[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rodzicami, których odwiedzasz raz w roku? e nie będziesz mogła z
nikim porozmawiać?
- Zostaną mi przyjaciółki.
- Większość prędzej czy pózniej powychodzi za mąż. Będą
miały swoje życie.
Przypomniała sobie Monicę. Miał rację.
- Musisz zdecydować, czego pragniesz w życiu poza karierą.
Praca nie może przesłonić wszystkiego. Przecież jesteś wspaniałą,
zdolną do miłości kobietą. Chcesz to zaprzepaścić?
Faith patrzyła na niego nie widzącymi oczami. Znała odpowiedz
na to pytanie. Jednak bała się jej. Bała się jej potwornie.
Milczenie się przedłużało. Sawyer nie potrafił tego dłużej znieść.
- Do diabła, Faith! Więc ja powiem! Chcę, żebyś była moją
wspólniczką i moją żoną. Chcę, żebyś urodziła mi dzieci.
Pomyślała, że to byłoby wspaniałe. %7łycie jednak nie jest bajką.
Często układa się inaczej, niż zaplanujemy. Nie chciane łzy zaczęły
płynąć po policzkach.
- To nie takie proste, Sawyer - westchnęła.
173
RS
- Nic nie jest proste.
- Ale ja nie jestem nawet w ciąży - poskarżyła się, czując, że
traci panowanie nad sobą.
Wstała i wybiegła z lokalu. Sawyer był o parę sekund
wolniejszy. Podbiegł do baru i rzucił kilka banknotów na kontuar.
Następnie ruszył do drzwi. Barman patrzył za nim, ale jego twarz była
wyprana z emocji. Pewnie nie takie sceny tu widywał.
Sawyer dogonił Faith dopiero przy następnej przecznicy.
Chwycił ją za rękę i pchnął w stronę najbliższej bramy.
- Od kiedy? - spytał, gdy znalezli się poza zasięgiem wzroku
przechodniów.
- Co od kiedy? - spytała mało przytomnie.
- Od kiedy wiesz, że nie jesteś w ciąży.
- Od wczoraj.
- yle się czułaś? - ciągnął przesłuchanie.
- Poczułam się rozczarowana - zaczęła.
- Ponieważ chciałaś urodzić dziecko? - Nie czekając na
odpowiedz, przytulił ją mocno do siebie. - Ależ, Faith, przy całej
swojej inteligencji, jesteś jedną z najgłupszych znanych mi kobiet, ale
strasznie cię kocham! Naprawdę!
Pocałował ją.
- Chciałam tej ciąży - szepnęła przez łzy. - Początkowo nie, ale
pózniej już się oswoiłam z tą myślą.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - spytał, gładząc ją po włosach.
174
RS
- Skąd mogłam wiedzieć, jak zareagujesz? Sawyer w swojej
praktyce zetknął się z mężczyznami, którzy porzucali ukochane, gdy
dowiadywali się, że są w ciąży. Faith zapewne też.
- Nawet nie wiesz, jak bym się ucieszył, gdyby okazało się, że
będziemy mieli dziecko. Ale... - zawiesił głos - nic straconego.
Jeszcze wszystko przed nami.
Pocałował ją jeszcze raz i wziął pod rękę. Faith otarła łzy i
ruszyli przed siebie. Po chwili skręcili w Beacon Street.
- Dokąd idziemy? - spytała. - Muszę wracać do pracy. Mam
jeszcze masę rzeczy do załatwienia.
- Założę się, że Jack miał z tobą znacznie mniej kłopotów, kiedy
wychodziłaś za niego za mąż.
Przypomniała sobie dni tuż przed ślubem. Czy nie chodzili
wtedy grać w tenisa, nie przejmując się niczym? Jack przesunął nawet
datę ślubu z powodu egzaminu. Wkuwał na parę dni przed własnym
ślubem!
- Nie miał żadnych kłopotów. - Po chwili dopiero dotarł do niej
sens słów Sawyera. - Jeszcze nie zgodziłam się wyjść za ciebie.
Sawyer nie zwracał na nią uwagi.
- Denerwowałaś się wtedy?
- Nie. Do licha, w ogóle nie rozumiałam, czym jest małżeństwo.
- To dlaczego właśnie teraz wynajdujesz problemy i jesteś tak
potwornie spięta? - spytał, patrząc na nią z ukosa. - Właśnie teraz,
kiedy mamy powody przypuszczać, że będzie nam ze sobą dobrze?
Nie chciała tego słuchać. Potrząsnęła głową i przyspieszyła
kroku, chociaż w dalszym ciągu nie wiedziała, gdzie idą.
175
RS
- Niektórzy ludzie nie mogą znieść myśli o szczęściu - ciągnął. -
Raz się zawiedli i zaczyna im się wydawać, że tak będzie zawsze.
Skręcili w Tremont Street.
- Taksówka! - krzyknął Sawyer i machnął ręką, żeby zatrzymać
przejeżdżający samochód.
- Chcę być szczęśliwa - zaczęła słabym głosem. - Po prostu nie
wydaje mi się...
- Dokąd jedziemy? - wtrącił się niespodziewanie taksówkarz i
pogładził sumiaste wąsy.
- Copley Place - wydał dyspozycję Sawyer.
- Copley Place? - powtórzyła Faith, kiedy pomagał jej wsiąść do
taksówki. - Nie mogę, Sawyer. Mam przecież pracę.
- Praca poczeka - zawyrokował.
Faith nie mogła powstrzymać ciekawości. Nie potrafiła też
rozszyfrować planów Sawyera. Copley Place nie kojarzyło się jej z
niczym specjalnym. Cóż, było tam bardzo drogo, ale to wszystko.
- Dokąd jedziemy? - spytała.
- Zobaczysz - odparł krótko.
Zerknął w kierunku taksówkarza. Przejeżdżali właśnie przez
najbardziej ruchliwe ulice miasta. Sawyer pochylił się i pocałował
Faith mocno w usta. Wziął ją przez zaskoczenie. Nie zdążyła
powiedzieć słowa. Najgorsze zaś było to, że nie mogła już nawet ufać
swemu ciału, które wygięło się ku niemu. Jej usta szukały gorączkowo
jego warg.
W końcu oderwali się od siebie. Faith z trudem łapała oddech.
- Będziesz cudowną żoną. I matką - dodał po chwili.
176
RS
- Nie znam się na dzieciach - powiedziała. - Nie wiem, jak się
nimi zajmować.
- Ja też - stwierdził. - Będziemy się musieli tego nauczyć.
- Pamiętaj, że nie umiem gotować.
- Nic nie szkodzi. Jestem świetnym kucharzem. Poza tym
zawsze możemy iść do restauracji.
Dotarli właśnie do Copley Place.
- Proszę zatrzymać się przed hotelem - powiedział Sawyer do
taksówkarza.
Nie patrząc na licznik, wręczył mężczyznie dziesięciodolarówkę
i pomógł Faith wysiąść z taksówki. Dziewczyna uniosła głowę, gdy
tylko znalazła się na chodniku.
- Chodz, kochanie - powiedział. - Przestań już mnożyć trudności.
Jesteśmy na miejscu.
Wskazał wejście do Marriott Hotel.
- Co będziemy tutaj robić? - spytała.
- Zaraz się przekonasz - odparł.
Weszli do holu. Faith przyszło do głowy, że wynajął pokój na
czterdziestym piątym piętrze i chce się tam z nią kochać. Serce zabiło
jej żywiej. Był to wspaniały, szalony pomysł. Mieliby u stóp całe
miasto.
- Co za wyrachowanie - powiedziała, patrząc na niego gniewnie.
- O co ci chodzi?
- Wynająłeś tu pokój i byłeś pewny, że przyjadę -stwierdziła. -
Beth Leindecker mówiła, że jej matka też przybiegała na każde
skinienie Bruce' a.
177
RS
Sawyer spojrzał na nią z rozbawieniem.
- Zwietny pomysł - powiedział. - Niestety, muszę cię
rozczarować. Nie wynająłem tu pokoju.
Faith poczuła gwałtowne ukłucie w sercu.
- Ach! Więc co tu robimy?
- Wybraliśmy się po zakupy.
Dopiero teraz zdumiała się naprawdę. Chciała nawet dotknąć
jego czoła, żeby sprawdzić, czy nie ma gorączki. Nie zważając na nic,
poprowadził ją do windy.
- Dlaczego tutaj? - spytała ze zdziwieniem. - Jestem jeszcze
gorszą gospodynią niż kucharką, ale wiem, że to najdroższe miejsce w
mieście.
- Cena nie gra roli - stwierdził. - Chcę mieć to, co najlepsze.
O co mu mogło chodzić? W Marriotcie sprzedawano same
ekskluzywne rzeczy. Nie było tu sprzętu gospodarstwa domowego czy
artykułów spożywczych. Mimo to wciąż miała duży wybór. Czyżby
chodziło mu o garnitur? A może chce jej kupić nową sukienkę? W
takim razie będzie musiała stanowczo zaprotestować.
Winda zatrzymała się na dziesiątym piętrze.
- To znaczy co? - spytała.
- Pierścionek z brylantem - odparł. - Musiałem się wybrać z
tobą, żeby go od razu dopasować.
Szli marmurową kolumnadą. Wszystko aż lśniło ód luksusu.
Klienci, ubrani w drogie, eleganckie stroje, przechadzali się
niespiesznie.
- Przecież nie jesteśmy zaręczeni - zauważyła.
178
RS
- Jasne, że jesteśmy. - Uśmiechnął się do niej. - Pierścionek
będzie tylko formalnością.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]