[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Naturalnie będzie musiał go zabić. Błysnął w ciemności zębami
rozważając tę myśl przez chwilę. %7łałował jedynie, że nie będzie miał
165
dość czasu, by zrobić to powoli, poeksperymentować. Otworzył
szerzej drzwi i miał już zamiar wejść do środka, gdy ją usłyszał.
- Och, na miłość boską, Binky, dość już tego. Pan Carlyse znów
będzie się skarżyć na ciebie. - Bardziej na wyczucie, niż widząc
cokolwiek Mary Beth podeszła do drzwi kuchennych nie zapalając
nawet światła. - No chodz, pójdziesz na dwór.
Ze swojego kąta Binky wlepił oczy w drzwi i warczał.
- Słuchaj, nie mam czasu na zabawy. Muszę dzisiaj skończyć. -
Podeszła i wzięła psa za obrożę. - Na dwór, Binky. Nie mogę
uwierzyć, że przeszkadza ci jakaś głupia kotka. Przyzwyczaisz się do
niej. - Pociągnęła psa w stronę drzwi i popchnęła go niezbyt
delikatnie. Odwróciła się i roześmiała pobłażliwie.
Była dokładnie taka, jaką wyobrażał sobie Jerald. Delikatna,
ciepła, rozumiejąca. No i oczywiście czekała na niego. Nawet
wyrzuciła psa na zewnątrz, żeby im nie przeszkadzał. Była taka
śliczna z tymi dużymi, wylęknionymi oczami i pełnymi, okrągłymi
piersiami. Bił od niej zapach kwiatów. Przypomniał sobie, jak
mówiła o tym, że będą się kochać powoli, długo, na łące. Gdy teraz
na nią patrzył, to prawie widział koniczynę.
Chciał mieć ją w ramionach i pieścić się z nią delikatnie, słodko,
tak jak obiecała. Potem chciał dać jej to, co najlepsze. Najwyższą
przyjemność.
- Czego pan tutaj chce? - Widziała niewiele więcej niż tylko cień,
ale to wystarczyło, by serce podeszło jej do gardła.
- Chcę wziąć to, co mi obiecałaś, Mary Beth.
- Nie znam cię. - Zachowaj spokój, rozkazała sobie. Jeśli
przyszedł, by obrabować dom, to może sobie wziąć, co chce. Sama
osobiście odda mu komplet kryształowych kieliszków po babci.
Dzięki Bogu, że dzieci nie ma w domu. Dzięki Bogu, że są
bezpieczne. W zeszłym roku ktoś obrabował Feldsparsów i trwało
miesiące, zanim zwrócili im z ubezpieczenia. Jak długo już nie ma
Harrego? Jej myśli pędziły jedna za drugą, podczas gdy ona starała
się wziąć w garść.
- Ależ znasz mnie. Mówiłaś do mnie, właściwie tylko do mnie
przez te wszystkie noce. Zawsze mnie rozumiałaś. Teraz nareszcie
możemy być razem. - Podchodził coraz bliżej. Cofała się, aż w końcu
jej biodra dotknęły blatu stołu. - Zamierzam dać ci więcej, niż jesteś
w stanie sobie wyobrazić, wiem, jak to zrobić.
166
- Mój mąż zaraz wróci.
Nie przestawał się uśmiechać, miał zamglone oczy i wygięte usta.
- Chcę, żebyś zdjęła ze mnie ubranie, tak jak obiecałaś. - Zebrał
w rękę jej włosy. Delikatnie, żeby nie zrobić jej krzywdy, ale
stanowczo. Kobiety lubiły, by mężczyzna był stanowczy, zwłaszcza
subtelne kobiety o łagodnych głosach. - A teraz, Mary Beth. Rozbierz
się, powoli. Chcę, żebyś mnie dotykała, wszędzie. Pieść mnie, Mary
Beth. Rób to wszystko, co mi obiecałaś.
Był jeszcze dzieckiem. Tak przynajmniej jej się wydawało.
Próbowała skupić się na jego twarzy, ale kuchnia była ciemna, a jej
wzrok zamglony.
- Nie mogę. Nie chcę tego robić. Po prostu odejdz, a ja... -
urwała, gdy szarpnął ją za włosy. Skuliła się, gdy wolną ręką chwycił
ją za gardło.
- Chcesz, żeby cię poprosić. Nie ma sprawy. - Mówił cicho, ale
jego podniecenie rosło, potężniało, nasilając bicie jego serca i
rozsadzajÄ…c mu pÅ‚uca. - Désirée też lubiÅ‚a, gdy siÄ™ jÄ… prosi. Nie
miałem nic przeciwko temu. Kochałem ją. Była doskonała. Myślę, że
ty też taka jesteś, ale muszę mieć pewność. Rozbiorę cię i będę cię
pieścił. - Gdy przesunął rękę z jej gardła na pierś, zaczerpnęła
powietrza, by zacząć krzyczeć. - Nie rób tego. - Wbił w nią palce.
