[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kobiece... jeune–premier pokręcił się chwilę, popaplał, po czym z takim wyrazem twarzy, jak
by nie mógł pozostawać nadal w domu, w którym go obrażają, wziął czapkę i wyszedł bez
pożegnania.
W drodze do domu jeune–premier wciąż się pogardliwie uśmiechał i wzruszał ramionami,
kiedy jednak wrócił do numeru i wyciągnął się na kanapie, ogarnął go wielki niepokój.
„Do diabła – myślał. – Pojedynek to głupstwo, nie zabije mnie, ale najgorsze, że dowiedzą
się o tym koledzy, którzy przecież doskonale wiedzą, że zełgałem. Obrzydliwość! Wstyd na
całą Rosję...”
Podżarow pomyślał, zapalił papierosa i wyszedł na ulicę, żeby się uspokoić.
„Trzeba by pogadać z tym burbonem – myślał – wbić do tej zakutej głowy, że jest bałwan,
dureń... że się go wcale nie boję...”
Jeune–premier przystanął przed domem Zybajewa i spojrzał w okna. Za muślinowymi fi-
rankami paliły się jeszcze światła, poruszały się postacie.
– Zaczekam – postanowił aktor.
Było ciemno i chłodno. Jak przez sito mżył obrzydliwy jesienny deszczyk... Podżarow
oparł się łokciem o latarnię i pogrążył cały w niepokoju.
Zmęczył się, przemókł na wskroś.
O drugiej w nocy z domu Zybajewa zaczęli wychodzić goście... W końcu ukazał się w
drzwiach obywatel spod Tuły. Westchnął głośno na całą ulicę i poczłapał po chodniku swymi
ciężkimi kaloszami.
– Przepraszam! – zaczął jeune–premier dogoniwszy go. – Chwileczkę!
Klimow przystanął. Aktor uśmiechnął się i zaczął mówić krygując się i jąkając:
– Ja... ja przyznaję się... Skłamałem...
– Nie, pan zechce przyznać się publicznie! – rzekł Klimow i znowu stał się purpurowy. –
Ja tej sprawy tak nie zostawię...
– Ale ja przecież przepraszam! Błagam pana... pan rozumie?... Błagam dlatego, że pojedy-
nek, przyzna pan, spowoduje plotki, a ja jestem na służbie... mam kolegów... Mogą pomyśleć
Bóg wie co...
Jeune–premier starał się okazać obojętnym, uśmiechał się, trzymał się prosto, ale natura nie
była mu powolna: głos drżał, mrugały powieki w poczuciu winy, głowa ciążyła w dół. Długo
jeszcze coś nieskładnie mamrotał.
Klimow wysłuchawszy go pomyślał i westchnął.
16
– Niech już tam! – wyrzekł. – Niech panu Bóg przebaczy. Tylko niech pan już więcej nie
kłamie, młody człowieku! Nic tak nie upokarza człowieka, jak kłamstwo... Ta–ak! Jest pan
młody, wykształcony...
Obywatel spod Tuły dobrodusznie, ojcowskim tonem prawił morały, a jeune–premier słu-
chał i potulnie uśmiechał się...
Kiedy obywatel spod Tuły skończył, aktor wyszczerzył w uśmiechu zęby, skłonił się i od-
szedł ciężkim krokiem, cały dziwnie skulony, kierując się ku hotelowi.
Po półgodzinie, kładąc się spać i nie czując już żadnego niebezpieczeństwa, był w dosko-
nałym nastroju. Spokojny, zadowolony, że nieporozumienie skończyło się tak szczęśliwie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •