[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ochoczo, mimo całego zmęczenia, wsunęła się na miejsce i sięgnęła po
urządzenie, l w tym właśnie momencie rozległ się brzęczyk odbiornika, cały czas
włączonego na falę standardową.
Na wschodzie Argo groznie spoglądała na zbliżający się z północy, przetykany
błyskawicami front burzy. Zgromadzone już w dole chmury mieniły się
czerwienią i mrokiem. Wiatr zawodził. Pojazd Hugha to opadał w dół, to zrywał
się w górę. Pomimo grzejnika przez daszek kabiny przenikało zimno, jak gdyby
sprowadzone W światłem gwiazd i księżyców.
- Jan, jesteś tam? - wołał. - Nic ci się nie stało?
Jej głos był jak przecinający więzy cios miecza. - Hugh? To ty, kochanie?
- No jasne, a kogo się, u diabła, spodziewałaś? Obudziłem się, odtworzyłem
twoje nagranie i... Nic ci nie jest?
29
- Zupełnie nic. Ale nie mam odwagi wystartować w taką pogodę. A tobie nie
wolno tu lądować, bo teraz jest to już zbyt niebezpieczne. Zostać w górze też nie
możesz. Kochany, roztomily, że też przyleciałeś!
- Droga moja, jak mogłem, psiakrew, nie przylecieć? Powiedz mi, co się stało.
Wyjaśniła mu wszystko. Pod koniec opowieści skinął głową, która jeszcze trochę
bolała od wypitego alkoholu, pomimo tabletki nedoloru.
- Dobrze - powiedział. - Poczekaj na spokojniejsze powietrze, napompuj
swego przyjaciela i wracaj do domu.
Przypomniało mu się coś, co go już od jakiegoś czasu nękało.
- Zaraz... zastanawiam się... Jak myślisz, może on by wleciał w tę rozpadlinę i
odzyskał nadajnik Erakoum? Nie mamy ich zbyt wiele, wiesz o tym. - Zamilkł na
chwilę. - Chyba żądałbym zbyt wiele, gdybym go poprosił, by jej ciało przykrył
ziemią.
W głosie Janniki słychać było współczucie.
- Ja mogę to zrobić.
- Nie, nie możesz. Widziałem wszystko dokładnie oczyma Erakoum, gdy spa-
dała, zanim nie rozbiła sobie czaszki, czy coś w tym rodzaju. Nikt nie zejdzie w
dół bez liny zamocowanej na krawędzi. Nie mógłby potem wrócić! A nawet z liną
ryzyko byłoby szalone. Przecież jej towarzysze nie próbowali nic robić, prawda?
Wahanie:
- Zapytam go. Może to zbyt wielkie wymaganie. Nadajnik jest nie
uszkodzony?
- Hm, tak, ale to sprawdzę. Odezwę się za minutę lub trzy. Kocham cię. To
była prawda, wiedział o tym, pomimo tego, ile razy doprowadzała go do
wściekłości. %7łeby gdzieś tam, w otchłaniach jego osobowości, miał chcieć jej
śmierci, to było nie do pomyślenia. Podążyłby za nią jeszcze przez większą burzę
niż ta, po to tylko, by to udowodnić.
No więc może wrócić do domu ze spokojnym sumieniem i czekać na jej
przybycie, po czym... co? Ta niepewność otwierała w nim pustkę.
Jego aparatura zapaliła zielone światełko. Dobrze, aparat Erakoum nadawał,
wobec tego był nie uszkodzony i wart odzyskania. Szkoda, że ona sama...
Sprężył się cały. Oddech zaterkotał mu w płucach. Czy wiedział na pewno, że
ona nie żyje?
Opuścił hełm na skronie. Dłonie mu drżały; miał trudności w dokonaniu
połączeń. Nacisnął przełącznik. Siłą woli natężał percepcję...
Ból zwijał się jak rozpalone do białości druty, siła uchodziła, łagodne fale
nicości przepływały coraz częściej, ale Erakoum nadal się nie poddawała. Ten
wąski pasek nieba, który dostrzegła z miejsca, z którego nie mogła już poczołgać
się dalej, był pełen wiatru... Z wstrząsem powróciła pełna świadomość. Ponownie
wyczuła obecność Hugha.
- Połamane kości, na to wygląda. Poważna utrata krwi. Umrze za kilka
godzin, Jan, jeśli nie udzielisz jej pierwszej pomocy. Wtedy dotrwa do
chwili, gdy będziemy mogli przewiezć ją do Port Kato na pełny zabieg.
- Och, mogę zszyć rany, zabandażować, złożyć kości, cokolwiek. Nedolor jest
również środkiem znieczulającym dla dromidów, prawda? l nawet napicie się
30
wody może mieć kolosalne znaczenie; na pewno jest odwodniona. Ale jak do niej
dotrzeć?
- Twój ouranid może ją podnieść, gdy go nadmuchasz.
- Chyba nie mówisz poważnie! ATach jest ranny, goją mu się rany... A Era-
koum chciała go zabić!
- Dążenie było wzajemne, prawda?
- No...
- Jan, nie zostawię jej tak. Ona, która biegała swobodnie, leży w grobie, a ta
styczność ze mną, którą odbiera, to dla niej więcej, niż byłem w stanie sobie
wyobrazić. Zostanę tu, dopóki nie będzie bezpieczna albo dopóki nie umrze.
- Nie, Hugh, nie możesz. Burza.
- Nie chcę cię szantażować, kochanie. Mówiąc szczerze, jeśli twój ouranid
odmówi, nie będę miał do niego żalu. Ale nie mogę zostawić Erakoum. Po prostu
nie mogę.
- Ja... poznałam cię teraz lepiej... Spróbuję.
A i ach nie zrozumiał swej Janniki. Było nie do uwierzenia, że pomoc
Udzielona Bestii przyniesie pokój. Ten stwór był tym, czym był, czyli mordercą. A
jednak kiedyś Bestie nie były zródłem kłopotów, kiedyś były to zwierzęta, które
najbardziej interesowały i cieszyły Lud. On sam pamiętał pieśni o ich chyżości i
ich ogniu. W tamtych utraconych dniach Bestie nazywano Tancerzami Płomienia.
Jego duch nie miał pewności, dlaczego ustąpił wobec jej próśb. Prawdopodob-
nie dlatego, że uratowała mu życie, narażając własne, co było dla niego
przemożną, nową myślą. Wielce chciał utrzymać z nią swą jedność, która
wzbogacała jego świat, i dlatego wahał się z odmówieniem prośbie, która zdawała
się tak ważna, jak jego chęć. Przez tę jedność, przekazaną mu hełmem, zdawało
mu się, że czuje to samo, co ona, gdy woda płynęła jej z oczu - ... chcę naprawić
to, co wyrządziłam... - i takie uczucie stało się transcendentne, niczym Czas
Blasku, i to właśnie sprawiło, że przystał na jej prośbę.
Pomogła mu wydostać się z rzeczy-która-ją-przywiozla i wysunęła rurkę.
Przez nią pił gaz, powiew nowego życia. Rany mu dokuczały, gdy jego kuliste
ciało powiększało się, ale mógł to zignorować.
Potrzebował jej ciężaru, który by utrzymywał go przy ziemi w drodze do
rozpadliny. Palce i czułki splotły się razem, a mimo to wichura o mało ich nie
poniosła. Gdyby napełnił się do całkowitych rozmiarów, łatwo mógłby z nią
ulecieć. Powietrze atakowało i wyło, rzucało nim, chciało cisnąć w ciernie... jakże
strasznie było na ziemi!
A jeszcze gorzej opuszczać się poniżej jej powierzchni. Drżał, przepełniony
uczuciem, które ledwie rozpoznawał. Gdyby Jannika była z nim w kontakcie,
powiedziałaby mu, że ludzie nazywają to uczucie przerażeniem. Człowiek albo
dromid, opanowany przez nie w takim stopniu, uciekłby od tego miejsca. A i ach
zaś przemienił je w moc pchającą go naprzód, bo przez nie on też stawał się kimś
zupełnie innym.
Na brzegu otoczyła go ramionami tak daleko, jak tylko mogła sięgnąć, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •