[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyznać, na samym początku naszego bycia razem, że jak tylko zniknął z horyzontu,
dostałam histerii z powodu urojonej ciąży. Mniejsza z tym. Jutro wieczorem go zobaczę.
Hura! Lalalala. 94
6 maja, sobota: początek obchodów Dnia Zwycięstwa |w Europie 57,5 kg Jedn. alkoholu 6,
papierosy 25, kalorie 3800 (czciłam rocznicę końca racjonowania żywności), trafione numery
totolotka O (kiepsko). Obudziłam się w zupełnie niemajowym upale i próbuję wykrzesać z
siebie entuzjazm w związku z końcem wojny, wolnością f Europie itd., itd. Prawdę mówiąc,
czuję się okropnie przygnębiona. "Wyrzucona poza nawias" może być wyrażeniem, którego
szukam. Nie mam żadnych dziadków. Tata jest przejęty imprezą w ogrodzie Alconburych, na
której, z jakichś tajemniczych powodów, będzie brał udział w konkursie podrzucania
naleśników. Mama jedzie do Cheltenham, gdzie się wychowała, na festyn uliczny,
prawdopodobnie z Juliem. (Dobrze, że nie ma romansu z jakimś Niemcem.) Nikt z moich
przyjaciół niczego nie urządza. Byłoby to w pewnym sensie niewłaściwe jako próba
podstępnego zaanektowania czegoś, co nie ma z nami nic wspólnego. Kiedy wojna się
skończyła, prawdopodobnie nie byłam nawet komórką jajową. Byłam niczym, podczas gdy
oni walczyli i smażyli marmoladę z marchwi czy co tam się wtedy robiło. Nie podoba mi się
ta wizja i mam ochotę zadzwonić do mamy, żeby spytać, czy kiedy wojna się skończyła, już
miesiączkowała. Czy komórki jajowe giną, czy też są magazynowane, póki nie zostaną
zapłodnione? Czy wyczułabym koniec wojny jako zmagazynowana komórka? Gdybym miała
dziadka, mogłabym wziąć udział w świętowaniu pod płaszczykiem bycia miłą dla niego. Och,
chrzanić to, idę na zakupy. 7 wieczorem. Daję słowo, od upału moje ciało dwukrotnie
zwiększyło objętość. Nigdy więcej nie wejdę do wspólnej przy-mierzalni. W Warehouse
sukienka utknęła mi pod pachami, gdy próbowałam ją zdjąć, i szarpałam się z nią dłuższą
chwilę, mając wywrócony na lewą stronę materiał zamiast głowy i pokazując 95
uda oraz falujący brzuch gromadzie rozchichotanych piętnastolatek. A kiedy pociągnęłam
głupią kieckę w dół, żeby się z niej wydostać drugą stroną, nie chciała mi przejść przez
biodra. Nienawidzę wspólnych przymierzalni. Wszyscy gapią się ukradkiem na cudze ciała i
nie patrzą sobie w oczy. Zawsze są tam dziewczyny, które wiedzą, że wyglądają
fantastycznie, cokolwiek na siebie włożą, więc tańczą rozpromienione dookoła, trzepią
włosami i wyginają się przed lustrem jak modelki, mówiąc: "Czy nie jestem w tym gruba?"
do swoich obowiązkowo tęgich przyjaciółek, które wyglądają we wszystkim jak indyjskie
bawoły. Cała ta wyprawa była zresztą katastrofą. Wiem, że powinnam kupować wybrane
artykuły w Nicole Farhi, Whistles i Josephie, ale tamtejsze ceny tak mnie przerażają, że
wracam z podkulonym ogonem do Warehouse'u i Miss Selfridge, grzebię w stertach sukienek
po 34,99, które nie chcą mi przejść przez głowę, a potem kupuję parę rzeczy u Marksa i
Spencera, bo nie muszę ich przymierzać. Wróciłam do domu z czterema rzeczami, których
nigdy nie włożę. Jedna przeleży dwa lata za krzesłem w sypialni w torbie M&S. Trzy
pozostałe wymienię na kupony kredytowe Boulesa, Warehouse'u itp., które następnie zgubię.
W ten sposób przepuściłam 119 funtów, za które mogłam kupić coś naprawdę ładnego w
Nicole Farhi, na przykład bardzo mały T-shirt. Zdaję sobie sprawę, że jest to kara za moją
płytką, materialistyczną obsesję na punkcie zakupów, kiedy powinnam nosić całe lato jedną
kieckę ze sztucznego jedwabiu i malować sobie kreski na łydkach; jak również za to, że nie
świętuję Dnia Zwycięstwa. Może powinnam zadzwonić do Toma i zorganizować uroczą
imprezkę na poniedziałkowy Bank Holiday? Czy można urządzić kiczowate, ironiczne
przyjęcie z okazji DZ, jak z okazji ślubu w rodzinie królewskiej? Nie, nie można ironizować
na temat poległych. Poza tym byłby problem z flagami. Kumple Toma należą do Ligi
Antyfaszystowskiej i mogliby pomyśleć, że obecność Union Jacka oznacza, że spodziewamy
się skinheadów. Ciekawe, co 96
by było, gdyby wojna wybuchła za życia naszego pokolenia? No dobrze, czas na małego
drynia. Niedługo przyjdzie Daniel. Muszę zacząć się szykować. 77.59 wieczorem. Rany.
Chowam się w kuchni z papierosem. Daniel śpi. Albo udaje, że śpi. Przedziwny wieczór.
Uświadomiłam sobie, że cały nasz związek opierał się dotąd na założeniu, że któreś z nas
powinno się bronić przed seksem. Toteż wspólny wieczór, który z założenia miał się seksem
zakończyć, był idiotyczny. Oglądaliśmy w telewizji obchody Dnia Zwycięstwa i Daniel
obejmował mnie niezdarnie, jakbyśmy byli parą czternastolatków w kinie. Jego ramię wbijało
mi się w kark, ale uznałam, że nie wypada poprosić, aby je zabrał. Zwlekaliśmy z pójściem do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •