[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Puścił ją.
- Czyli jakie?
Zaśmiała się nerwowo.
- Nigdy w życiu nie spotkałam nikogo, kto oskarżałby mnie o próbę szantażu!
Sin zmrużył oczy.
- Musisz się wreszcie przyznać...
- Nie muszę się do niczego przyznawać. I nie mam zamiaru wysłuchiwać twoich
absurdalnych podejrzeń i oskarżeń. - Wbiła w niego wrogie spojrzenie. - A teraz wy-
bacz...
Odwróciła się na pięcie, by odejść. Sin jednym susem znalazł się naprzeciwko niej,
blokując jej drogę ucieczki.
- Nie, Luccy, nie wybaczę ci - warknął Sin.
Zastanawiał się, co takiego jest w tej kobiecie, że znajdując się w jej pobliżu, ma
ochotę złapać ją, zanieść do najbliższego łóżka i przez całą noc nie dawać jej chwili wy-
tchnienia.
- Jeszcze nie skończyłem z tobą rozmawiać - powiedział gardłowym głosem.
- Za to ja skończyłam.
R
L
T
Sin rozejrzał się po sali; ciągle napływali nowi goście, panował coraz większy ha-
łas.
- Chodzmy w jakieś ustronne miejsce, gdzie będziemy mogli spokojnie porozma-
wiać - zaproponował.
Luccy pokręciła głową.
- Nigdzie z tobą nie pójdę, Sin.
Zanim przyleciała do Nowego Jorku, obiecała sobie, że pod żadnym pozorem nie
zostanie sam na sam z Sinem.
Doskonale wiedziała, czym to może grozić. Nadal czuła do niego niesamowicie
silny, irracjonalny pociąg fizyczny. Wystarczyło jedno spojrzenie w jego srebrnoszare
oczy, by dostrzec, że on również jej pożąda.
Przysięgła sobie, że do niczego między nimi nie dojdzie.
Już nigdy, przenigdy! Sin uniósł brew.
- Boisz się, Luccy?
Odgarnęła ręką kosmyk włosów z twarzy.
- Nie łudz się, że kolejny raz uda ci się zastawić na mnie sidła - rzuciła stanowczo.
Sin stał tak blisko niej, że czuł jej oddech i bijące od niej ciepło.
- Ile razy wspominałaś naszą wspólną noc, Luccy? - zapytał z ogniem. - Jak często
leżysz w łóżku w środku nocy i nie możesz zasnąć, bo czujesz bolesną tęsknotę za tym,
co ze mną przeżyłaś?
On sam od dwóch miesięcy spędzał w ten sposób niemal każdą noc. Wspominał jej
nagie ponętne ciało; uczucie, kiedy się połączyli; ekstazę, której oboje doświadczyli.
Za każdym razem jednak przypominał sobie również, że ona przecież po prostu go
wykorzystała.
- Przykro mi, ale zawiodę cię, panie Sinclair - odpowiedziała. - Jestem zbyt zajęta,
by zaprzątać sobie tobą głowę.
- Ażesz! Kłamiesz w żywe oczy! Jesteś w tym naprawdę niezła.
Spojrzała na niego z nagłą furią.
- Ty byd...
- Sin, masz zamiar cały wieczór męczyć swoim towarzystwem tę młodą damę?
R
L
T
Luccy przeniosła wzrok z Sina na starszego mężczyznę, który nagle pojawił się
obok nich. Był wysoki i szczupły, ubrany w elegancki czarny garnitur, który kontrasto-
wał z burzą siwych włosów. Aatwo było zauważyć podobieństwo między nim a Sinem.
Obaj mieli te same, mocne rysy twarzy. To na pewno Jacob Sinclair senior, dziadek Sina.
Sin natychmiast objął ją w talii.
- Luccy, poznaj mojego dziadka, Jacoba Sinclaira - rzekł aksamitnym głosem. -
Dziadku, to Lucinda Harper-O'Neill.
Poczuła na sobie badawcze spojrzenie starszego pana.
- Ach, to ta utalentowana pani fotograf - powiedział z uznaniem. - Bardzo mi się
podoba to, co robi pani dla naszej firmy.
Luccy była zaskoczona, że senior rodu zna jej prace.
- Miło mi to słyszeć - odparła.
- Bycie miłym nie leży w naszej naturze - oświadczył mężczyzna. - Zapewne już
zdążyła to pani zauważyć, przebywając w towarzystwie mojego wnuka, nieprawdaż?
Sin westchnął poirytowany.
- Proszę o szczerą odpowiedz, panno Harper-O'Neill - dodał Jacob Sinclair.
- Cóż, Sin na pewno nie jest tak miły jak pan - powiedziała z uśmiechem. - Proszę
mówić do mnie Luccy.
- Z przyjemnością. Luccy, może zechciałabyś przyjść jutro z Sinem do mnie na
lunch?
- Przykro mi, panie Sinclair, ale jutro z samego rana odlatuję do Anglii - poinfor-
mowała go pospiesznie.
Czuła dłoń Sina na swoich plecach, co praktycznie uniemożliwiało jej trzezwe my-
ślenie. Sin spojrzał na nią zdziwiony.
- Jakaś nagła zmiana planów? - zapytał.
- Bardzo nagła - potwierdziła.
- Spróbuj ją nakłonić, Sin - zwrócił się senior rodu do wnuka. - Bardzo miło było
mi ciebie poznać, Luccy - rzekł na pożegnanie.
Kiedy zostali sami, Luccy spróbowała się wyswobodzić z uścisku Sina. Wpiła pa-
znokcie w jego dłoń. Skrzywił się i puścił ją. Luccy uśmiechnęła się triumfalnie.
R
L
T
- To nie było miłe, Luccy.
- A kto powiedział, że mam być dla ciebie miła? - odparła.
- Widzę, że poznanie mojego dziadka nie wpłynęło na ciebie pozytywnie - zauwa-
żył cierpko.
- Uważam, że to czarujący mężczyzna.
- W przeciwieństwie do jego wnuka?
- Zdecydowanie w przeciwieństwie - odparła słodkim głosem.
- Chyba wpadłaś w oko dziadkowi. Nie ma w zwyczaju zapraszać na lunch każdej
pięknej kobiety, którą spotka.
W głębi serca Luccy żałowała, że nie mogła skorzystać z zaproszenia Jacoba Sinc-
laira. Wiedziała jednak, że jak najszybszy powrót do Anglii będzie najlepszym wyjściem.
Ten wieczór jedynie umocnił ją w przekonaniu, że im mniej będzie miała kontaktu
z Sinem, tym lepiej.
- Muszę porozmawiać z kilkoma osobami na sali, Sin - oświadczyła.
- W którym hotelu się zatrzymałaś?
Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Po co ci ta informacja?
- Miałem nadzieję, że będę mógł cię odprowadzić, kiedy impreza dobiegnie końca.
Nie miała najmniejszego zamiaru zdradzić mu, że zatrzymała się w tym hotelu, w
pokoju na czwartym piętrze.
- Jesteś ostatnią osobą, której pozwoliłabym się odprowadzić - rzuciła ozięble.
Jej spojrzenie splotło się z jego spojrzeniem. Poczuła falę gorąca, skurcz w brzuchu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]