[ Pobierz całość w formacie PDF ]
minut. Dopilnuj, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
- Oui, monsieur.
- Co o niej myślisz?
- Dość atrakcyjna, w każdym razie bardziej niż na zdjęciu. I chłodna. Kiedy się
witaliśmy, miała suchą rękę.
- Dobrze. - W głosie mężczyzny zabrzmiała nutka zaciekawienia. - Dziesięć minut,
Ricardo - przypomniał, po czym jednym ruchem rozerwał kopertę.
Parę minut pózniej Hannah starannie obciągała sweter. Rewizja osobista nigdy nie jest
przyjemna, ale nie poczuła się poniżona. Tak jak się spodziewała, Carmine zabrała jej nóż.
Ricardo wziął pistolet. Została więc bez broni, z dala od lądu. Na szczęście został jej rozum i
spryt.
Kiedy przyszedł po nią Ricardo, była gotowa.
- Przepraszam za kłopot, lady Hannah.
- Nie ma o czym mówić, Ricardo. - Od razu zauważyła, że nie przyniósł jej torebki.
Nie zapytała jednak, co się z nią stało. - Mam nadzieję, że nie będzie już niespodzianek.
- Na pewno nie. A teraz proszę za mną.
Jacht miał wielkość i wygląd luksusowego hoteliku. Gdy szli wąskim korytarzem,
Hannah na wszelki wypadek notowała w pamięci rozmieszczenie wyjść ewakuacyjnych.
Wcześniej sprawdziła, czy osoba jej postury mogłaby w razie czego prześliznąć się przez
okrągłe okienko kabiny.
Zatrzymali się przed politurowanymi dębowymi drzwiami, do których Ricardo
zapukał dwukrotnie. Nie czekając na zaproszenie, wprowadził ją do środka. Zmiało ruszyła
przed siebie i nawet nie drgnęła, gdy za jej plecami szczęknął zamek.
Gabinet był urządzony z ogromnym przepychem. Eleganckie, miejscami wręcz
ekstrawaganckie wnętrze bezpośrednio nawiązywało do osiemnastowiecznej Francji. Na
podłodze leżał gruby dywan w kolorze królewskiego błękitu, ściany wyłożone były boazerią
lśniącą niczym lustro. Od bogactwa kryształów, złoceń, brokatów można było dostać zawrotu
głowy.
Podobnie jak od jaskrawych kolorów i ciężkiego, kwiatowego zapachu.
Władca tego imperium siedział za masywnym biurkiem w stylu Ludwika XVI.
Hannah wiele razy wyobrażała go sobie jako wcielenie zła, wydawało więc jej się, że gdy go
spotka, instynktownie wyczuje mroczną siłę, którą powinien emanować. Tymczasem nic
podobnego się nie stało.
Deboque był szczupłym, atrakcyjnym pięćdziesięcioletnim mężczyzną o twarzy i
ruchach arystokraty. Gęste siwe włosy opadały mu na ramiona. Czarny strój podkreślał
niezwykłą, można by rzec, poetycką bladość twarzy i głębię ciemnych oczu. Badał ją nimi
uważnie, uśmiechając się przy tym pięknie wykrojonymi ustami.
Wiele razy widziała go na zdjęciach, skrzętnie zbierała każdy strzęp informacji o nim.
Zapoznała się ze wszystkim, co w ciągu dwudziestu lat zebrano na jego temat. Powinna więc
go znać, a jednak czuła się zaskoczona. Teraz zrozumiała, dlaczego kobiety gotowe były dla
niego umierać, a mężczyzni marzyli o tym, by posłać go na tamten świat.
- Lady Hannah. - Podniósł się z wdziękiem i podał jej szczupłą dłoń ozdobioną
brylantami. Zauważyła przy tym, że Deboque był drobny, niemal delikatny.
Nie może się teraz zawahać, choć wewnętrzny głos podpowiadał jej, że jeśli go
dotknie, przekroczy niewidzialną linię, za którą rozciąga się tajemniczy, złowrogi ląd.
- Monsieur Deboque. - Z uśmiechem podeszła do niego i podała mu dłoń. Zaskoczyła
go tym, że znała jego nazwisko. Zapisała to sobie na plus. - Miło mi pana poznać.
- Proszę usiąść, lady Hannah. Napije się pani brandy?
- Z przyjemnością. - Wybrała miękkie krzesło z wysokim oparciem stojące
naprzeciwko biurka. Z ukrytych głośników sączyła się tęskna muzyka. Chopin. Słuchała jej z
przyjemnością, podczas gdy Deboque napełniał kryształowe szklanki.
- Ma pan niezwykle piękny jacht, monsieur.
Dopiero teraz dostrzegła wiszący nad biurkiem stary obraz. Jeden z sześciu, które jakiś
rok temu wykradziono z prywatnej kolekcji. Sama pomagała dokonać przestępstwa.
- Potrafię docenić piękno - stwierdził, podając jej brandy. Nie wrócił za biurko, wybrał
zamiast tego fotel obok niej. - Pani zdrowie, mademoiselle.
- I pańskie, monsieur Deboque.
- Mogę wiedzieć, w jaki sposób udało się pani poznać moje nazwisko?
- Mam zwyczaj zasięgać informacji na temat swoich zleceniodawców. - Ruchem
głowy podziękowała za papierosa, którym ją częstował. - Muszę powiedzieć, że ma pan
doskonałą ochronę i bardzo oddanych współpracowników. Niełatwo było dowiedzieć się, kto
rządzi tym królestwem.
- Większości to się w ogóle nie udaje. - Z lubością wciągnął do ust wonny dym
cygara.
- Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych.
- Inni za swoją ciekawość płacą wysoką cenę - dodał, obserwując jej reakcję.
Uśmiechnęła się tylko. Ricardo miał rację, była bardzo opanowana. - W raportach
wyczytałem o pani same pochlebne rzeczy.
- Nie mogło być inaczej.
- Cenię pewność siebie.
- Ja również.
- Chyba mam wobec pani dług wdzięczności. To pani doprowadziła do szczęśliwego
finału pewną transakcję z jednym z naszych... śródziemnomorskich sąsiadów. Gdyby ta
umowa została zerwana, byłbym, delikatnie mówiąc, rozczarowany.
- Cieszę się, że mogłam pomóc, monsieur. Przy okazji pragnę zauważyć, że w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]