycie.
Nad ramieniem O Sullivana Cathryn dostrzegła, że Ellen wskazuje na pusty
stół laboratoryjny, po czym znów coś mówi. Nie dosłyszała dokładnie słów, zo-
rientowała się jednak, że mowa o aparaturze. Obejrzawszy się na dyrektorów,
stwierdziła, że są pogrążeni w ożywionej dyskusji. Nie wiedziała, o czym mó-
wią, zobaczyła tylko, jak doktor Morrison z widocznym gniewem uderza pięścią
w otwartą dłoń.
 Co się stało?  spytała, spoglądając w łagodne zielone oczy detektywa.
 Wygląda na to, że pani mąż po zwolnieniu go z instytutu ukradł stąd więk-
szość sprzętu.
Spojrzała na niego rozszerzonymi z niedowierzania oczyma.
 Niemożliwe.
 Mamy niezbite dowody. Dwóch nocnych strażników pomogło doktorowi
Martelowi rozmontować aparaturę i załadować ją na furgonetkę.
 Ale dlaczego?  spytała Cathryn.
 Miałem nadzieję, że pani mi to powie  rzekł detektyw. Rozejrzała się po
sali starając się oszacować rozmiary szaleństwa Charlesa.
 Nie mam najmniejszego pojęcia  powiedziała.  To jakiś absurd.
O Sullivan zmarszczył czoło i uniósł brwi, wodząc wzrokiem za jej spojrze-
niem.
 Zgadza się, to wygląda absurdalnie. Niemniej jednak to poważna kradzież,
proszę pani.
Cathryn spojrzała w milczeniu na detektywa. O Sullivan spuścił oczy i zaszu-
rał stopami.
199
 To stawia w całkowicie odmiennym świetle zniknięcie pani męża. Co inne-
go uprowadzenie dziecka przez rodzica  mówiąc szczerze, nie przejęliśmy się
tym zanadto  a co innego kradzież. Będziemy musieli podać szczegóły do ogól-
nej wiadomości i przekazać nakaz aresztowania dalekopisem służby federalnej.
Cathryn zadrżała. Za każdym razem, gdy wydawało się jej, że dotarła do dna
trapiącego ją koszmaru, sytuacja stawała się jeszcze gorsza. Charles był teraz po-
szukiwany przez policję.
 Nie wiem, co mam powiedzieć.
 Proszę przyjąć wyrazy współczucia.
Za jej plecami stanął doktor Ibanez.
Odwróciła się i spojrzała w strapioną twarz dyrektora.
 To istotnie tragedia  zgodził się Morrison z podobnie współczującą mi-
ną.  I pomyśleć, że Charles był obiecującym badaczem.
Zapadła chwila niezręcznego milczenia. Uwaga Morrisona zirytowała Cath-
ryn, nie potrafiła jednak znalezć właściwych słów, by na to odpowiedzieć.
 Z jakiego dokładnie powodu zwolniono doktora Martela?  spytał Patrick
O Sullivan, przerywając milczenie.
Cathryn odwróciła się w stronę detektywa. Zadał właśnie to pytanie, które ją
samą nurtowało, ale na które nie umiała się zdobyć.
 Przede wszystkim dlatego, że od pewnego czasu doktor Martel zachowywał
się nieco dziwacznie. Zaczęliśmy powątpiewać w jego równowagę psychiczną. 
Doktor Ibanez urwał.  Nie był również skłonny, by tak się wyrazić, grać w ze-
spole. W istocie chciał pracować sam, a ostatnio całkowicie odmawiał współpracy
z kimkolwiek.
 Jakimi badaniami się zajmował?  spytał detektyw.
 To trudno wyjaśnić laikowi  powiedział Morrison.  Zasadniczo doktor
Martel pracował nad immunologicznymi aspektami leczenia chorób nowotworo-
wych. Niestety, to podejście jest już nieco nieaktualne. Dziesięć lat temu wydawa-
ło się wielce obiecujące, jednak nie potwierdziły tego pózniejsze eksperymenty.
Charles nie mógł czy też nie chciał przyjąć tego do wiadomości. A, jak panu pew-
nie wiadomo, rozwój nauki nie czeka na nikogo.
Kończąc swoją przemowę, Morrison uśmiechnął się.
 Jak panowie sądzą, dlaczego doktor Martel zabrał całe wyposażenie labo-
ratorium?  spytał O Sullivan, wskazując szerokim gestem salę.
Doktor Ibanez wzruszył ramionami.
 Nie mam najmniejszego pojęcia.
 Myślę, że na złość  powiedział Morrison.  Jak dziecko, które zabiera
piłkę, gdy inne nie chcą grać wedle narzucanych przez nie zasad.
 Czy doktor Martel mógł zabrać aparaturę, żeby dalej prowadzić swoje ba-
dania?  spytał O Sullivan.
200
 Nie, to niemożliwe  oświadczył Morrison.  Do tych prac niezbędne
są hodowane z zachowaniem ściśle określonych wymogów zwierzęta laboratoryj-
ne. Charles nie zabrał swoich myszy. Myślę, że jako zbiegowi trudno byłoby mu
uzyskać nowe.
 Mam nadzieję, że da mi pan listę firm dostarczających takie zwierzęta 
powiedział detektyw.
 Oczywiście  zgodził się Morrison.
W głębi laboratorium zadzwonił telefon. Z niewiadomych sobie przyczyn Ca-
thryn drgnęła. Słuchawkę podniosła Ellen, która po chwili zawołała O Sullivana.
 Musi pani przeżywać bardzo ciężkie chwile  zwrócił się do Cathryn dok-
tor Ibanez.
 Nie ma pan pojęcia, jak ciężkie  odparła.
 Gdybyśmy tylko mogli w czymś pomóc. . .  powiedział Morrison.
Cathryn uśmiechnęła się z wysiłkiem.
Wrócił Patrick O Sullivan. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •