[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wśród nich starcy i dzieci. Wszyscy nosili tradycyjne stroje ludowe i wszyscy
przyjaznie się uśmiechali.
- Myślę, że to komitet powitalny - powiedział Matthew, kiedy
zesztywniali po podróży wysiadali z ciężarówki. Okazało się, że miał rację.
- 35 -
S
R
- Bienvenida! Witajcie! - Uśmiechnięta kobieta przecisnęła się przez tłum
rozradowanych ludzi. - Venga. Entre en la casa. - Zaprosiła ich do środka, cały
czas mówiąc coś bardzo szybko po hiszpańsku.
- Co ona mówi? - zapytała Honorata, oddając swoje torby smagłemu
łobuziakowi o zniewalającym, mimo braku dwóch zębów, uśmiechu.
Nagle uświadomiła sobie, że weszła do starego, murowanego budynku
sama. Odwróciła się zdziwiona. Doktor Williams stał na zewnątrz z wyrazem
pewnego zakłopotania na twarzy.
- Matthew! - Usiłowała przekrzyczeć przyjazny gwar, zdając sobie
jednocześnie sprawę, że po raz pierwszy zwraca się do niego po imieniu. - O co
chodzi? Co ona powiedziała? - Zauważyła, że bardzo zbladł w ciągu tych kilku
minut.
- O Boże! - westchnął. - Nie wiem, jak to powiedzieć...
- Ale co? - Uśmiechnęła się. - Jakaż to przerażająca tajemnica wyszła na
światło dzienne w tym zapomnianym zakątku Peru?
- Trudno to nazwać przerażającą tajemnicą - odparł wymijająco. -
Najwyrazniej mój drogi przyjaciel, doktor John, wyjechał wczoraj zgodnie z
planem.
- I były jakieś komplikacje? Czy ktoś w tym czasie zachorował? Tak?
- Nie. - Uniósł rękę, pokazując jej otwartą kopertę. - Ten list przyjechał
ciężarówką razem z nami. To ten, w którym zawiadamiałem Johna o pani
przyjezdzie.
- Nadal nic nie rozumiem.
- Ponieważ list się spóznił, uszczęśliwiona gospodyni Johna spędziła
ostatnie dni na zbieraniu wszystkich najważniejszych osobistości z okolicy, żeby
uświetnić powitanie nowego doktora oraz jego dopiero co poślubionej małżonki.
Napierający tłum sprawił, że znowu znalezli się na progu domu i poprzez
otwarte drzwi zobaczyli stół uginający się pod ciężarem wspaniałych potraw.
- 36 -
S
R
- No cóż, będzie musiał ją pan poprosić, żeby wytłumaczyła wszystkim
nieporozumienie - odparła spokojnie.
- Powinni się cieszyć, że oprócz lekarza będą mieli za te same pieniądze
jeszcze pielęgniarkę...
- Nie o to chodzi - przerwał jej szybko. - Peru jest w dziewięćdziesięciu
dziewięciu procentach katolickie. Ci ludzie byliby przerażeni, gdyby
dowiedzieli się, że ożeniłem się przed tygodniem, a przyjeżdżam tutaj z inną
kobietą. Mogłoby to zniszczyć całą pracę Johna, któremu udało się zdobyć ich
zaufanie.
- Co pan proponuje? - spytała Honorata słabym głosem. Poczuła się nagle
zmęczona długą, uciążliwą podróżą.
- Czy mamy poprosić naszego kierowcę, żeby odwiózł mnie z powrotem
do...
- Nie. To nic nie da. Nie zrozumieją... A poza tym - wyprostował się,
podejmując decyzję - i tak nie mogłaby pani teraz odjechać. Na pociąg trzeba
czekać zwykle bardzo długo, a to nie jest bezpieczne.
- Co takiego?
- Niestety, pociągi i stacje kolejowe są nocami atakowane przez
bandytów. Biura podróży zalecają turystom podróżowanie tylko za dnia, a w
przypadku samotnych kobiet... - Potrząsnął głową. - To byłoby szaleństwo.
- A więc co zrobimy? - zapytała, czując mimo wszystko ulgę, że zostaje.
- No cóż, po prostu pozwolimy im wierzyć, że jest pani moja żoną.
- Jak to?! - Zabrakło jej tchu. - Nie! My nie możemy. Nie jesteśmy... My
nie... Znamy się przecież dopiero od...
- Powiedziałem, że pozwolimy im wierzyć - przerwał spokojnie. - Tylko
my będziemy znać prawdę, ale jeśli chodzi o nich... - Pochylił się i przy
akompaniamencie radosnych okrzyków wziął ją na ręce i zanim zdążyła co-
kolwiek zrobić, wniósł do nisko sklepionej izby.
- 37 -
S
R
- Venga aca. - Gospodyni radośnie wskazała im dwa krzesła, ustawione za
stołem na honorowym miejscu.
- Proszę mnie puścić! - syknęła Honorata przez zęby. Twarz pokrył jej
ciemny rumieniec. - Mogę iść sama!
- Przecież oblubieniec powinien przenieść pannę młodą przez próg. Jest
taki zwyczaj, jeśli się nie mylę? - Uśmiechnął się wesoło.
Usiłowała wyrwać się z jego ramion, lecz nie zdołała. Był bardzo silny.
- Ale ja nie jestem pańską...
Nie udało jej się skończyć. Uciszył ją szybko i skutecznie
niespodziewanym pocałunkiem.
Docierał do niej tylko przytłumiony hałas, przypominający huk
wodospadu. Jej ramiona, które jeszcze przed chwilą go odpychały, objęły
mocniej jego szyję.
Dopiero śmiech i oklaski sprawiły, że uświadomiła sobie obecność
publiczności. Z jękiem zawodu odsunęła od niego usta i ukryła twarz na jego
piersi. Serce biło jej jak oszalałe.
- Dobra robota - szepnął, pochylając głowę w opiekuńczym geście i
stawiając ją na podłodze. - Wspaniały akord... - Pomógł jej usadowić się za
stołem, gdzie ukryła drżące nogi.
Podczas posiłku, któremu towarzyszył miły rozgardiasz, Honorata
milczała. Och, na pewno znalazł dla niej wytłumaczenie: zmęczenie podróżą czy
nieznajomość języka... Naprawdę jednak czuła się wręcz sparaliżowana; miała
wrażenie, że wykorzystano ją do jakiegoś niecnego celu...
Pocałował ją przed chwilą. Pocałował ją gorąco, jakby... a ona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •