[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naprawdę żąda, abyś niezwłocznie stawiła się przed jego
obliczem.
- Ale po co? - dziwiła się Zara. - W jakim celu mam
stanąć przed królem?
- Zdaniem naszego czcigodnego ojca, król Hakem albo
chce, żebyś osobiście mu się wytłumaczyła ze swego
karygodnego wybryku i poprosiła o przebaczenie, albo...
- Paz zawiesił znacząco głos.
- Albo co? - rzuciła niecierpliwie Zara, obawiając się
czegoś znacznie gorszego niż kajanie się przed królem, bodaj
na klęczkach.
- Albo zamierza mimo wszystko doprowadzić do swoich
zaślubin z tobą, jako dragą po Rashy królewską małżonką.
- Nie, nie, to niemożliwe! - wykrzyknęła Zara. -
Królewskie zaślubiny są już absolutnie niemożliwe po tym, co
zaszło między mną a szejkiem w Ameryce!
- Więc jednak byliście kochankami? - spytał Paz.
- Miałeś w tej kwestii jakiekolwiek wątpliwości? -
odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Paz ciężko westchnął i bezradnie wzruszył ramionami.
- Ja z tego prawie nic nie rozumiem, Zaro - przyznał.
- Czy ty kompletnie straciłaś zdolność odróżniania
dobrych uczynków od złych? Czy ty zupełnie straciłaś
poczucie honoru i poczucie obowiązku wobec rodziny?
Oddałaś się temu mężczyznie, żeby...
- %7łeby uniemożliwić ojcu zmuszenie mnie do
niechcianego małżeństwa z królem Hakemem! - weszła mu w
słowo.
- Do małżeństwa, którego król Hakem również nie chciał!
- Jesteś tego pewna?
- Tak - potwierdziła Zara z przekonaniem. - Tak samo,
jak jestem pewna, że szejk Malik Haidar nie zabił naszego
brata Dżeba.
Paz spojrzał na nią z ukosa.
- Zabił go - mruknął, pośpiesznie opuściwszy głowę.
- Nie wierzę! - wykrzyknęła. - Jak to się stało? Jak doszło
do tego wypadku? Opowiedz mi! - domagała się od brata
dokładniejszych wyjaśnień.
- Nie pamiętam - odparł wymijająco Paz, - Byłem
wówczas jeszcze mały, nie pamiętam szczegółów.
- Pamiętasz, Paz, tylko nie chcesz mówić. Dlaczego?
- Twoja matka... nigdy nie chciała... żeby ci o tym
opowiadać... - wykrztusił.
- Moja matka już nie żyje, więc mów! - zażądała. Paz,
dziwnie zdeprymowany i najwyrazniej niezdolny w tym
momencie do przeciwstawienia się przyrodniej siostrze, zaczaj
niechętnie wspominać:
- To było przeszło dziesięć lat temu. Szejk Malik
przyjechał w odwiedziny do naszego brata Asima, z którym
się wówczas blisko przyjaznił i...
- Tak?
- .. .i pokłócił się z nim o coś - dokończył po chwili
wahania Paz.
- O co się pokłócili? - spytała Zara.
- Nie pamiętam. Może chodziło o jakieś sprawy
polityczne? A może o kobietę? Nie mam pojęcia. Wiem tylko,
że to była bardzo gwałtowna kłótnia.
- Czym się skończyła?
- Tym, że szejk Malik wpadł we wściekłość. W
prawdziwą furię!
- I co robił?
- Krzyczał! Przeklinał! Odgrażał się, że zniszczy dom
naszego ojca! I cały jego ród! W końcu, trzasnąwszy
drzwiami, wypadł na dziedziniec naszego domu. A na
dziedzińcu bawił się pod drzewem nasz mały Dżeb.
- Nie wierzę, że Malik mógłby go zabić, nawet w
największej złości! Nie wierzę, że mógłby zabić niewinne
dziecko! - wykrzyknęła Zara.
- Dżeb bawił się wtedy pod drzewem, w jego cieniu -
kontynuował Paz, ignorując ją całkowicie. - Kiedy nasz ojciec
wybiegł na dziedziniec, ujrzał swojego małego synka
przygniecionego do pnia przez terenowy wóz szejka Malika.
Mały Dżeb umierał, a szejk stał obok i spokojnie przyglądał
się temu.
Zara rozpłakała się.
- To nie mogło być tak, jak ty mówisz! Musi być jakieś
inne wyjaśnienie! To na pewno nie Malik zabił Dżeba! To na
pewno nie on! - powtarzała z uporem przez łzy.
- Dość! - wrzasnął zniecierpliwiony Paz. - Przyjmij do
wiadomości to, co ci powiedziałem i nie próbuj z nikim innym
o tym rozmawiać, a zwłaszcza z naszym ojcem! Chyba że
chcesz sprowadzić na siebie jeszcze większy niż dotąd jego
gniew! Bądz chociaż raz rozsądna, Zaro. Nie drażnij ojca.
Poproś go o przebaczenie.
Wciąż pochlipując, Zara przecząco pokręciła głową.
- To Malika powinnam poprosić, by mi wybaczył -
stwierdziła.
- On miałby ci coś wybaczyć? - zdumiał się Paz. - A cóż
takiego?
Zara otarła łzy i patrząc mu śmiało prosto w oczy,
odpowiedziała:
- To, że podstępem wdarłam się do jego domu - zaczęła
wyliczać. - To, że nie powiedziałam mu, kim jestem. To, że go
naraziłam na brutalną agresję ze strony ojca i was wszystkich,
moich przyrodnich braci... nożowników!
- Przecież nie uczyniliśmy mu żadnej krzywdy tymi
sztyletami.
- Na szczęście! - wykrzyknęła Zara. - Bo jeślibyście to
zrobili, gdyby szejk Malik zginął z ręki któregoś z was, to ja
też bym się zabiła z rozpaczy.
- Kochasz go? - spytał Paz.
- Tak, kocham - potwierdziła Zara.
- Więc musisz zdławić to uczucie w swoim sercu, musisz
wyrzec się go jak najszybciej raz na zawsze.
- Dlaczego?
- Bo ojciec nigdy ci na to pozwoli. On, Kadar bin Abu
Salman, nigdy nie pozwoli ci kochać człowieka, który zabił
mu syna, nigdy nie pozwoli ci do niego odejść, choćby miał
cię tu więzić do końca życia.
- Sprzeciwię się mu! - wybuchnęła Zara. - Ucieknę!
- Już raz przecież uciekłaś, no i co z tego? - rzucił
drwiącym tonem Paz. - Ojciec cię znalazł, nawet na drugim
końcu świata, w Kalifornii, w Stanach Zjednoczonych.
Odnalazł cię i sprowadził z powrotem. Jest zbyt potężny, byś
mogła mu się skutecznie sprzeciwić. Zbyt wiele może. Pomyśl
tylko, co zrobił kiedyś z Malikiem, prawowitym następcą
rahmańskiego tronu! Wygnał go z kraju i nie pozwolił mu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •