[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gigantycznymi drzewami, lecz w miejscu, którego nie mógł opisać, w którym nie jego ciało,
ale inna część osoby błąkała się bez przyczyny poza jego kontrolą. Zagubiony; nigdy
przedtem nie przyszło mu to do głowy, że ktoś lub coś może być tak zagubione!
Nagle& to czym się stał& ten stan bliski nicości został pochwycony i skierowany w
inną stronę - i to przez tamtą siłę!
Ray był znowu w swoim ciele, czuł mrowienie i ciepło pod skórą, ciepło podobne
temu, którego już raz doświadczył od tamtej iskrzącej się wody w muriańskiej twierdzy.
Poczuł, że tamta wola była znowu silna i stanowcza, oczekująca, choć nie wiedział na co.
- Bracie!
Ray odwrócił głowę i spojrzał na współtowarzysza. Uranos zbliżył się na tyle, na ile
pozwalały łańcuchy i wyciągniętą ręką próbował go dotknąć. Na jego twarzy widać było
zdziwienie i zaniepokojenie.
- Jak się czujesz? - zapytał Ray a, gdy ich spojrzenia się spotkały.
- Teraz dobrze - odpowiedział Amerykanin i wiedział, że tak właśnie było. Z siłą woli
przyszła pewność siebie. Nie ufać temu, zalecała jednak ostrożność.
- To& to było tak, jakbyś opuścił własne ciało - wyszeptał Uranos.
- Ale wróciłem - powiedział Ray. - A także& zawahał się.
- Tak& ? - zapytał Uranos.
- Myślę& lecz posłuchaj! - Jego głowa ciągle spoczywała na ścianie i wydało mu się,
że przez te kamienie doszedł go jakiś dzwięk, bardzo słaby i odległy. Atlanta obrócił głowę i
również przyłożył ucho do ściany.
- Jak morskie fale - powiedział po długiej chwili.
- Co to jest?
Nie mieli jednak zbyt dużo czasu na zastanowienie się. Kapłani powrócili i odczepili
łańcuchy. Gdy weszli do wielkiej sali świątyni, ten dzwięk był czystszy i ostrzejszy, jakby
jakaś akustyczna właściwość budowli wychwytywała go i wzmacniała. Teraz był to już
łoskot. Uranos obracał głowę nasłuchując.
To& to jest bitwa! - wykrzyknął nagle.
- Mu! - Ale jak? - Ray poddał w wątpliwość swą własną odpowiedz.
Z pewnością Ojczyzna nie miała wystarczająco dużo czasu, by zgromadzić armię i
uderzyć w samo serce wroga. Ale czy mógł być tego pewien?
- To całkiem możliwe - Uranos spojrzał teraz na kapłana trzymającego ich kajdany. -
Patrz dobrze na skrzydła Cienia, bracie otchłani. Kiedy Płomień tańczy, ciemności
przegrywają. I kiedy Ojczyzna nadejdzie oczyścić ziemię, nic nie zostanie, by chronić twego
boga Mrocznego.
Kapłan uderzył go. - Ba Al a nie zmiecie się jak pióra na wietrze. Miłujący sprawi, że
zapomnisz o wszystkim - tylko nie o sobie. I to już wkrótce!
Uranos plunął krwią z przeciętej wargi. - Martw się o siebie. Teraz gromadzą się
duchy pomordowanych. Czy myślisz, że nie poprowadzą tych, którzy ich pomszczą,
domagając się na waszych ulicach końca władania Ba Al a? Zapewniam cię, że Miasto
Pięciu Murów zniknie z powierzchni ziemi i nawet jego imię zostanie zapomniane przez
ludzkość. Ba Al musi wrócić do otchłani, z której wypełznął, a ci którzy mu służą, staną
przed światłem, którego lękają się bardziej niż ostrza miecza. To co przywołaliście z otchłani,
by było waszym sługą, stanie się waszym panem, zanim dacie radę odesłać to z powrotem
tam, gdzie jego miejsce.
To co mówił było wypowiadane nie z grozbą, ale z taką pewnością, że mógłby być
prorokiem, który bezwarunkowo wierzy, że jego wizja przyszłości wkrótce się spełni.
Kapłan ponownie podniósł rękę, by go uderzyć, jednak tego nie uczynił. Zgiełk trochę
ucichł, a oni usłyszeli łomot, jakby ktoś biegł przez komnaty. Zza rzędu kolumn wyszedł w
pośpiechu kapłan w szyszaku z brązu narzuconym na swą suknię i z hełmem w ręce.
