[ Pobierz całość w formacie PDF ]
matka.
Ojciec przyniósł sobie piwo.
- Racja - odparł i zatrzasnął drzwiczki lodówki.
W tym czasie dług Rolanda u Haralda wzrósł do dwustu pięć-
dziesięciu euro.
Na początku tygodnia Elisabeth spytała go:
- Ale w sobotę na moje urodziny przyjdziesz, tak? Bez ciebie
nie miałabym ochoty świętować.
- Jasne, że przyjdę.
55
- Myślałam, żeby imprezę zacząć o siódmej, ale ty możesz
wpaść wcześniej, żeby mi pomóc w przygotowaniach.
- W porządku.
- Nie mogę się już doczekać.
- Ja też.
W sobotę matka postanowiła zrobić generalne porządki. Kiedy
Roland zwinął dywan w dużym pokoju , zrobiło mu się słabo. Nie
był w stanie podnieść takiego ciężaru.
- Ależ z ciebie chucherko! - zadrwił ojciec i pomógł mu.
Pózniej Roland miał wynieść śmieci.
- Jeszcze to można wyrzucić - zawołała matka, kładąc grudę
gliny do drugiego wiaderka na śmieci.
Przy obiedzie Roland wspomniał, że nie ma jeszcze żadnego
prezentu dla Elisabeth. Matkę to poruszyło.
- Nie możesz pójść z pustymi rękoma! Jak by to wyglądało?!
Dała mu dziesięć euro i Roland od razu pojechał tramwajem
na Opernplatz. Jednak minęła już czternasta i wszystkie sklepy
były pozamykane.
Na Goethestrasse Roland spotkał Petera Lattowa, który miał
ochotę na piwo. Poszedł więc z nim i zamówił guinnessa.
Było dwadzieścia minut po dziewiątej wieczorem, kiedy Ro-
land w końcu zjawił się u Elisabeth. Już na klatce schodowej usły-
szał muzykę. Drzwi otworzyła mu Elisabeth.
- Rolandzie! Nareszcie!
- Nie mogłem wcześniej. Miałem wypadek na rowerze. Taki
jeden wyjechał z Schubertstrasse jak szalony, prosto na mnie.
Dzięki Bogu, że za rogiem jest szpital.
- Czy coś ci się stało?
- Nie, tylko rower jest zniszczony. A potem jeszcze policja
musiała spisać całe zajście i takie tam.
- Hej, Rolandzie, na pewno nic ci nie jest?
- Na pewno. Czemu tak na mnie patrzysz?
- Ach, nic.
- Teraz tylko nie zaczynaj kazania jak moja matka!
56
- O ludu! Coś ty taki przewrażliwiony?! Nawet mi jeszcze nie
złożyłeś życzeń!
- Ach, tak... Wszystkiego najlepszego.
Roland zbliżył się do Elisabeth, żeby ją pocałować. Ona jednak
odwróciła głowę. Chłopakowi zrobiło się gorąco. Po raz kolejny
miał nieczyste sumienie.
Dziewczyna spojrzała na niego.
- Znów się upiłeś! Tylko czy musiałeś akurat w moje uro-
dziny?!
- Wszyscy jesteście tacy sami!
- Rolandzie!
Elisabeth próbowała go zatrzymać, ale on, potykając się, już
zbiegał po schodach na dół.
W klubie młodzieżowym odbywała się jakaś uroczystość. Kilku
nauczycieli też tam było. Thiele siedział tuż przy drzwiach. Poma-
chał Rolandowi, żeby podszedł do jego stolika, ale chłopak ruszył
od razu do baru.
- Podaj mi piwo - powiedział do dziewczyny, która nalewała
sok jabłkowy.
- Piwa nie mamy - odparła.
- Gówniany interes!
- Ach, odczep się. Masz już dosyć!
Roland oparł się o stół i potrącił dwie pełne szklanki.
- Człowieku, uważaj!
Szklanka potoczyła się po blacie. Dał się słyszeć odgłos tłu-
czonego szkła. Ktoś powiedział:
- Chłopak jest pijany i zaraz będzie się awanturować. Wy-
rzucić go stąd!
- Nie dotykać mnie! - wrzasnął Roland.
Thiele natychmiast do niego podszedł i pociągnął w kierunku
drzwi wyjściowych.
- Chodz, Rolandzie - powiedział. - Zaprowadzę cię do domu.
- Sam mogę iść!
- Nie sądzę.
57
Na ulicy Thiele złapał chłopaka mocno za ramię, ale ten uwol-
nił się z uchwytu i chciał uciekać. Nie dał jednak rady, upadł.
Thiele pomógł mu wstać.
Po drodze milczeli. Roland skupił się na tym, by iść prostym
krokiem. Chciał od razu wrócić do domu. Thiele zapytał go w
pewnej chwili:
- Rolandzie, czy byłeś z rodzicami w poradni dla uzależ-
nionych?
- Nieee...
- A dlaczego nie? Chyba wyraziłem się jasno na spotkaniu z
twoją mamą!
Chłopak wzruszył ramionami. Thiele zaczął jeszcze raz.
- Rolandzie, tak dalej być nie może. Odwiedzisz mnie kiedyś?
Myślę, że musimy poważnie porozmawiać. Wiesz przecież, gdzie
mieszkam. Na Feuerbachstrasse.
- Nie mam ochoty na pogadanki - powiedział Roland i po-
szedł do domu.
W niedzielne popołudnie zadzwonił do Elisabeth.
- Hej! Czy wczoraj zachowałem się jakoś zle na twoim przy-
jęciu?
- Ciebie w ogóle tam nie było! Wpadłeś o wpół do dziesiątej i
zaraz poszedłeś. To, że coś piłeś, zauważyłam. Ale to, że tak...
- Tak, tak... - przerwał dziewczynie. - Musiałem jeszcze coś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]