[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Kochał światło. Zwiatło i ostry nóż, to były jego największe
upodobania. Niech pan tylko policzy, panie Brtko. Czterdzieści lat go
strzygłem i goliłem. Czterdzieści lat... to jest pełna stodoła włosów...
Co ja mówię, stodoła, dziesięć stodół, sto stodół włosów...
Fryzjer Katz w roztargnieniu brał w rękę maszynki, nożyczki,
flakoniki i zamiast je układać w tekturowej walizce, przesuwał
z brzękiem z miejsca na miejsce. Szara tafla lustra odbijała jego postać
w czarnym kapeluszu i długim po kostki płaszczu. Wyglądał jak
czarnoksiężnik.
 Przez cały dzień narzekała  powiedział Brtko  że czuje się
jakaś nieswoja i że w nocy była burza...
 Panie Brtko, ja nie jestem mędrzec, ale jedno wiem na pewno:
tam, gdzie władza krzywdzi uczciwych ludzi, koniec ze wszystkim.
Wcześniej czy pózniej przyjdzie kolej na każdego, nawet na tych,
co takie prawa wymyślają. Zaczną się wzajemnie pożerać. Jak ryby.
Drapieżna ryba zjada słabszą. Mała ryba mniejszą od siebie. Tak już
jest... Imrich Kucharsky już nie przyniesie Lautmanowej szabasowej
ryby. Koniec z rybami. Kucharskiego wsadzili do mamra.
Brtko zerwał się z krzesła.
 To nie jest mój wymysł  powiedział fryzjer.
 Panie Katz, pan też wyjeżdża?
 Może pan jeszcze powie, że jadę na wycieczkę? Pan nie widział
straży wokół miasta? Ani uzbrojonych patroli gwardzistów na ulicach?
Pan nic nie wie o karabinach maszynowych ustawionych na podwórzach
jak podczas jakiego oblężenia? Tylko tego brakuje, panie Brtko, żeby mi
pan poradził utworzyć razem ze starą Lautmanową batalion i rzucić się
z gołymi rękami na gwardzistów. Przyłączy się pan do nas, panie Brtko?
 Ja... już muszę iść, panie Katz... wstąpiłem, bo myślałem, tak jak
pan mówił... a i ten wasz sekretarz... że niby co tydzień mam przyjść
i wziąć tego... pieniądze od waszego stowarzyszenia. Muszę już iść.
Do widzenia, panie Katz.
 Do widzenia, panie Brtko. Dobry Pan Bóg z pewnością ześle
panu tłumy klientów na guziki i koronki i obfite zarobki, żeby
wynagrodzić panu tę stratę. Uwaga na głowę!  zawołał nagle. W chwili
gdy Brtko zatrzymał się gwałtownie przed ściągniętą do połowy żaluzją,
walizka z ogłuszającym brzękiem sypiących się na podłogę rzeczy
spadła z krzesła.
Rozejrzawszy się, czy nikt go nie widzi, Brtko pobiegł wprost
do mieszkania Kucharskiego.
 Sama jesteś?  krzyknął do Erżiki. Kiwnęła głową.
Brtko rozejrzał się po pokoju. Panował w nim straszliwy nieład.
Na podłodze leżały szuflady, rozrzucone papiery, pościel, dywan był
wywinięty na lewą stronę, szafy odsunięte od ścian, wazon przewrócony.
 Dopiero co był tu pan Gejza  oznajmiła Erżika.
 Trafikant?  Brtko opadł na krzesło pośród rozrzuconych rzeczy.
 Powiedział mi:  Pójdziesz ze mną, Erżiko . A ja mu
powiedziałam:  Dobrze, pójdę z panem . A on powiedział:  Wiesz co, ja
tu jeszcze przyjdę. Wrócę za chwilę .
 Po co?
 Ja nie wiem. Potem przyszedł Danielek i powiedział:  Z samego
rana pójdziemy na jagody. A wieczorem... zobacz, co mam... . Wie pan,
co on miał? Taki strasznie wielki klucz, jak ma święty Piotr do bramy
niebieskiej. Powiedział: to jest klucz od więzienia. Uwolnimy dziadka.
A pan Gejza jeszcze powiedział:  Wzięli go wprost od bilardu . Aobuzy!
 O mnie nie pytali?
 Czterech ich było. Już chyba godzina, jak poszli. Jeden to zrobił
o tak...  dziewczynka pokazała, jak ją odepchnął.  Niech pan zobaczy!
 Uniosła spódniczkę i pokazała obtarte do krwi kolano.
 Po co przyszli?
 Ja nie wiem. Może po obrazy...
 Po obrazy? Zabrali jakiÅ› obraz?
 Tak, ten, na którym są trojaczki cioci Lili. Bardzo im się podobał.
U pana też byli?
 U mnie? Dlaczego? Co by u mnie robili?
 Ja nie wiem. To, co tutaj, nie?
Błyskawice rozjarzały grzbiety wzgórz, widnokrąg i ulicę.
Migotliwie, jakby ktoś zapalał i natychmiast gasił światło. Lało jak
z cebra. Od strony rynku słychać było oddalający się stuk butów patroli,
a tutaj, w pobliżu kościoła, człapały niepewnie czyjeś kroki.
Brtko podniósł kołnierz i wtulił głowę w ramiona. Jego kroki
zdradzały niezdecydowanie: jest sens iść w tym kierunku, czy może
lepiej zawrócić i pójść w przeciwnym? Huknął piorun. A zaraz potem
niebo zapłonęło, ale nie była to błyskawica. Brtko nie spostrzegł,
że na szczycie ostrosłupa zamigotały świetliste litery. Sprawdzano, jaki
to będzie miało efekt w ciemnościach.
Brtko przemykał się pod ścianami, a gdy wchodził na podwórze,
posłyszał ujadanie Esenca. W tej samej chwili wysoko nad rynkiem,
na szczycie drewnianego ostrosłupa znów zajaśniał i natychmiast zgasł
ogromny napis: ZA BOGA %7Å‚YCIE  ZA NARÓD WOLNOZ
 Na litość boską!  załamała ręce Ewelina.  Jak ty wyglądasz? 
Podbiegła do męża.  %7łebyś się tylko nie przeziębił  dodała.  Zobacz,
co dzisiaj masz.  Wskazała odświętnie nakryty stół. Wyjęła z szafy
czystą bieliznę i niedzielne ubranie.  Musimy się pospieszyć 
powiedziała  żeby nie czekali na nas długo.
Ponury nastrój Brtka przygasił jej serdeczność. Siadł przy stole
i zaczął jeść zupę.
 Dosyć słona?  zapytała.
Ugryzł kawałek chleba i kiwnął głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •