[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie na uśmiech.
Rozkoszując się wspaniałym smakiem domowej pieczeni,
Rosalyn dowiedziała się, że farma znajduje się w posiadaniu
Jensenów od ponad stulecia. Dwie izby starego domu, który z biegiem
lat został znacznie rozbudowany, stanowiły obecnie kuchnię i
jadalnię, w której cała rodzina spotyka się w czasie posiłków.
- Jest prawie tak stary jak twój? - zauważył Bill.
- Jak co?
Wszyscy spojrzeli na nią ze zdumieniem.
- Dom Idy Mae. Przecież teraz należy do ciebie - odezwał się
Jack, wybawiając ją z kłopotu.
- Dom babki Idy, teraz rozumiem - kiwnęła głową. Pojawienie
się na stole dwóch rumianych strucli, które
Marion właśnie podała na deser, skierował rozmowę na inne tory,
dzięki czemu pewnie nikt nie zauważył wrażenia, jakie
niespodziewanie wywarła na niej niewinna uwaga Billa.
Gdy tylko skończyli deser, wszyscy podnieśli się z krzeseł.
Rosalyn zaczęła zbierać naczynia ze stołu, ale pani Jensen gwałtownie
zaprotestowała.
- Nigdy nie pozwalam gościom sprzątać po pierwszej wizycie -
oznajmiła z uśmiechem, wkładając talerze do zmywarki. - Ale proszę
się nie obawiać, następnym razem skorzystam z pomocy.
W jadalni Jack pochłonięty był rozmową z ojcem. Na widok
Rosalyn wracającej z kuchni Pete Jensen poklepał syna po ramieniu,
jakby chciał mu dodać otuchy.
- Mam nadzieję, że niedługo nas znowu odwiedzisz - zwrócił się
do gościa. - Tylko włóż bardziej odpowiednie obuwie, to oprowadzę
cię po polach i pokażę łany soi i kukurydzy.
Roześmiała się. Starszy pan Jensen od początku wizyty czynił
żartobliwe uwagi na temat jej delikatnych klapek na obcasach.
Tymczasem Jack przyniósł z przedpokoju jej płaszcz i torebkę.
- Nie chcę cię poganiać, ale chyba zaczęłaś lekko utykać, więc
może odwiozę cię do domu?
Rosalyn skinęła głową. Rzeczywiście, noga zaczęła jej dokuczać i
była wdzięczna Jackowi, że nie każe jej przeciągać wizyty.
Kiedy pożegnała się ze wszystkimi i wyszła na werandę, na
dworze panował już mrok. Powietrze było przejrzyste jak nigdy, na
niebie migotały setki gwiazd.
- Jak pięknie - westchnęła.
- To jeszcze nic. Co roku w sierpniu widać tu spadający deszcz
meteorytów. To dopiero jest widok. Czasami zabieramy koce i butelkę
wina i siadamy w nocy na trawie, wpatrując się w niebo.
- Musi być cudownie.
- Przyjedz, zapraszam.
Odwróciła głowę i dopiero wtedy zauważyła, że stoi tak blisko
niego. Czuła na policzku ciepło jego oddechu.
Ciekawe, zastanowiła się, wspominając zachwyt, z jakim
opowiadał o różach, czy z równym przejęciem potrafiłby mówić o
mnie.
Znowu spojrzała w niebo.
- Nie kuś mnie.
- A dlaczego nie? Pomyśl tylko: róże Iowy zakwitną w czerwcu,
w lipcu odbędzie się zjazd rodzinny, a w sierpniu mamy deszcz
meteorów. Czego więcej można chcieć od życia?
Zaśmiała się niczym zawstydzona nastolatka. Wtedy Jack położył
jej dłonie na ramionach, delikatnie pogładził francuski warkocz, w
który splotła dziś włosy, i przygarnął do siebie.
- Jesteś taka piękna - wyszeptał, pochylił głowę i pocałował ją
gorąco.
Nie stawiała oporu, tylko przylgnęła do niego całym ciałem. Palce
Jacka pieściły jej skórę pod swetrem, a ona nie potrafiła go
odepchnąć.
- Tak bardzo cię pragnę - powiedział, wodząc ustami po jej
ustach i policzkach.
- Pojedzmy do mnie.
Dopiero wiele godzin pózniej zdała sobie sprawę z tego, że po raz
pierwszy użyła tego określenia.
Do mnie, do mojego domu.
Jechali przytuleni do siebie, a Rosalyn nie przestawała gładzić go
z czułością, jakby się bała, że czar za chwilę pryśnie. Jack w końcu
musiał ją poprosić, by dała mu szansę bezpiecznie dojechać na
miejsce.
Kiedy skręcili do domu Petersenów, w świetle reflektorów
zamajaczyła sylwetka samochodu zaparkowanego na podjezdzie. Na
schodach stała męska postać.
- A to kto, do diabła?
Głos Jacka wyrwał Rosalyn z rozmarzenia.
- Spodziewasz się kogoś? - zapytał, nie kryjąc rozczarowania.
- Nie - zapewniła, wpatrując się w wyłaniającego się z ciemności
mężczyznę.
Nagle poczuła, że ogarnia ją panika.
- O Boże! - jęknęła, rozpoznając Jima Naismitha.
Rozdział 10
Jack przyjrzał się jej ze zdziwieniem.
- To jakiś twój przyjaciel?
- Niezupełnie. Pracujemy razem.
- Musi mieć coś ważnego, skoro chciało mu się jechać taki kawał
po nocy. - Wyłączył silnik i otworzył drzwiczki po stronie kierowcy.
- Zaczekaj. - Rosalyn przełknęła ślinę. Jack rzucił jej pytające
spojrzenie.
- Zupełnie nie wiem, po co przyjechał - rzekła pospiesznie. - To
długa historia...
- A tymczasem zrobiło się pózno, a ja muszę rano wstać.
Jim nachylał się już nad przednią szybą samochodu, żeby zajrzeć
do środka.
- Rosalyn! - zawołał na jej widok i podbiegł, by jej pomóc
wysiąść.
- Co tu robisz? - spytała i przyjęła podaną dłoń.
Wysiadając, postawiła stopę tak nieszczęśliwie, że potknęła się i
wpadła w objęcia Jima, który wcale nie zamierzał jej od razu
wypuścić. Jack przyglądał się tej scenie z pewnego oddalenia.
- Naprawdę nie rozumiem... - powiedziała i postąpiła krok do
tyłu.
- Musimy porozmawiać. Wiem, że jest pózno, ale muszę ci coś
wyjaśnić.
Jack odchrząknął głośno, jakby chciał jej przypomnieć o swojej
obecności.
- Muszę już jechać, Rosalyn.
- Poczekaj. Może odwiedzisz mnie jutro?
- Jutro? Czemu nie, jeśli nie będziesz zajęta - powiedział trochę
ostrzej niż przed chwilą i zamknął drzwi z trzaskiem.
Popatrzyła w ślad za odjeżdżającym samochodem, po czym,
starając się ukryć niezadowolenie, zaprosiła Jima do środka.
Bardzo długo ciągnął swą opowieść, mimo że Rosalyn oznajmiła
mu już na samym początku, że w ogóle nie powinien jej odwiedzać,
gdyż jakakolwiek rozmowa na temat toczącego się dochodzenia
stawia ją w dość dwuznacznej sytuacji.
- Ale właśnie o to chodzi, Rosalyn. Chodzi o to, że to ja kilka
tygodni wcześniej rozpocząłem własne dochodzenie. Proszę cię tylko
o to, żebyś mnie wysłuchała...
Mówiąc, chodził tam i z powrotem po kuchni, a Rosalyn siedziała
przy stole, obracając w dłoniach pusty kubek po kawie. Nie była w
stanie się skupić, bo przez cały czas miała przed oczami pozbawione
wyrazu spojrzenie Jacka, zanim wsiadł do samochodu i odjechał.
- Wszystko zaczęło się tuż po moim powrocie z wakacji - podjął
Jim. - Czekał na mnie list od pewnej wdowy zamieszkałej na
Florydzie. Jej zięć chciał uzyskać informacje na temat jednego z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]