- Murianie - wysapał. - Skierowali na naszą flotę dwie płonące galery i pozatapiali
nam statki wzdłuż wejścia do portu. Inne oddziały wylądowały na północy, a pasterze z
równin zbuntowali się i przyłączyli do nich. Magos rozkazuje, byś zaprowadził tę padlinę do
piramidy nad murami, by mógł pokazać im, jakie siły my możemy wysłać, by ich pokonać!
To& - to było właśnie to, po co został wysłany, podpowiedziała mu tamta wola. To
była ta część bitwy, w której miał być bronią.
Ten pierwszy błysk świadomości zniknął, gdy kapłani przynaglili go z Uranosem do
marszu. Mężczyzni ubrani po części jak kapłani, a po części jak wojskowi gońcy okrążyli ich
i wyprowadzili ze świątyni.
Teraz słyszeli bitewny dzwięk lepiej, widzieli blask ognia nad murami i kanałami,
dochodzący od strony doków. W mieście wyczuwało się napięcie, ulice były zatłoczone
żołnierzami do tego stopnia, że musieli zwolnić. Widać było ogólne zaskoczenie. Nie
spodziewali się tego uderzenia, nie teraz i nie tutaj. Jak udało się muriańskim żołnierzom
przybyć tak szybko i dyskretnie, że zastali swych wrogów w stanie zupełnej nieświadomości -
zamykając Aliantów w ich mieście?
Musiał być już poranek, ale niebo było szare od ciemniejących chmur. To one właśnie
zwróciły uwagę jednego ze strażników.
- Popatrzcie sobie. Wasze Słońce jest zasłonięte, więc Ba Al rozciągnął nad nami swe
ochronne zasłony!
Popchnięto Uranosa do Ray a i Amerykanin zauważył, że tamten oddycha głęboko,
wciągając łapczywie powietrze, mimo że było mocno zanieczyszczone. Przypomniał sobie
wtedy, że jego więzienny przyjaciel był jeńcem od bardzo dawna i dla niego to powietrze
było świeże i smakowało wolnością.
- Prowadzą nas do zachodniego muru, spójrz, tam właśnie jest piramida - zauważył
Uranos.
Budowla wzniesiona była z czerwonych i czarnych bloków, ułożonych na przemian;
była bardzo ciemna pod posępnym, zachmurzonym niebem. Jej zwieńczenie stanowiła
kwadratowa platforma znajdująca się jakieś dziesięć stóp wyżej, niż sąsiadujący z nią mur.
Tam właśnie stała, oczekując ich, mała grupa ludzi.
Schody wiodące w górę miały małe stopnie i były bardzo strome. Ray potknął się dwa
razy, ostatecznie jednak dotarł na górę, zaciągnięty przez strażników.
Był tam Magos. A obok niego, ciągle w złotej, dworskiej szacie bez hełmu i zbroi stał
Chronos. Ten ostatni nawet nie spojrzał, gdy zameldowano przyprowadzenie więzniów.
Obgryzał paznokcie swych obrośniętych palców, spoglądając w dal, nie na dym i ogień nad
portem, ale na odległe, tak nisko leżące chmury. Jakiś oficer wbiegł po schodach z ogromną
prędkością.
- O, Straszliwy - zameldował - ci, którzy wdarli się do miasta ze zniszczonej świątyni,
zostali wreszcie wyparci. - Chronos obrócił głowę. W kącikach jego mięsistych warg
pojawiły się białe plamy. Jego dzikie oczy wydały się nie patrzeć na zewnątrz, ale raczej do
wewnątrz. Ray zrozumiał, że ten rzekomy władca świata był przerażony.
- Zabijajcie! Zabijajcie! - wykrzyknął. - Niech poleje się krew. Niech nawet jeden nie
ujdzie cało! I nie wracaj bez ich głów - wszystkich głów!
Wychodząc, oficer przeszedł obok Ray a. Amerykanin dostrzegł, że jego twarz była
wyczerpana i wynędzniała, jakby wiadomość, którą przyniósł była zła, a nie dobra i jakby
informował o porażce, a nie o częściowym zwycięstwie.
Następne polecenie wydał Magos. Chronos zaś raz jeszcze spojrzał na chmury, z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •