[ Pobierz całość w formacie PDF ]

O jakie pięćset metrów od miejsca, gdzie siedziałem, stała pierwsza z brzegu chata tej
wsi, stanowiącej część dóbr mego dziada ze strony matki, jedyną część, która została w
posiadaniu członka rodziny; a poza wsią, w czarnej nieskończoności zimowej nocy, leżały
wielkie nieogrodzone pola  nie płaska, surowa równina, lecz dobrotliwy, chlebodajny kraj o
niskich, zaokrąglonych pagórkach, teraz całych w bieli, z czarnymi plamami drzew
gnieżdżących się w zagłębieniach. Droga, którą przyjechałem, biegła przez wieś i skręcała tuż
za bramą zamykającą krótką aleję. Ktoś jechał po wgłębionym śnieżnym szlaku; żywy dzwięk
dzwonków wkradał się stopniowo w ciszę pokoju jak dzwięczny szept.
Rozpakowywaniu kufrów przyglądał się służący, który przyszedł mi pomóc i
przeważnie stał w drzwiach, uważny, lecz zbyteczny. Nie potrzebowałem go wcale, ale nie
chciało mi się odprawić tego chłopca, młodszego ode mnie z pewnością więcej niż o dziesięć
lat. Nie byłem ani w tej wsi, ani w tych okolicach od 1867 roku; a jednak dobroduszna,
otwarta twarz wiejskiego wyrostka wydała mi się dziwnie znajoma. Bardzo możliwe, że był
potomkiem, synem, a może i wnukiem służących, których przyjazne twarze widywałem we
wczesnym dzieciństwie. Okazało się jednak, że ów chłopiec nie ma prawa wymagać ode mnie
szacunku na tej podstawie. Pochodził z jakiejś sąsiedniej wsi i awansował świeżo na lokaja,
wyuczywszy się służby w dwóch czy trzech domach jako chłopiec kredensowy.
Dowiedziałem się o tym nazajutrz od poczciwego W. Mogłem oszczędzić sobie tego pytania.
Odkryłem wkrótce, że wszystkie twarze w domu i wszystkie twarze na wsi: poważne twarze
gospodarzy o sumiastych wąsach, okryte puchem twarze młodych ludzi, twarzyczki
jasnowłosych dzieci, piękne, opalone twarze i szerokie czoła kobiet, które widywałem na
progach chat  wszystkie były mi tak znajome, jakbym je znał od dzieciństwa i jakby moje
dziecinne lata dopiero co się skończyły.
Dzwonki podróżnego zabrzmiały głośniej, po czym oddaliły się szybko i zgiełk psów
szczekających we wsi uspokoił się wreszcie. Wuj, rozparty w rogu małej kanapki, palił w
milczeniu fajkę o długim tureckim cybuchu.
 Jakie śliczne biurko stoi w moim pokoju  zauważyłem.
 . To jest właściwie twoja własność  rzekł z oczami utkwionymi we mnie z
wyrazem zajęcia i uwagi, wyrazem, który nie opuszczał jego twarzy od chwili, gdy
przybyłem.
 Przed czterdziestu laty twoja matka pisywała przy tym biurku. W naszym domu w
Oratowie stało w małym saloniku, który za milczącym porozumieniem odstąpiliśmy
panienkom, to jest twojej matce i jej siostrze, zmarłej tak młodo. Ofiarował im obydwóm to
biurko nasz stryj, Mikołaj Bobrowski, gdy twoja matka miała lat siedemnaście, a ciotka o dwa
lata mniej. Było to najmilsze, rozkoszne dziewczątko, ta twoja ciotka, znana ci pewnie tylko z
imienia. Nie jaśniała wielką pięknością ani inteligencją jak twoja matka. Ale była wszystkim
droga przez swój zdrowy rozsądek, cudowną słodycz charakteru, wyjątkową łatwość i
swobodę w codziennych stosunkach. Jej śmierć była dla nas wszystkich strasznym ciosem i
ciężką stratą moralną. Gdyby ta dziewczyna nie była umarła, przyniosłaby największe
22
KRAINA LOGOS www.logos.astral-life.pl
błogosławieństwa domowi, w który weszłaby jako żona, matka i gospodyni. Stworzyłaby
naokoło siebie atmosferę spokoju i zadowolenia, bo tylko ci, co kochają bez egoizmu, umieją
tego dokazać. Twoja matka  bez porównania piękniejsza, wyróżniająca się niezwykłą
dystynkcją i wyjątkowym intelektem  miała mniej łatwy charakter. Znacznie hojniej
obdarzona przez naturę, spodziewała się też więcej od życia. W owych szczególnie ciężkich
czasach niepokoiliśmy się o nią ogromnie. Zapadła na zdrowiu wskutek wstrząsu
wywołanego śmiercią naszego ojca (była z nim sama w domu, gdy nagle umarł); szarpała ją
wewnętrzna walka między miłością dla człowieka, którego miała w końcu poślubić, i
świadomością, że nasz ojciec sprzeciwiał się stanowczo temu małżeństwu. Nie mogła się
zdobyć na lekceważenie uwielbianej pamięci ojca i jego sądu, który zawsze szanowała i
któremu wierzyła, a z drugiej strony czuła, że nie ma siły oprzeć się głębokiemu i szczeremu
uczuciu; trudno się też było spodziewać, aby umiała zachować równowagę ducha. Skłócona
wewnętrznie, nie mogła dać innym tego poczucia spokoju, którego w niej nie było. Dopiero
pózniej, gdy połączyła się wreszcie z człowiekiem swego wyboru, rozwinęła te niepospolite
dary umysłu i serca, które nakazywały szacunek i podziw nawet naszym wrogom. Znosiła ze
spokojem i hartem okrutne dopusty życia, odbijającego wszystkie narodowe i społeczne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •