[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Roblesa przeniosła się na nowe miejsce postoju, w pobliże stolicy. Ta zmiana była bardzo
na rękę zarówno moim uczuciom rodzinnym, jak i zapałom miłosnym.
Pewnej nocy zostałem dość późną porą wezwany do mego szefa. Zastałem generała
Roblesa odpoczywającego w swojej kwaterze, bez munduru, gdy z wielkiej szklanicy pił
czyste brandy — był to, jak zwykł mówić, środek zapobiegawczy przeciwko bezsenności,
spowodowanej ukąszeniami moskitów. Był to dobry żołnierz, i to on uczył mnie sztuki i
praktyki wojennej. Bóg będzie łaskaw jego duszy, bo powody jego postępowania były
zawsze patriotyczne, choć miał charakter choleryka. Używanie siatek moskitowych
uważał za zniewieściałość, za coś uwłaczającego, coś niegodnego żołnierza.
Od pierwszego wejrzenia zauważyłem, że na twarzy jego, już dobrze czerwonej, maluje
się wyraz doskonałego humoru.
— To — ciągnął generał Robles śmiejąc się głośno — jakiś chłopak wcisnął w rękę
posterunkowi przy głównej kwaterze, gdy poczciwiec stał i, nie ulega wątpliwości, myślał
sobie o swojej dziewczynie, bo zanim zdołał zebrać swoich pięć zmysłów do kupy,
chłopak zniknął w tłumie na targowisku; teraz przysięga, że nie mógłby go poznać;
oczywiście, aby uratować swe życie.
Szef mój powiedział mi dalej, że żołnierz oddał list sierżantowi straży przybocznej i że
koniec końców doszedł on do rąk naszego wodza. Jego ekscelencja raczył zapoznać się z
nim osobiście. Potem zwrócił się w tej sprawie poufnie do generała Roblesa.
25
Listu tego, señores, nie mogę teraz przytoczyć dosłownie. Widziałem podpis Gaspara Ru-
iza. Był to odważmy człowiek. Z kataklizmu wyniósł sobie swoją duszę, teraz dusza ta
podyktowała mu słowa tego listu. Ton listu świadczył o poczuciu niezależności.
Przypominam sobie, że wtenczas zrobił na mnie wrażenie czegoś szlachetnego i pełnego
godności. Nie wątpię, że to był jej list. Teraz drżę, gdy myślę o jego otchłannej
dwuznaczności. Gaspar Ruiz uskarżał się na niesprawiedliwość, której padł ofiarą, i
powoływał się na uprzednio złożone dowody wierności i męstwa. Gdy cudownym
zrządzeniem opatrzności uratował się od śmierci, nie może teraz myśleć o niczym innym,
tylko o oczyszczeniu swego imienia.
„Nie może mieć nadziei — pisał dalej — by stać się to mogło w którym z oddziałów, gdyż
jako infamis, będzie ciągle w podejrzeniu. Lecz może dać niezbite dowody swej
wierności." List kończył się propozycją, by wódz naczelny zechciał spotkać się z nim o
północy na środku Plaza przed mennicą. Za znak służyć miało trzykrotne skrzesanie
ognia krzemieniem, co nie zwracało uwagi, a wystarczyło, by się poznać.
San Martin, wielki oswobodzicie!, lubił ludzi dzielnych i odważnych. Ponadto był
sprawiedliwy i litościwy. Opowiedziałem mu dzieje tego człowieka, o ile sam je znałem,
po czym otrzymałem polecenie towarzyszenia mu najbliższej nocy. Znaki wymieniono
prawidłowo, była północ, a całe miasto leżało pogrążone w ciemności i milczeniu.
Zasłonięte postacie obydwu zeszły się na środku pustej Plaza, a ja dyskretnie trzymając
się z dala słyszałem szmer ich głosów przez godzinę albo i dłużej. Potem generał skinął
na mnie, bym się zbliżył, a gdy podszedłem, usłyszałem, jak San Martin, który dla
wielkich i małych był równie uprzejmy, ofiarował na tę nocGaspanowi Ruizowi gościnę w
głównej kwaterze. Ale żołnierz odmówił twierdząc, że nie jest godny tego zaszczytu,
dopóki czegoś nie dokona.
— Jego ekscelencja nie może gościć u siebie prostych dezerterów — zaoponował z cichym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •