[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A może ty dałbyś mi wreszcie spokój? - Energicznie zanurzyła łyżeczkę
w sałatce i wyłowiła kawałek mango.
- Nie mogę.
Steve odwrócił wzrok, żeby nie widzieć, jak wkłada owoc do ust.
- Jeszcze nie zdecydowałam, co będę robić - westchnęła zrezygnowana.
Dlaczego on tak wszystko utrudnia?
- A więc przyjechałaś tu na wakacje? Plaża, zakupy...
Potrząsnął głową i obrzucił ją chłodnym spojrzeniem.
Nie! Miała ochotę krzyknąć. Musi sprawdzić, gdzie pracuje jej siostra, i
zebrać się na odwagę, żeby się z nią spotkać. Nie może mu nic wyjaśnić. Niech
myśli, co chce, i da jej spokój.
- Wiesz co? Najlepiej idz już sobie.
Steve włożył do ust ostatni kawałek hamburgera, zgniótł papier i rzucił
go na stół. Wziął kawę i wstał.
- Nie będziesz już jadł?
Rzucił jej przelotne spojrzenie.
- Schowaj to do lodówki. Możesz odgrzać wszystko na lunch, kiedy już
spełnisz swoje zachcianki - warknął kąśliwie lodowatym tonem i udał się w
kierunku wyjścia. - Miłego dnia.
Annelise długo siedziała bez ruchu, wpatrzona w drzwi, jakby spodzie-
wała się, że Steve wróci. Pięć minut pózniej wylała resztę kawy do zlewu i
wyjrzała przez okno. Ma, czego chciała. %7łycie bez Steve'a. Ale wcale nie czuła
S
R
się szczęśliwsza.
Póznym popołudniem wyjęła zakupy i kilka przewodników na stół, po
czym przejrzała opis restauracji. Cały dzień spacerowała, rozmyślała i anali-
zowała swoje uczucia. I wszędzie, gdzie poszła, zastanawiała się, czy kobieta
stojąca obok nie jest jej siostrą. Czy Abigail pamięta ich matkę? Czy cierpiała,
gdy została porzucona? Annelise była ciekawa, kto wychował jej siostrę. Jak to
się stało, że znalazła się w Surfers Paradise i została sprzedawczynią w butiku.
Te myśli zaprowadziły ją do jedynych rodziców, jakich znała. Tęskniła za
mamą. A tata - zżerały ją wyrzuty sumienia, że go zostawiła. Próbowała zagłu-
szyć poczucie winy i zadzwoniła do niego. Podeszła do okna, spojrzała na nie-
bo, a potem na parking i zamarła. Steve nie wyjechał, jak się tego spodziewała.
Siedział przy samochodzie i rozmawiał przez telefon, obserwując jej aparta-
ment.
Wsunął telefon do kieszeni i skierował się w stronę budynku. Słyszała,
jak przechodzi obok jej pokoju i przekręca klucz w drzwiach. W drzwiach, któ-
re prowadziły do apartamentu sąsiadującego z jej sypialnią. Tego samego, w
którym zeszłej nocy działy się te wszystkie rzeczy. Zrobiło jej się gorąco, a za-
raz potem niedobrze. Oparła się o ścianę i potarła palcami czoło. Wiedziała
przecież, że Steve spotyka się z kobietami, dlaczego więc spodziewała się, że
teraz będzie inaczej?
Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek telefonu. Nie odebrała. To był on. Od-
słuchała wiadomość; chciał sprawdzić, czy już wróciła. W każdej chwili mógł
zapukać do jej drzwi. Nie miała ochoty go teraz widzieć. Półprzytomna powlo-
kła się do sypialni. Musi się stąd wynieść, zanim Steve się zorientuje, że już
wróciła. Otworzyła szafę i wyjęła czarno-niebieską jedwabną sukienkę. Włoży-
ła szpilki i wzięła torebkę.
S
R
Kilka minut pózniej wmieszała się w tłum na Cavill Avenue. Tego jej
właśnie było trzeba: rozrywki z dała od problemów i mężczyzny, o którym nie
chciała myśleć. Neony lśniły zachęcająco i Annelise weszła do jednego z loka-
li. Usiadła przy barze i zamówiła lampkę chardonnay. Po godzinie gawędziła z
kelnerką. Pózniej miły facet imieniem Randy postawił jej koktajl: błękitnozie-
lony, ozdobiony plasterkiem cytryny.
Nie czuła się zbyt dobrze. W głowie jej huczało, więc kiedy usłyszała
dzwonek telefonu, odebrała natychmiast.
- Gdzie ty się, do cholery, podziewasz? - zabrzmiał znajomy głos.
- Steve. - Jakim prawem zwraca się do niej tym tonem?
- Nie odsłuchałaś wiadomości? Dzwoniłem sześć razy. Mieliśmy zare-
zerwowany stolik na kolację - poinformował szorstko.
- Jestem w barze. Nie słyszałam telefonu. Nie wiedziałam, że...
- W barze? Sama?
- A ty? - Jej z założenia harde pytanie zabrzmiało jak bełkot i Annelise
przytrzymała się kontuaru, by nie upaść. Coraz bardziej kręciło jej się w gło-
wie.
- Powiedz mi, gdzie jesteś.
- Na Cavill Avenue. - Poszukała wzrokiem Randy'ego, ale on siedział
przy stole z jakimiś ludzmi. Skinął jej głową i odwrócił się plecami. Już nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]