[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Kim pan jest?  krzyknęła podniesionym głosem.
Na szerokich, wąskowargich ustach narodził się uśmiech. Zaczął się w kątach i odsłonił
powoli duże, piękne zęby. Tym razem głos widma zabrzmiał jeszcze bardziej metalicznie niż
poczÄ…tkowo.
 Jones. Jestem Jones.
Czego pan ode mnie chce?
Uśmiech zgasł.
·ð ð Galta.
·ð ð Nie rozumiem pana.
On panią kocha  rzekła okropność. Niech go pani tu sprowadzi, to panią
puszczÄ™.
Gail doznała znów wrażenia, że ziemia usuwa jej się spod nóg. Nie wiedziała, kim był ten
makabryczny osobnik i nie rozumiała, dlaczego zażądał od niej Galta. Ale i o Galcie niewiele
wiedziała. Przypuszczała, że to on kazał ją porwać. Wszak przyznał się do wysłania listu z
prośbą o spotkanie. List był pisany jego stylem. Jeżeli teraz ten szkielet żądał Galta w zamian
za wolność... to co to mogło znaczyć?
·ð ð Nie wiem, gdzie on jest  wyjÄ…kaÅ‚a  i wszystko mi jedno. ChcÄ™ tylko odzyskać
swobodę. Jak stąd wyjść?
·ð ð Pani wie, jak siÄ™ z nim skomunikować.
W głosie maszkary zabrzmiał pomruk gniewu. Gail, tracąc panowanie nad sobą,
krzyknęła:
 Z jakiej racji ja mam panu pomagać?
Przerazliwie chude ręce wysunęły się do światła, długie palce zagięły się jak szpony.
Właściciel ich walczył z potężniejącym gniewem. Na chwilę zwyciężył i jego drgające wargi
rozszerzyły się w uśmiechu.
 Z pani jest niegrzeczne dziecko  wymamrotał.  Powinno się
panią zamknąć w ciemnej komórce bez jedzenia... Musi mi pani
sprowadzić tutaj swego kochanka!  krzyknął.
Gail straciła głowę.
 Co, ty ohydny...
W suchym gardle potwora coś zawarczało i zahuczało. Kiedyś na polowaniu Gail słyszała
wrzask jakiegoś wielkiego, górskiego kota, doprowadzonego do wściekłości. Teraz doznała
tego samego wrażenia,
111
co wtedy  w tym większym stopniu, że niesamowity osobnik starał się nad sobą panować.
·ð ð Nie, nie, niech mnie pani nie irytuje. Ja chcÄ™ Galta. Niech go pani sprowadzi.
·ð ð Nie sprowadzÄ™!  krzyknęła z rozpaczÄ… Gail.  Nie sprowadzÄ™, dopóki siÄ™ nie
dowiem, czego pan chce ode mnie i od niego.
Kościste palce skurczyły się kilkakrotnie i wyprostowały, po czym jeden z nich nacisnął
przycisk dzwonka.
Gail zamarła. Czuła, że wlepione w nią oczy nie patrzą na nią jak na kobietę, ani w ogóle
jak na żywą istotę. %7łe raczej widzą w niej przeszkodę, czy środek do osiągnięcia czegoś,
czego pożądają z jednostronnością, właściwą szaleńcom. Po chwili chudy palec nacisnął
przycisk jeszcze raz i jeszcze raz.
W drzwiach, przez które wepchnięto Gail, zgrzytnął klucz i do pokoju wszedł pośpiesznie
człowiek, opatrujący sobie twarz. Gail domyśliła się w nim swego opiekuna z samochodu.
Najwidoczniej Jones wymagał pośpiechu niezależnie od okoliczności, jak choćby w
wypadku nieopatrzonych ran.
Jones zwrócił się do grubasa w języku niezrozumiałym dla Gail. Ten żachnął się
niecierpliwie i słuchając, odwrócił twarz. Ale Gail spostrzegła, że po chwili jakby odetchnął z
ulgą. Domyśliła się, że musiał dostać jakiś rozkaz.
Gruby bandzior pochwycił ją za ramiona. To dotknięcie wprawiło ją momentalnie w taką
furię, że wyrwała się i wskoczyła na podium, chcąc porwać z biurka jakąś broń.
Koścista dłoń zgniotła jej napięstek z niesamowitą siłą i prawie sparaliżowała. Ale Gail
zdobyła się jeszcze na wysiłek wolną ręką. Pochwyciła z biurka ciężki przycisk i byłaby nim
cisnęła w trupią twarz, gdyby nie te oczy, które zaczęły zachodzić krwią. Oprzytomniała.
Zrozumiała, że miała do czynienia z szaleńcem.
Tymczasem grubas wyrwał jej z ręki kryształową kulę i wykręcił ramię. Po czym, już
nieopierąjącą się, wyprowadził z pokoju przez drzwi, którymi wszedł Jones i Gail zdążyła
jeszcze spostrzec, że Jones oblizał wargi z wyrazem zadowolenia, iż nie zrobił czegoś, czego
pózniej by żałował.
W korytarzu znów oślepiło ją przerazliwe światło i zmusiło do zamknięcia oczu. Nie
widząc, którędy idzie, zorientowała się tylko, że tym razem prowadzą ją na dół.
Poczuła piwniczną wilgoć, ale nie otworzyła oczu, w obawie przed światłem,
szturmujÄ…cym powieki.
Nagle pchnięto ją na jakąś ścianę i jednocześnie zatrzaśnięto drzwi. Poczuła, że znajduje
się w ciemnościach. Otworzyła oczy i wyciągnęła ręce, które oparły się o mur.
112
Była zamknięta w komórce wielkości niewielkiej skrzyni.
W pierwszej chwili chciała się rzucić na drzwi i wybuchnąć rwącym się z gardła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •