[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Stawiam!
— Ach, dziękuję! — zawołała serdecznie April.
Wiedziała, że nie może bezkarnie pozwolić sobie na więcej niż jeden syrop. Sytuacja
wszakże była wyjątkowa. Wychyliła szklankę do dna w dwóch łykach. Zaraz zjawiła się
przed nią nowa porcja. Podwójna, z kremem. April upiła troszkę i spojrzała ze szczerą
niechęcią na niemal pełną jeszcze szklankę.
— Nie zapamiętałabym tak dobrze — ciągnęła swoją historie dalej — gdyby nie gro-
ził, że ją zabije. Nie przypuszczałam, oczywiście, że mówi poważnie. Ach, nie! Nie po-
winnam tego panu opowiadać! Mamusia zabroniła nam wtrącać się do tej nieszczęśli-
wej sprawy.
— Słuchaj — rzekł sierżant O’Hare. — Poradzę ci dobrze. Jestem twoim przyjacie-
lem. Możesz mi zaufać, to znaczy, poufnie zwierzyć, co wiesz. Rozumiesz? Nikomu nie
powiem, że to od ciebie się tego dowiedziałem. — Zaniepokoił się po ojcowsku: — Co
to? Czy ci nie smakuje?
— Nie, nie. Pyszne! — zapewniła go April.
Zdołała przełknąć jeszcze odrobinę, krzepiąc się myślą, że cierpi dla ważnej sprawy.
— Mów, mów — zachęcał sierżant dobrotliwie. — U mnie sekret jak w studni.
— Więc to było tak — podjęła April. — Henderson... ten żółw... przegryzł sznurek
i uciekł. Szukaliśmy go wszędzie. W ogrodzie państwa Sanford jest altanka obrośnię-
ta winem, myślałam, że Henderson pewnie się tam schował. Podeszłam blisko i wtedy
usłyszałam jakieś głosy w altanie. Starałam się zachowywać cichutko, bo pani Sanford
gniewa się, kiedy wchodzimy na jej teren. Nie podsłuchiwałam, słowo honoru! — April
podniosła wielkie, mokre od łez oczy na sierżanta. — Pan mi wierzy, prawda?
— Wierzę, wierzę — skwapliwie odparł sierżant O’Hare. — Taka grzeczna panienka
nie podsłuchiwałaby umyślnie, to pewne.
— Dziękuję panu! — rzekła April. Wbiła wzrok w podłogę i szepnęła: — Może jed-
nak nie powinnam o tym mówić nikomu... Bo on się odgrażał. A nie chciałabym niko-
mu przyczynić kłopotów... — Uśmiechnęła się uroczo do sierżanta. — To może już resz-
ty nie opowiem, zgoda?
— Słuchaj — poważnie rzekł sierżant. — Jeśli tamten człowiek jest niewinny, musisz
mu dać szansę usprawiedliwienia się przed policją. A jakże będzie mógł się usprawie-
dliwić, jeżeli policja nie zna wszystkich faktów dokładnie?
— No, tak... — przyznała April. — Skoro pan tak uważa...
Sierżant O’Hare tryumfował w duchu, lecz odezwał się słodkim tonem:
— Jak się ten człowiek nazywa, pewnie nie wiesz?
— Wiem, oczywiście — odparła April.
47
Na gwałt szukała w pamięci jakiegoś stosownego nazwiska. W pierwszej chwili nie
przychodziło jej nic do głowy prócz nazwiska pewnej postaci z opowiadań pisanych
przez matkę dla własnych dzieci, kiedy jeszcze były małe: Persyflaż Ashubatabul. Ale ta-
kie nazwisko w tym wypadku nie zdałoby się na nic. Zaczęła mówić szybko:
— To było tak. Rozmawiali o jakichś listach, on powiedział, że nie ma dziesięciu ty-
sięcy dolarów. A ona, to znaczy pani Sanford, roześmiała się i powiedziała, że radzi mu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •