[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Po co ją zabiłeś?  zapytał Conan.
 Przelatywała tak nisko, że nie mogłem chybić. A jest taka duża, że po wypatroszeniu i upieczeniu
będzie z niej niezły posiłek.
Scyra wyglądała, jakby miała zwymiotować. Gesty Bowenu również nie wymagały
tłumaczenia.
 Co się stało, to się nie odstanie, Bowenu  stwierdził Conan.  Ale to obcy kraj. Nie wiemy, co
można tu bezpiecznie jeść, a czego nie. Czarownica chyba uważa, że nie powinieneś zabijać tej
sowy. Wierzę jej. A jeśli ty jej nie wierzysz, to uwierz mnie, że będziesz miał siniaki wszędzie tam,
gdzie nie zdążył ci ich zrobić Govindue. Trzymaj na uwięzi swoją włócznię!
Bowenu przebrnął przez cztery najbardziej wymyślne rytualne gesty oznaczające u Bamula prośbę o
wybaczenie i Conan w końcu złagodniał. Z trudem zachował powagę, a zza drzewa doszedł chichot
Vuony. Conan przysiągł sobie, że spierze ją na kwaśne jabłko, jeśli jej śmiechy zburzą pokój między
nim i Bowenu. Potrzebował nawet tych wojowników, którzy szybciej sięgają po broń niż myślą.
 Jesteśmy na ziemiach Piktów z Klanu Sów  wyjaśniła Scyra.  Jedyna gorsza rzecz od zabicia
sowy na ich oczach, to zabicie wojownika w barwach myśliwskich i nadzianie jego głowy na
włócznię jako trofeum.
 Akurat dzisiejszego popołudnia byliśmy trochę za bardzo zajęci, by bawić się w łowców głów 
odrzekł kwaśno Conan.  Choć wydaje mi się, że byli w barwach wojennych, o ile wiem cokolwiek
o Piktach.
 Owszem, byli. Ale należeli do Węży, które od dawna nienawidzą Sów. Nie myślałam, że wkroczą
na nasze ziemie.
To powiedziało Conanowi sporo o przyjaciołach i wrogach czarownika i jego córki. Odniósł
wrażenie, że Scyra niezbyt dobrze potrafi ukrywać sekrety. Przynajmniej przed tym, kto przeżył
intrygi knute w Aghrapurze w Turanie.
 No cóż, Scyro& Myślę, że omówiliśmy tyle, ile można było omówić z sensem, nie
mając ani wina, ani piwa do przepłukania gardła. Chyba nie masz zamiaru wracać do ojca jeszcze
dzisiejszej nocy?
 Sowy nie ośmielą się&
 Sowy mogą nie widzieć w ciemności tak dobrze, jak ich totem. Może będą cię
opłakiwać, kiedy naszpikują cię przez pomyłkę strzałami, ale to nie podniesie cię z grobu.
Poza tym, wątpię, czy spotkane dziś przez nas Węże były ostatnimi w tej okolicy. A z pewnością nie
będą do ciebie nastawione bardziej pokojowo niż wczoraj.
Scyra skinęła głową.
 To prawda  powiedziała niechętnie, lecz łaskawie.
 Dobrze. Zatem przyłącz się do nas i skorzystaj z naszego ogniska, skoro nie chcesz skorzystać z
mięsa sowy. Z nami będzie ci cieplej niż samej w lesie i nie obudzisz się jutro z poderżniętym
gardłem.
Scyra podążyła za Conanem do obozu, ale ułożyła się z dala od ognia i śpiących Bamula, którzy
skulili się w kupie, żeby się wzajemnie ogrzać. Kiedy Conan też układał się do snu, mając u boku
przytuloną Vuonę, zdawało mu się, że Scyra go obserwuje. Ale sen nadszedł, zanim zdążył się
upewnić.
XII
Na szczęście, wśród Bamula byli albo martwi, albo zdolni do marszu, a nawet do walki.
%7ływi sprawili zmarłym rytualny pochówek, zebrali broń i opuścili obóz ze Scyrąna czele.
Zastęp Conana dotarł do groty Lyseniusa w piękny, wiosenny wieczór po dwóch dniach forsownego
marszu, który porządnie dał się we znaki bosonogim Bamula. Cymmerianin zauważył, że w tym
skalistym kraju przydałoby się im jakieś obuwie. Wprawdzie niektórzy mówią, że armia idzie
naprzód choćby na brzuchach, ale to bardowie, a nie żołnierze.
Grozne skały napawały Bamula lękiem. Conan widział, jak wojownicy patrzą jeden na drugiego i z
trudem zbierają w sobie odwagę, by iść dalej. Urodzony w górach Cymmerianin wdrapywał się na
takie urwiska i zapuszczał do takich grot, zanim liczył sobie dziesięć wiosen. Bamula byli twardzi u
siebie, ale ich kraj nie mógł się równać z posępną północą.
 Chodzcie, bracia  zawołał.  Niejeden z nas wychodził cało z paszczy lwa, a żaden czarownik
nie jest straszniejszy niż lew.
Sam nie do końca w to wierzył, ale wesoły ton jego głosu dodał Bamula otuchy. Zaczęli wspinać się
po drabinie do groty.
Conan i Scyra mieli wejść jako ostatni. Stali obok siebie i patrzyli na las rozciągający się jak
szmaragdowe morze u stóp wzgórza czarownika. Conan wiedział, że śledzą ich oczy Piktów; był
pewien, że śledziły ich przez całą drogę.
W słowach Scyry o pokoju z Sowami musiała być choć część prawdy. W ciągu dwóch dni marszu
wrogie plemię mogłoby wyczarować jak spod ziemi stu wojowników przeciw
jednemu Bamula i pogrzebać zastęp Conana żywcem pod gradem kamieni i strzał. Ale choć czarne
oczy patrzyły zza drzew i krzaków wzdłuż całego szlaku, w powietrze nie
poszybowała ani jedna strzała czy włócznia, nie rozległ się żaden okrzyk wojenny i nie ozwały się
bębny. Z wyjątkiem jednego, sygnalizacyjnego, o zachodzie słońca, gdzieś w oddali.
Myśli Conana jakby je przywołały, bo właśnie się odezwały. Ich odgłos tłumił wiatr i nawet [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •