[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swoim gościom.
- Po co tu przyszedłeś, Alexandrze?
- Nie takiego powitania oczekiwałem - wyznał ku rozbawieniu jej gości.
Wszyscy rozpoznawali, kim jest. Jak mogli nie poznać człowieka, który
dodawał wyspy do listy zakupów?
W przeciwieństwie do Ellie, Alexander wyglądał na całkowicie
zrelaksowanego. Ubrany był jak miejscowy rybak, czyli w wyblakłą koszulkę
bez rękawów i dżinsy o skróconych nogawkach.
Ellie zabroniła sobie myśleć o tym, jak on wygląda.
Podszedł do pasażerów, by się z nimi przywitać. Najwyrazniej czuł się tu
równie dobrze, jak na własnym jachcie. Pasażerowie byli nim zachwyceni.
Szkoda, że nie można było tego samego powiedzieć o niej.
S
R
Zdała sobie sprawę, że jest na niego skazana. Obserwowała, jakie
wrażenie wywiera na pasażerach, gdy ściska ręce każdej osoby na pokładzie,
przyjaznie zagadując. Alexander Kosta bez wątpienia był osobą, jakiej nie
spodziewali się tu spotkać. A oprócz tego był bardzo przystojny, co każda
kobieta na pokładzie na pewno sama zauważyła.
Alexander hipnotyzował ludzi. Mógł sterować zainteresowaniem grupy
tak długo, jak tylko chciał.
- Skończyłeś bawić publiczność? - syknęła, gdy w końcu do niej
podszedł.
- Jeszcze nawet nie zacząłem - odpowiedział ze złośliwym uśmiechem.
- Po co się tu zjawiłeś? Miałeś ochotę mnie jeszcze trochę poobrażać?
- To zależy.
- Od czego?
- Od tego, czy będziesz się dobrze zachowywała.
Miała nadzieję, że żartuje. Odsunęła się od niego, zdając sobie sprawę, że
rozmawiając szeptem, zbytnio się do siebie zbliżyli.
- Skoro już złożyłeś królewską wizytę, możesz zejść z mojej łodzi.
- To niezbyt miłe z twojej strony, Ellie.
- Zejdz z łodzi albo będziesz płynął do brzegu. Ja muszę odpływać.
- Nigdzie się nie wybieram.
Jego bose stopy stały twardo na deskach pokładu, sugerując, że będzie
musiała wezwać policję, jeśli chce się go pozbyć. Policję, która teraz
pracowała dla niego.
- To jest piractwo.
Uniósł brew.
- I chcesz wykorzystać tych ludzi jako świadków w sądzie?
Nic dziwnego, że zawsze był taki pewny siebie. Wiedział, że blokuje jej
S
R
każdy ruch. I skoro do niego należało wszystko na wyspie, także sędziów miał
w kieszeni. Była wobec niego bezsilna.
- Jesteś potworem...
- Gorzej mnie już określano. Nie powinniśmy już wypływać?
- %7ładne my".
Ale miał rację, zaczynał się odpływ. Była w stanie wyczuwać zmiany
ruchu wody pod łodzią bosymi stopami. Nauczył ją tego ojciec. A na płytkich
wodach jak tu istniało niebezpieczeństwo uwięznięcia na mieliznie.
Nie chciała w tej chwili myśleć o ojcu, bo bała się, że Alexander
dostrzegłby na jej twarzy jakiekolwiek inne uczucie oprócz pogardy. Wdarł się
w jej życie i wydawało mu się, że z nią wygrał, ale ona nie da mu satysfakcji
obserwowania, jak bardzo jest zdenerwowana. Stała teraz przed decyzją
odwołania rejsu albo natychmiastowego wypłynięcia.
Spojrzała na niego. Wytarł przedramieniem opalone czoło.
Nie potrafiła pozostać wobec niego obojętna, i to napawało ją frustracją.
Jego włosy - zazwyczaj starannie uczesane - dziś były zmierzwione przez
wiatr; wyglądał jeszcze lepiej. Wiatr przyklejał je do jego policzków i szyi, a z
nią działo się coś dziwnego, gdy na to patrzyła...
Pora wyruszać. Po raz ostatni zerknęła na nabrzeże, modląc się o
pojawienie się chłopca. Nie przyszedł.
- Wygląda na to, że nie masz wyboru - musisz przyjąć mnie do załogi.
- Czyżbyś oferował pomoc?
- A potrzebujesz jej?
- Dobrze, dam ci szansę - zgodziła się niechętnie.
Skłonił się jej prześmiewczo, a potem odwrócił się i zaczął zwijać cumę.
Jeśli zjawił się tu, żeby wytykać jej błędy, to wyrzuci go za burtę.
- Czy w ten sposób chcesz mnie uciszyć? Starając się znalezć
S
R
niedociągnięcia, za które będziesz mógł cofnąć mi licencję?
- Ellie, dlaczego jesteś taka podejrzliwa? Czyżbyś mi nie ufała? - zapytał
kpiąco.
- Na zaufanie trzeba zasłużyć.
Najwyrazniej go to rozbawiło.
- Obiecuję się poprawić, szefie - odpowiedział.
- Zacznij od podniesienia kotwicy. Nie ma czasu na pogaduszki.
- Tak jest, kapitanie!
Zmrużyła oczy, patrząc, jak on zwinnie podciąga się na linie.
- Czy to, że przyjęłaś mnie na pokład, mam odebrać jako ustępstwo?
- Chyba żartujesz - odpowiedziała, czując, jak mocno wali jej puls.
- Przepraszam - wymamrotał pokornie.
Ale wiedziała, że to tylko pozory.
Od czasu do czasu ocierali się o siebie, wykonując różne prace na
pokładzie. Za każdym razem odbierało jej to na chwilę dech w piersiach. I za
każdym razem nieskutecznie starała się to ukryć.
Niestety na łodzi nie dało się uniknąć fizycznego kontaktu pomiędzy
dwójką intensywnie pracujących osób. Musiała się z tym pogodzić.
Po jakimś czasie zaczęła wręcz wyczekiwać kolejnego momentu, gdy
przypadkiem jej dotknie. I gdy tylko mogła, zerkała na niego skrycie, po-
dziwiając jego silne, opalone ciało podczas pracy. W kategoriach rozrywki to
nie było wcale takie złe.
Po wydarzeniach ostatniej nocy powiedziała sobie, że już nigdy nie chce
go widzieć, ale teraz nie była tego taka pewna.
Alexander błyskawicznie wszedł w rolę żeglarza, jakby się do niej
urodził.
Właściwie był bardziej mieszkańcem wyspy niż ona. Szkoda, że stracił
S
R
kontakt z ludzmi, z którymi tak wiele go łączyło. Z drugiej strony, można było
uznać to, co właśnie robił, za próbę powrotu do korzeni. Albo starania
zmierzające do usunięcia jej z wyspy. Jakby nie było, musiała przyznać, że
błyskawicznie uwinął się z zadaniami, które mu wyznaczyła.
- Jeszcze jakieś rozkazy, kapitanie? - spytał ironicznie.
- Tak, odpowiedz mi na pytanie: dlaczego tu jesteś?
- Z powodu niedokończonych spraw.
- Niedokończonych? - zapytała z niedowierzaniem.
Pasażerowie zaczęli ją zagadywać. Stopniowo doceniała urok tego dnia -
powierzchnia wody była gładka, a słońce przyjemnie pieściło skórę. Ale nawet
gdy starała się zrelaksować delikatną bryzą, obecność Alexandra rozpraszała
ją. Właśnie zaczął rozwijać żagle nad ich głowami.
Alexander starannie wybierał pola bitwy i Ellie wiedziała, że musi mieć
się na baczności po zeszłej nocy. Ale to była jej łódz - jej świat - i nie za-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]