[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawda?
Trudno powiedzieć, co jest gorsze: strach czy mdłości. Przepro-
siła spiesznie panią Gates i pobiegła do łazienki. Po chwili
mdłości minęły, strach nie.
Próbowała analizować motywy Bena. %7łeni się pewnie tylko po
to, żeby uszczęśliwić umierającą matkę.
O ile ona w ogóle umrze. Co będzie, jeśli biopsja wykaże, że
pani Lazaar jest zdrowa? Czy będzie czas zerwać zaręczyny? A
może on chce się ożenić tylko z powodu dziecka, żeby spełniło
się jego marzenie?
Tych , jeśli" i  może" jest trochę za dużo...
Wstała, umyła twarz i wróciła na oddział. Nie miała czasu na
lunch, ale przecież i tak nie mogła jeść.
 Wyglądasz upiornie.
 Dziękuję.
Ben wciągnął ją do gabinetu zabiegowego i spojrzał jej w oczy z
niepokojem.
 Niedobrze ci?
 Już lepiej.
 Musisz jeść.
 I mnie to mówisz? Jesteś ekspertem od mdłości porannych?
 Nie ja, moja matka. Powiedziała, że trzeba ssać lód, jeść her-
batniki i pokrojone jabłko z lodówki, a także obrane ze skórki
133
winogrona, bo zawierają mnóstwo cukru. Podnosi to poziom
glukozy we krwi. Potrzebujesz odpoczynku, spokoju i czasu dla
siebie. Często kładz się z podniesionymi do góry nogami.
Wzniosła oczy do nieba.
 Pięknie, Ben, ale mój tryb życia nie pozwala na takie rozczu-
lanie się nad sobą. A poza tym kto mi obierze winogrona?
 Byłabyś zaskoczona.
Cierpliwość Tassy wyczerpała się.
 Posłuchaj, mam pełne ręce roboty. Nie przeszkadzaj, żeby
mnie dodatkowo nie stresować.
 Dobrze, ale teraz musisz mi pomóc. Z izby przyjęć jedzie
dziecko z poważnymi obrażeniami dłoni i przedramienia. Chło-
pak dla zabawy jezdził na dachu kabiny windy wewnątrz szybu.
Zaczepił dłonią o koło zamachowe i właściwie odciął rękę. Gdy
tylko jego stan będzie stabilny, poślemy go na salę operacyjną.
Trzeba pobrać krew na próbę krzyżową i uspokoić matkę. Ko-
bieta szaleje z rozpaczy.
Tassy znów poczuła mdłości.
 Ile ma lat?  Usiłowała skupić się na swojej pracy.
 Dziesięć.
 Mamy ostatnio mnóstwo dziesięciolatków bez krztyny oleju w
głowie  mruknęła.  Co za magiczny wiek! Czy chłopcy muszą
igrać ze śmiercią?
Pytanie było czysto retoryczne, ale i tak nie mieli czasu na roz-
ważania. Najpierw usłyszeli płacz zrozpaczonej matki, potem
dopiero dobiegło skrzypienie kółek wózka. Pielęgniarka z izby
przyjęć wręczyła im notatki, przedstawiła dziecko i czym prę-
dzej się wycofała.
Tassy zerknęła na zakrwawiony kikut lewej ręki i zabrała matkę
do siebie.
 Pani Zerilli, musimy przyjąć Laurence'a do szpitala. Potrze-
bujemy jak najwięcej informacji.
134
 Nie wiem, co go napadło!  zawodziła matka.  O Boże, po-
móż, mój syn umrze...
 Pani Zerilli, on nie umrze, ale muszę zadać pani parę pytań. 
Otworzyła notatki z izby przyjęć i zobaczyła nagryzmolony do-
pisek: Nie udało się uzyskać żadnych informacji.
Pokręciła głową.
 Pani Zerilli, gdzie pani mieszka?
 Nie powinnam pozwolić mu iść z tym chłopakiem. To
wszystko przez tego obdartusa. Wiedziałam, że tak będzie. Och,
Laurence, nie umieraj, synku!  krzyczała kobieta, zanosząc się
szlochem.
Tassy zostawiła ją na chwilę i poszła szukać Bena.
 Nic do niej nie dociera. Czy mógłbyś jej coś przepisać na
uspokojenie?
