[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poznałam.
Kłamstwa, kłamstwa, Mali poznała to po oczach Karolinę.
Siostra Jo nie zdołała ukryć, że spotkanie z Sivertem było dla
niej szokiem, i chociaż się uśmiechała, Mali zauważyła, że sku
bie nerwowo palcami swój barwny szal zarzucony na ramiona.
- Tak, bardzo wyrósł - przyznała Mali, czując nieznośny
szum w uszach. - Dopiero po dzieciach widać, że się starzeje
my - uśmiechnęła się, sztywno i nienaturalnie.
- Twój najstarszy syn jest bardzo ładnym chłopcem - za
uważyła Karolinę, nie spuszczając z Mali wzroku. - Wszystkie
twoje dzieci sÄ… Å‚adne, nie zrozum mnie zle, ale Sivert... To pew
nie dlatego, że widzę się z nim częściej niż z innymi - dodała
w zamyśleniu. - Wydaje mi się, jakbym go znała.
Pod Małi ugięły się nogi. Karolinę domyśliła się, czyim dziec
kiem jest Sivert, Mali była o tym przekonana! I teraz na swój spo
sób próbuje dać to do zrozumienia. Przez ułamek sekundy Ma
li poczuła nieodpartą potrzebę wyznania jej całej prawdy: o Jo,
ich miłości, o dziecku i o wszystkich kłamstwach. Pragnęła
zrzucić częściowo z siebie to brzemię, ponieważ coś jej mówiło,
że Karolinę zrozumiałaby. Zrozumiałaby, wybaczyła i podnios-
194
la na duchu. [ nigdy by jej nie zdradziła. Jakże Mali potrzebowa
Å‚a kogoÅ› takiego!
- On jest... - zaczęła z wahaniem. - On jest.
Nagle otrząsnęła się. Poczuła na ramionach gęsią skórkę. Co
jej przychodzi do głowy? Karolinę domyśla się pewnie, że Sivert
jest synem Jo, ale dopóki Mali tego nie potwierdzi, Cyganka nie
będzie miała absolutnej pewności. A tej pewności nigdy nie po
winna mieć. Nigdy!
- Ja też odnoszę podobne wrażenie, kiedy przyjeżdżasz do
Stornes - odparła, trochę się zacinając. - Czuję, jakbym i ja cię
znała.
Karolinę pokiwała głową. Zagrożenie minęło.
Przez resztę dnia Siverta prawie nie było widać. Ale Mali słysza
ła go - zarówno jego ożywiony glos, radosny śmiech, jak i grę na
skrzypcach. Chłopak nie miał zbytniej ochoty iść do szkoły na
stępnego dnia. Mali zrozumiała to, kiedy próbował jej powie
dzieć, że nie czuje się najlepiej.
- yle się czuję - narzekał, kiedy przyszła rano do jego sy
pialni, żeby go obudzić. - Myślę, ze nie mogę dziś iść do szkoły.
- Dobrze - zgodziła się Mali i otuliła go kołdrą. - Ale w ta
kim razie zostaniesz w łóżku. Może do jutra ci przejdzie.
Spojrzał na nią. W jego oczach malowało się rozczarowanie,
że przejrzała go na wskroś. Wówczas odkrył kołdrę i postawił
stopy na podłodze.
- Myślę, że mimo to pójdę - rzekł odwrócony do matki ple
cami. - Cyganie chyba jeszcze nie wyjeżdżają?
- Nie, zostają przynajmniej do jutra - odparła Mali. -Ale je
żeli jesteś chory, Sivert...
- Już mi lepiej - przyznał trochę niechętnie i zaczął się ubie
rać. - Kiedy wrócę ze szkoły, to...
Mali nie miała wątpliwości, co jej syn zrobi, gdy wróci ze
szkoły. Westchnęła i zeszła na dół przygotować śniadanie.
195
Tego dnia Sivert przyszedł ze szkoły w towarzystwie chłopców
z Gjelstad.
- Mieli ochotę zobaczyć Cyganów -wyjaśnił, kiedy Mali ro
biła im coś do jedzenia.
- Tak się cieszę, że znowu was widzę! - zawołała na ich wi
dok i pieszczotliwie potargała Hakona po włosach. - Jak wam
idzie w szkole?
Hakon zaczerwienił się, spuści! wzrok na blat stołu i nic nie
odpowiedział.
~ Dobrze - odparł Oddleiv pośpiesznie. Zbyt szybko, za
uważyła Mali. - Teraz wszystko układa się dobrze - dodał.
Mali przyjrzała się chłopcom. Obaj byli porządnie ubrani
i nic nie wskazywało na to, by nie dojadali. A jednak coś tu się
nie zgadzało. Niby wszystko było bez zarzutu, a jednak... Intui
cja jej podpowiadała, że coś jest nie tak, i nie dawało jej to spo
koju. Dostrzegła coś dziwnego w ich oczach, w ich umykającym
wzroku, lecz nie miała odwagi zapytać. Nie tu i teraz. Może uda
jej się pózniej podpytać Siverta, nakłonić go, by powiedział coś
więcej. I zanim zdążyła dobrze się nad tym zastanowić, wszyscy
trzej zniknęli w stodole.
Być może nigdy by się nie dowiedziała, co złego dzieje się
z chłopcami, gdyby przypadkiem Hakon nie spadł z kładki pro
wadzącej do stodoły. Sivert i Oddleiv przyprowadzili go, niosąc
między sobą, zakrwawionego, potłuczonego i z zapłakaną bu
zią. Mali zrobiło się gorąco. Znowu w Gjelstad mieliby powód do
narzekań, gdyby w Stornes stała się chłopcu krzywda! Ale Ma
li szybko się przekonała, że nie jest tak zle, jak na to wyglądało.
Hakon trochę się poobijał i skaleczył niegroznie kolano, ale po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]