[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Z rozmysłem odwrócił się od niej i zanim Kordelia zdą\yła coś
odpowiedzieć, odszedł do pozostałych aktorów. Plecy przygarbione, krok
ocię\ały. Kordelia zasłoniła ręką usta, \eby stłumić szloch i znów spojrzała
przez okno na Rossa, który nadal stał przed białymi schodami i osłaniając oczy
przed słońcem, patrzył w okno, w którym siedziała Kordelia.
Czekał, \eby spojrzała na niego jeszcze raz, nieświadomy, co zaszło
miedzy nią a Alfredem. A kiedy zauwa\ył, \e Kordelia znów patrzy na niego,
uśmiechnął się. Jego uśmiech był bardziej promienny ni\ słońce. I pomachał
Kordelii, szeroko, zamaszyście, nie dbając o to, \e ktoś mo\e to zauwa\yć.
Powoli podniosła rękę i te\ pomachała, jej uśmiech był dr\ący, bo przez
łzy. Ale przecie\ przez te kilka dni Ross uczynił ją szczęśliwą, czy\ nie tak?
Szczęśliwą?
 Powiedz mi no, kuzynie  odezwał się czcigodny James Kelty, zni\ając
konfidencjonalnie głos, kiedy razem z Rossem przemierzał dwór, podą\ając do
swego pokoju.  Któ\ to jest ta urocza bestyjka w oknie, której machałeś tak
gorliwie?
 A... widziałeś damę w oknie?  spytał Ross z ociąganiem. Drogi kuzyn
James, jeszcze kiedy uczęszczał do szkół, ujawnił swoje nadzwyczajne
upodobanie do wdzięków niewieścich, za cel swego \ycia stawiając sobie
podbój całej angielskiej płci pięknej. Ross zdawał sobie sprawę, \e Kordelię
stanowczo trzeba usunąć temu d\entelmenowi z drogi.  Musiałeś widzieć
Emmę.
 Byłoby tak, gdyby Emma ze srebra zmieniła się w szczere złoto! 
James klepnął Rossa po ramieniu.  Bądz mi prawdziwym przyjacielem i
zdradz, kim jest owa dama.
 Jest tu... z racji ślubu.
 Aha. Czyli jeszcze jeden gość weselny. I zdobycz łatwa  oświadczył
James, gotów ju\ ruszać na łowy.  Czy ona jest z naszego hrabstwa, a mo\e to
przyjaciółka Emmy ze szkół?
 Nie poznasz jej, James. Ona jest spoza naszej sfery, całkowicie... A
wiesz, James, \e Emma bardzo się cieszy na spotkanie z tobą, choć muszę cię
ostrzec, \e ona przed tym swoim ślubem po prostu szaleje.
James przystanął, zmru\ył oczy, w których widać było chytre podejrzenie.
 Ej\e, mój drogi! Czy\byś ty ju\ postawił na tę klaczkę? Trudno w to
uwierzyć, zawsze uwa\ałem, \e prędzej prze\ujesz swoją własną nogę ni\
wdasz się w amory z jakąś ładną dziewuszką. Ale có\, nawet zatwardziały stary
kawaler potrafi się zmienić. Zdarza się to, co prawda, raz na tysiąc lat, ale się
zdarza.
 No dobrze, James. Postawiłem, jak ty to mówisz, na tę klaczkę! 
powiedział Ross, nie kryjąc irytacji.  I będę wdzięczny, jeśli będziesz trzymał
się od niej z daleka!
James podniósł obie ręce, na znak, \e się poddaje.
 W porządku, Ross. Nie będę wchodził ci w paradę. Ale imię damy
mógłbyś mi zdradzić.
Ross zabębnił palcami po blacie stojącego w pobli\u kredensu.
 Ona nie jest damą. To... aktorka.
 Aktorka?!  Jamesowi literalnie opadła szczęka.  Trzymasz tu sobie w
Howland Hall jakąś aktoreczkę? Błazenada! Twoja matka porządnie zmyłaby ci
za to głowę!
 To nie jest tak, jak myślisz  powiedział szybko Ross.  Ona nale\y do
wędrownej trupy, która wystawi przedstawienie, aby uhonorować zaślubiny
Emmy z Weldonem.
 Có\ za cudowny zbieg okoliczności!  wykrzyknął James.  Masz
swoją pieszczotkę dla zabawy przez cały tydzień, czy coś około tego, a potem
ona odjedzie sobie stąd, zanim się nią znudzisz, bez \adnych łez i narzekań z jej
strony, które zepsułyby ci cały dzień!
 Wystarczy, James!  Głos Rossa był tak ostry, \e James a\ się cofnął. 
Nie będziemy rozmawiać w ten sposób.
 Ross, powiedziałem ju\, \e nie chcę wchodzić ci w paradę. Ale jeśli ona
jest tylko aktorką, \adną damą i...
 Ostatnie drzwi na prawo, tam jest twój pokój  powiedział Ross, ostrość
jego głosu zakrawała ju\ na grozbę.  Kolację podają o siódmej.
Ross odwrócił się i wyszedł, zanim zdą\ył powiedzieć coś więcej. Prawie
trząsł się z gniewu, sam był zszokowany intensywnością swego wzburzenia. Bo
James, nieświadomie, ubrał w słowa to, co Ross ju\ czuł i czego równie\ się bał.
Nadejdzie dzień, kiedy Kordelia wsiądzie do wozu swojej trupy, odjedzie
razem z innymi. Zniknie z \ycia Rossa na zawsze. Ross utraci przyjaciółkę,
ukochaną kobietę, swoją muzę, swoje natchnienie. Bo tym wszystkim w ciągu
tych kilku dni stała się dla niego Kordelia. Była taka mądra, namiętna i
nieprzewidywalna. W ciągu kilku dni wypełniła pustkę w jego \yciu, której
istnienia wcale nie podejrzewał. I zainteresowanie Kordelii, jej krytyczne uwagi
i pytania powodowały, \e jego praca posuwała się w zadziwiającym tempie.
Od początku jednak Kordelia postawiła sprawę jasno. Nie ma dla nich
wspólnej przyszłości. Los zetknął ich ze sobą i los ich rozdzieli, a potem śmiała
się, wzruszała ramionami i recytowała kolejny fragment ze sztuki pana
Szekspira, jakby to miało rozwiązać wszystko.
I, do diabła! Nie rozwiązywało to niczego!
Zwie\o poślubiona para  Kordelia, z nogami ustawionymi we wdzięcznej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •