[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przekręcił klucz w zamku i ostrożnie uchylił drzwi. Przed nim stało dwóch wysokich mężczyzn w
identycznych trenczach.
- Max Victor Glover? - odezwał się jeden z nich.
- Kto pyta? - chciał się dowiedzieć Max.
-Jestem inspektor Armitage z wydziału przestępstw finansowych, a to sierżant Willis. - Obaj okazali
legitymacje policyjne, które Max aż za dobrze znał. - Czy możemy wejść, proszę pana?
Policjanci spisali zeznanie Maksa, które zawierało niewiele więcej słów ponad: Chcę rozmawiać
ze swoim adwokatem", po czym wyszli. Potem pojechali do Yorkshire na spotkanie z lordem
Kenningtonem. Gdy otrzymali obszerne zeznanie jego lordowskiej mości, powrócili do Londynu,
żeby przesłuchać Jamesa. Okazał się równie pomocny.
Tydzień pózniej Maksa aresztowano. Sędzia wziął pod uwagę jego kryminalną przeszłość i nie
zezwolił na zwolnienie za kaucją.
- Ale jak oni się dowiedzieli, że ukradłeś czerwonego króla? -zapytałem.
- Nie dowiedzieli się - odrzekł Max i zgasił papierosa.
- Chyba nie rozumiem - mruknąłem z górnej pryczy. Odłożyłem pióro.
- Ja też nie rozumiałem - przyznał Max - aż do chwili, kiedy mnie oskarżono. - Milczałem,
tymczasem mój kolega spod celi szykował następnego skręta. - Kiedy odczytali mi zarzut -ciągnął
- nikt nie był bardziej zdziwiony niż ja. Zarzut brzmiał: Maksie Yictorze Glover, jest pan oskarżony
o usiłowanie wyłudzenia pieniędzy pod fałszywym pretekstem. Mianowicie siedemnastego
pazdziernika dwutysięcznego roku zaoferował pan pięćdziesiąt pięć tysięcy dolarów za czerwonego
króla, pozycja numer dwadzieścia trzy, w domu aukcyjnym Philipsa w Nowym Jorku, nakłoniwszy
inne zainteresowane strony do licytowania się z panem, bez poinformowania ich, że jest pan
właścicielem tej szachowej figury".
Ciężki klucz obrócił się w zamku i drzwi celi się otworzyły.
-Wizyty! -wrzasnął strażnik.
- No i widzisz - powiedział Max, opuszczając nogi na podłogę. - Przedstawiono mi fałszywy zarzut
i skazano za niepo-pełnione przestępstwo.
- Ale po co ta cała skomplikowana szarada, kiedy przecież mogłeś sprzedać czerwonego króla
któremuś z braci?
-Wtedy musiałbym im zdradzić, jak dorwałem tę figurę, a gdyby mnie schwytano... -Ale przecież cię
schwytano.
- Ale nie oskarżono o kradzież - przypomniał mi Max.
- To co się stało z czerwonym królem? - zapytałem, kiedyśmy wyszli na korytarz i skierowali się
do sali widzeń.
- Po rozprawie zwrócono go mojemu adwokatowi - wyją-śnił Maks. - Jest zamknięty u niego w
sejfie, gdzie pozostanie do mojego powrotu.
-Ale to znaczy... - powiedziałem.
- Czy miałeś kiedy okazję poznać lorda Kenningtona? -spytał Max od niechcenia.
-Nie.
- To cię przedstawię, stary - powiedział, przedrzezniając tamtego - bo odwiedza mnie dziś po
południu. - Zamilkł na chwilę. - Czuję, że jego lordowska mość chce mi złożyć ofer tę na czerwonego
króla.
-A przyjmiesz ją? - chciałem się dowiedzieć.
- Spokojnie, Jeff - odrzekł, gdy wchodziliśmy do sali wi dzeń. - Na to pytanie odpowiem ci
dopiero w przyszłym ty godniu, kiedy mnie odwiedzi jego brat James.
Mądr
ość
Salomona
To nie twój interes-powiedziała Carol. -Właśnie, że mój -zaprotestowałem, kładąc się do łóżka. -
Przyjaznimy się z Bobem od ponad dwudziestu lat.
- Tym bardziej powinieneś zachować swoje zdanie dla
sie
bie - upierała się żona.
-Ale ona mi się nie podoba - rzuciłem cierpko. -Wyraziłeś to dostatecznie jasno podczas obiadu -
wypomniała mi Carol i zgasiła lampkę nocną.
- Przekonasz się, że to się zle skończy.
- To będziesz mu ocierał łzy.
-Jej chodzi tylko o jego pieniądze - mruknąłem.
- On wcale ich nie ma - zauważyła Carol. - Jest wziętym lekarzem, ale to nie znaczy, że musi być
milionerem.
- Owszem, ale moim obowiązkiem jako przyjaciela jest go ostrzec, żeby się z nią nie żenił.
- On teraz nie będzie chciał tego słuchać - powiedziała Carol
- więc nawet o tym nie myśl.
-Wytłumacz mi, o moja mądra- poprosiłem, pobijając poduszkę - dlaczego nie.
Carol zignorowała mój sarkazm.
-Jeżeli to się skończy rozwodem, wyjdziesz na zadufka. Jeśli małżeństwo okaże się idealne, to on ci
nigdy nie przebaczy - ona też nie.
- Nie zamierzałem jej nic mówić.
- Ona już dobrze wie, jaki masz do niej stosunek -oświadczyła Carol. - Możesz mi wierzyć.
- To nie przetrwa nawet roku - przepowiedziałem. W tym momencie na moim nocnym stoliku
zadzwonił telefon. Podniosłem słuchawkę, modląc się w duchu, żeby to nie był pacjent.
- Mam tylko jedno pytanie - odezwał się głos, który nie musiał się przedstawiać.
- Co takiego, Bob? - zapytałem.
- Czy będziesz moim drużbą?
Pierwszy raz spotkaliśmy się z Bobem Radfordem w Saint Thomas' Hospital, kiedy obaj byliśmy tam
asystentami. Zciśle mówiąc, najpierw zetknęliśmy się z sobą na boisku rugby, kiedy mnie
zablokował, gdy byłem bliski zwycięskiego przyłożenia. W tamtym czasie walczyliśmy w
przeciwnych drużynach.
Gdy zostaliśmy starszymi asystentami w Guy's Hospital, spotkaliśmy się w tej samej drużynie rugby i
regularnie w połowie tygodnia grywaliśmy w sąuasha - przy czym on niezmiennie zwyciężał. Na
ostatnim roku zamieszkaliśmy razem na stancji w Lambeth. Nie musieliśmy daleko szukać kobiecego
towarzystwa, bo w Saint Thomas' pracowało ponad trzy tysiące pielęgniarek i większość z nich była
chętna do seksu, i z jakiegoś niezgłębionego powodu uważała, że na lekarzy można w tym względzie
liczyć. Obaj nie mogliśmy się doczekać pożytków, jakie przyniesie nam nowy status. I wtedy ja się
zakochałem.
Carol też była asystentką w Guy's Hospital i na pierwszej randce wyraznie mi powiedziała, że nie
chce się wiązać na dłużej. Ale nie doceniła jednego mojego talentu, mianowicie wytrwałości. W
końcu uległa, kiedy się jej oświadczyłem dziewiąty raz. Pobraliśmy się kilka miesięcy po tym, jak
uzyskała dyplom.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]