Jego głos znowu się zmienił. Było w nim skamlenie, co było jeszcze
bardziej przerażające, niż gdy wydawał rozkazy. - Nie chcę, żebyś
krzyczała. Nie chcę i zrobię ci krzywdę, jeśli będziesz. Podobał mi
się krzyk Roxanne, ale nie twój. Ona była dziwką, rozumiesz?
- Tak. - Powiedziałaby mu wszystko, co chciał usłyszeć. - Tak,
rozumiem.
- Ale ty nie jesteÅ› dziwkÄ…. Ty i Désirée jesteÅ›cie inne.
Wiedziałem, gdy tylko usłyszałem twój głos. - Uspokoił się trochę,
chociaż był twardy jak głaz i próbował uwolnić się ze spodni. - A
teraz chcę, żebyś do mnie mówiła, gdy będę to robić. Mów do mnie,
tak jak przedtem.
- Nie wiem, o co ci chodzi. - Przeraziła się, gdy przycisnął się do
niej. Boże, on nie może tego zrobić. To nie mogło dziać się
naprawdę. Chciała do Harry'ego. Chciała do dzieci. Chciała, żeby to
się skończyło. - Nie wiem, kim jesteś. To musi być jakaś pomyłka. -
Sięgnął ręką między jej nogi. Podobało mu się, jak się szarpała i
167
skamlała. Była gotowa na jego przyjęcie, rozbrajająca, słodka i
gotowa.
- Tym razem będzie inaczej. Tym razem nie będziemy się
spieszyć. Chcę, żebyś mi pokazała, chcę, żebyś robiła to, co
obiecałaś. A kiedy skończę, to będzie nawet lepiej niż poprzednio.
Dotykaj mnie, Mary Beth. Inne mnie nie dotykały.
Płakała i nienawidziła. To był jej dom, jej mieszkanie i nikt nie
miał prawa tak z nią postępować. Wyciągnęła ręce i zaczęła go
dotykać, poczekała, aż zaczął jęczeć. Po chwili z desperacją wbiła mu
łokieć w brzuch i zaczęła uciekać. Wściekłym szarpnięciem złapał ją
za włosy, gdy dopadła klamki, a gdy to zrobił, wiedziała już, że
zamierza ją zabić.
- Okłamałaś mnie. Jesteś kłamliwą dziwką, tak jak pozostałe.
Więc zrobię z tobą to, co z nimi. - Sam bliski płaczu, uderzył ją
wierzchem dłoni w twarz. Przeciął jej usta i poczuła smak własnej
krwi. To ją otrzezwiło.
Nie zamierzała umrzeć w ten sposób, we własnej kuchni. Nie
miała zamiaru opuścić męża i dzieci. Z wrzaskiem rzuciła się z
paznokciami do jego twarzy, a gdy zaskamlał, udało jej się
szarpnięciem otworzyć drzwi. Miała zamiar uciekać, ale Binky chciał
być bohaterem.
Mały piesek miał ostre zęby. Wbił się z obłędem w łydkę Jeralda.
Wyjąc z bólu zdołał kopnięciem odrzucić psa, a gdy odwrócił się,
zobaczył na wprost twarzy ostrze kuchennego noża.
- Wynoś się z mojego domu. - Mary Beth obiema rękami ściskała
rączkę. Była tak oszołomiona, że nawet nie uświadamiała sobie, że
naprawdę miała zamiar go użyć, gdyby mężczyzna zrobił choć jeden
krok w jej kierunku.
Binky'emu udało się stanąć na nogi. Kiedy tylko podniósł głowę,
zaczął znowu warczeć.
- Dziwka - syknÄ…Å‚ Jerald, przesuwajÄ…c siÄ™ w stronÄ™ drzwi. %7Å‚adna
z nich go do tej pory nie zraniła. Twarz miał całą obolałą, a jego
noga... czuł, jak ciepła, mokra krew przesiąka mu przez spodnie. Ona
mu za to zapłaci. Wszystkie za to zapłacą. - Kłamliwe dziwki,
wszystkie jesteście dziwkami. Chciałem ci tylko dać to, co chciałaś.
Miałem zamiar być dla ciebie dobry. - Skamlenie w jego głosie
wywołało u niej ciarki. Mówił teraz jak mały, zły chłopiec, który
168
popsuł swoją ulubioną zabawkę. - Chciałem dać ci to, co najlepsze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]