 Daj jej dziesięć miligramów diazepamu i filiżankę herbaty, a
może za jakieś pół godziny będziesz miała z niej pożytek. Czy
na izbie przyjęć coś jej podali?
 Nie wiem. Sprawdzę.
Wróciła do swojego pokoju, gdzie Anna usiłowała nakłonić pa-
nią Zerilli do wypicia herbaty, i zadzwoniła na izbę przyjęć. Nic
jej nie podano, więc Tassy otworzyła szafkę z lekami.
 Pani Zerilli, proszę to zażyć. Niedługo poczuje się pani lepiej.
Włożyła kobiecie pigułkę do ust. Anna trzymała filiżankę, zaś
załamana matka, myślami wciąż przy synu, sączyła herbatę.
Wciąż płakała, a Tassy zastanawiała się, czy zdąży się uspokoić,
zanim chłopak pojedzie na salę operacyjną.
 Pani Zerilli, proszę nam pomóc! Laurence musi za chwilę je-
chać na operację i trzeba podpisać zgodę.
 Amputują mu rękę. Wiem, że tak będzie!  Pani Zerilli znów
zalała się łzami.
 Wcale nie. Powstrzymają krwawienie, oczyszczą ranę i, jeżeli
się uda, zszyją. A teraz proszę podpisać zgodę, bo...
135
 Nie chcę, żeby jakiś chirurg kroił mojego chłopca!  zawołała.
 Na pewno odetną mu rękę!\
 Pani Zerilli, operacja jest po to, żeby ocalić mu życie i, w
miarę możności, rękę. Nie amputują nic, co będzie się nadawało
do zszycia...
 Jego ojciec go zabije...
 To pani go zabije, odmawiając zgody na operację, bo on
umrze z upływu krwi!  powiedziała Tassy stanowczo.
Za plecami kobiety stanął Ben.
 Pani Zerilli, proszę to podpisać  błagała, trzymając formularz
przed nosem kobiety.
 Obieca mi pani, że nie potną go niepotrzebnie?
 Obiecuję.
 Nie mogą przyszyć mu z powrotem ręki?
Tassy spojrzała pytająco na Bena, ale on zdecydowanie pokręcił
głową.
 Nie. Przykro mi bardzo. Zrobią wszystko, co będzie w ich
mocy. Proszę wyrazić zgodę, a potem może pani pożegnać się z
synem przed operacją.
Wreszcie druczek został podpisany, chłopak pojechał na blok
operacyjny, pani Zerilli zasnęła w pokoju rodziców, a Tassy
osunęła się na krzesło w gabinecie zabiegowym.
 Wciąż ci niedobrze?
 Uwierzyłbyś, że jeszcze gorzej? A sądziłam, że ciąża jest
oznaką zdrowia.
Ben zaśmiał się.
 Tak się mówi.
Uniosła przymknięte powieki.
 Ben, jestem zdruzgotana. Już myślałam, że ta kobieta wyzio-
nie ducha z histerii i nie podpisze zgody.
 Postaw się w jej sytuacji. Co by było, gdyby twój najdroższy
syn, zrenica twojego oka, odciął sobie rękę?
136
 Dziękuję, Ben, starczy. Mam niejakie wyobrażenie.
Przyjrzał jej się uważnie.
 Czy mi się wydaje, czy jesteś odrobinę przewrażliwiona na
tym punkcie?
 Najwyrazniej tak.  Wstała i ruszyła w kierunku swojego po-
koju.  Teraz spokojnie zrobię z Anną obchód z lekami, a potem
pojadę do domu i położę się z nogami do góry.
 Czy byłaś już u ginekologa?
Przystanęła.
 Ben, ja dopiero zaszłam w ciążę. Nie odwiedziłam nawet in-
ternisty.
Uśmiechnął się szeroko i podniósł ręce do góry.
 Dobrze. Przepraszam. Mogę pójść z tobą, kiedy się zdecydu-
jesz?
Wpatrywała się w niego przez chwilę, potem lekko wzruszyła
ramionami.
 Podejrzewam, że będzie trzeba. Jesteś przecież ojcem.
 Czy masz coś przeciw temu?
 Przeciw twojemu ojcostwu czy wspólnej wizycie u ginekolo-
ga?
Roześmiał się cicho.
 Jednemu i drugiemu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •