[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nigdy nie sądziłam, że można z Johnem tak wesoło rozmawiać - kontynuowała Chloe. - Chociaż gdybyś
spytała, o czym tak właściwie mówiliśmy, nie umiałabym dokładnie odpowiedzieć. - Roześmiała się. - Mówiliśmy
o... och, o poezji, o jezdzie konnej i... i o naszym ulubionym smaku lodów.
- Bardzo szeroka tematyka - mruknęła Hester
Chloe uśmiechnęła się promiennie, lecz po chwili spoważniała.
72
- Muszę ci powiedzieć, Hester, że zastanawiam się... to znaczy chciałabym przemyśleć jeszcze raz moją odmowę
wobec oświadczyn Johna.
Hester otworzyła szeroko oczy z udawanym zdumieniem.
- Nie!
- Uważasz, że jestem okropnie kapryśna? Myślisz, że zdradziłabym swoje ideały, gdybym wyszła za mąż? To by
przecież znaczyło rezygnację z moich planów: pisania, przemówień i wszystkiego.
- Głuptasku, oczywiście, że nic i nikogo byś nie zdradziła. Jako kobieta zamężna mogłabyś także zdziałać wiele
dobrego. Małżonka Johna Wery ego, świetnie prosperującego ziemianina, będzie bardzo wpływową osobą w
okolicy, gdzie jak dotąd niewiele zrobiono dla edukacji kobiet. Możesz przewodniczyć różnym komitetom, zbierać
fundusze, rozdawać książki i robić mnóstwo innych pożytecznych rzeczy.
- Tak, to prawda. Nie pomyślałam o tym. Naturalnie - rzekła płoniąc się - nie wiem, czy John nadal chciałby się
ze mną ożenić, ale gdyby jeszcze raz poprosił mnie o rękę, chyba... chyba bym się zgodziła.
Hester wzięła ją w ramiona i czule przytuliła.
- Nie mogłabyś postąpić mądrzej, moja droga. John jest prawdziwą perłą pośród mężczyzn.
Chloe znów spiekła raka.
- Też tak sądzę. Powiedział mi, że chciałby iść z nami na twój odczyt Pod Błękitnego Dzika. Chyba wuj Thorne
pozwoli mi w końcu pójść, nie sądzisz? - spytała zaniepokojona.
- Myślę, że powinien. Właściwie najbardziej boi się o twoje bezpieczeństwo, a nie o to, że możesz ulec
deprawacji - powiedziała to nieco ostro. - Poza tym wie, że będziemy miały dobrą opiekę.
Chloe ziewnęła.
- Masz rację. - Wstała z wielkiego fotela pod kominkiem i życząc Hester dobrej nocy, wyszła.
Hester została sama i zapatrzyła się w skaczące wesoło płomienie. Zdaje się, że jej pobyt w domu Bythorne ów
nieuchronnie się kończył. I bardzo dobrze, skarciła się w duchu. Za bardzo polubiła całą rodzinę Trentów, a
zwłaszcza hrabiego Bythorne a. Nie - bardziej, niż polubiła, jeśli ma być szczera.
No tak, pomyślała ponuro. Może się w końcu przyznać, przynajmniej przed sobą. Kocha Thorne a.
17
Wreszcie to powiedziała.
Jednak, mimo że odważyła się to w końcu wyrazić, sama myśl nie wydała się przez to ani trochę mniej
absurdalna. Nie wyobrażała sobie bardziej niedobranej pary niż ona i hrabia Bythorne. Gdyby nawet doszło do
tego, że w ogóle chciałaby wyjść za mąż, nie wybrałaby przecież człowieka, który był zaprzeczeniem wszystkiego,
w co wierzyła. Nawet nie rozważałaby związku z mężczyzną tylko dlatego, że na widok jego pięknego ciemnego
oblicza i zniewalającego uśmiechu nogi odmawiały jej posłuszeństwa, a jego najlżejszy dotyk sprawiał, że od
nadmiaru szczęścia kręciło jej się w głowie.
Wolała nie dopuszczać do siebie myśli, że hrabia jest także inteligentnym człowiekiem i błyskotliwym
rozmówcą, że ma wiele innych zalet; zdecydowanie jednak przeważały w nim wady. Traktował kobiety jak
przedmioty, święcie wierząc, że nie mają one w życiu celów wyższych niż dbanie o wygody mężczyzn. Wprawdzie
uważała, że w trakcie jej pobytu w domu Bythorne ów to przekonanie trochę osłabło, a ich rozmowy tryskały
dowcipem i inteligencjÄ…, ale...
Ale ten dialog ze sobą nie miał sensu. Gdyby nawet uznała, że chce spędzić u boku Thorne a resztę życia,
przypuszczenie, iż mógłby żywić choć cień zainteresowania jej osobą, wydawało się niedorzeczne - pomijając
oczywiście odruchowe reakcje, które w istocie były częścią jego instynktu.
Mimo to w głębi serca sądziła, że jego uczucia wobec niej różnią się od uczuć, jakimi darzył inne kobiety. Czyż
fakt, że lubił przebywać w jej towarzystwie nie był najlepszym tego dowodem? Była przekonana, że hrabia nie
miaÅ‚ zwyczaju toczyć gorÄ…cych dyskusji ze swymi chères amies, nie robiÅ‚ tego nawet z BarbarÄ…, z którÄ… przecież
miał się pewnego dnia ożenić. Prawdopodobnie rozrywkom intelektualnym oddawał się tylko w towarzystwie
przyjaciół mężczyzn, do których chyba nie żywił namiętnych uczuć należnych płci pięknej.
Czy tak właśnie było? Czy uważał ją za swego przyjaciela? Być może. Czy uważał ją za miłość swojego życia?
Akurat - skonstatowała, wzdychając boleśnie.
Bardzo dobrze. Przywykła już do porażek w życiu, będzie więc umiała pogodzić się z jeszcze jedną. Może
przyjazń z hrabią przetrwa jej powrót do Overcross. A może, pomyślała z nerwowym chichotem, poprosi ją, by
została matką chrzestną któregoś z jego dzieci, jakie zapewne się pojawią, kiedy się w końcu ożeni.
Ale z lady Barbarą Freemantle nie będzie miał żadnych dzieci, Nie, jeśli tylko ona ma tu coś do powiedzenia.
Przykro mi cię rozczarować, milordzie, ale lady B. jest pisana komu innemu. Hrabia będzie musiał poszukać sobie
innej miłej i dyskretnej panny ze swoich kręgów towarzyskich, która urodzi mu dzieci i będzie znakomitą ozdobą
jego domu.
Ustaliwszy więc zdecydowanie swoje dalsze losy, których kształt napełnił ją nader wątpliwą satysfakcją, usiadła,
by przemyśleć sprawę Roberta i Barbary. Choć udawali, że unikają się nawzajem, nie uszło uwagi Hester, iż gdy
znajdą się w tym samym pokoju, jakaś tajemnicza siła popycha ich ku sobie. Wezmy choćby wieczór w Ogrodach
Vauxhall. Hester nie widziała sceny, jaka rozegrała się między nimi po tym, jak ujrzała ich splecionych w tańcu,
73
ale poszłaby o zakład, i to o sporą sumę, że nie zasiedli potem do dyskusji o kunszcie orkiestry.
Musi zatem sprawić, żeby jak najczęściej się widywali. Nie wydawało się to trudne, bowiem wedle planów
Gussie oboje, Robert i Barbara, mieli uczestniczyć w większości wydarzeń w domu Bythorne ów - Gussie miała w
tym wprawdzie zupełnie inny cel, lecz było to bez większego znaczenia.
Zanim Hester poczęła wprowadzać w życie swój plan, minęły trzy dni. Pierwszą okazją do działania było
przyjęcie, które wydawał wicehrabia Halburton z małżonką, by uczcić zaręczyny swej najmłodszej córki ze
spadkobiercÄ… hrabiego Cashina.
Szczęśliwym trafem gospodyni u Halburtona pracowała za młodu w domu Bythorne ów i nadal przyjazniła się z
tamtejszą służbą. Dzięki licznym i skomplikowanym negocjacjom oraz za pomocą drobnego przekupstwa Hester
dostała gwarancję, że podczas uroczystej kolacji Robertowi i Barbarze przypadną miejsca obok siebie.
Jednakże, ku swej konsternacji, wchodząc wraz z tłumem błyszczących od klejnotów gości do jadalni
Halburtonów, Hester stwierdziła, że zupełnie zapomniała o tym, iż Barbara będzie miała przy stole drugiego
sąsiada. Tego wieczoru lady Freemantle nie przybyła na przyjęcie razem z nimi, lecz w towarzystwie swej ciotki,
hrabiny Carbrooke i jej młodszej córki. Hester wstrząsnął krótki dreszcz, kiedy zauważyła, że Thorne siada po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •