[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powozie, jadącym w kierunku Hyde Parku.
- Gdyby zginął... - lady Oliver przytknęła chusteczkę do oczu.
Nie może zginąć. Po prostu nie może. Jeszcze tyle go czeka w życiu.
Nie może zginąć.
- Zawsze był najlepszym z moich braci - mówiła lady Oliver - i lepiej mnie traktował od
pozostałych. Tylko on bawił się ze mną kiedy byłam małą dziewczynką, i pozwalał mi za sobą
chodzić. Nie może zginąć. Czy ten przeklęty woznica nie może jechać szybciej?
W końcu znalazły się w parku, ale powóz nie mógł dojechać do oddalonego miejsca,
ukrytego za kępą drzew. Woznica, głośno poganiany przez swą panią pośpiesznie rozłożył
schodki i lady Oliver, nawet o tak wczesnej porze elegancka w mantyli, kapeluszu i
241
rękawiczkach, wysiadła z powozu. Za nią Jane z gołągłową w porannej sukni, szalu i domowych
pantoflach.
- Tędy! - głośno zawołała Jane i zaczęła biec. Właściwie wcale nie była pewna, czy
dobrze trafiła. Może to nie to miejsce. A nawet jeśli tak, mogły przybyć za pózno. W ciszy,
zakłócanej jedynie przez jej zdyszany oddech i łkania lady Oliver, w napięciu nasłuchiwała
odgłosu wystrzałów.
Nie, jednak dobrze trafiły. Za kępą drzew ujrzały grupkę mężczyzn. Wszyscy milczeli.
Mógł być tylko jeden powód tej ciszy.
Wielebny Josiah Forbes i książę Tresham, obaj w koszulach, spodniach i sztybletach,
zwróceni tyłem do siebie, z pistoletami wymierzonymi w niebo, odmierzali krokami wymaganą
odległość. Stanęli. Za chwilę odwrócą się i wypalą do siebie.
- Stać! - krzyknęła Jane. - Stać! - Zatrzymała się i przycisnęła obie ręce do ust.
Lady Oliver krzyczała i biegła dalej, potykając się.
Obaj dżentelmeni znieruchomieli. Jocelyn, nie odwracając się ani nie opuszczając
pistoletu, od razu dostrzegł Jane. Ich spojrzenia się spotkały. Wielebny Forbes opuścił pistolet,
groznie marszcząc czoło.
- Gertrudo! - zawołał. - Odejdz stąd. To nie miejsce dla dam. Pózniej z tobą
porozmawiam.
Lord Oliver, zdenerwowany i zmieszany, wyszedł przed grupkę widzów i ujął żonę pod
ramię. Chciał ją odciągnąć, ale mu się wyrwała.
- Nie! - oświadczyła. - Chcę coś powiedzieć.
Jane, ani na chwilę nie odrywając wzroku od Jocelyna, słuchała jej. Natychmiast zrozumiała, że
lady Oliver postanowiła odegrać rolę męczennicy, gotowej poświęcić sławę uwodzicielki dla
ratowania życia ukochanego brata. Ale nie to było najważniejsze. W końcu robiła to, co powinna
zrobić już dawno, przed pojedynkiem męża z księciem Tresham. Dziwne, pomyślała nagle Jane.
Nigdy nie poznałabym Jocelyna, gdyby lady Oliver postępowała właściwie od początku. Czasem
całe życie zależy od nieistotnego drobiazgu.
- Nie możesz pojedynkować się z Treshamem, Josiah - powiedziała lady Oliver. - Ani
Samuel. Nie zrobił nic złego. Nigdy nic nie było między nim a mną. Chciałam, żeby coś było, ale
on mnie nie chciał. Chciałam, żeby mężczyzni bili się o mnie - myślałam, że to takie wspaniałe i
romantyczne. Ale myliłam się i teraz to przyznaję. Nie wolno ci zabić niewinnego człowieka. Do
242
końca życia miałbyś jego śmierć na sumieniu. I ja też.
- Nawet w takiej chwili bronisz kochanka, Gertrudo? - spytał wielebny Forbes tonem
jakim zwykle przemawiał z ambony.
- Dobrze mnie znasz - odparła. - Gdyby to była prawda, nie poniżyłabym się w obecności
tylu świadków. Postanowiłam zrobić to, co uważam za słuszne. Jeśli nadal mi nie wierzysz,
możesz porozmawiać z lady SarąIllingsworth, która przyszła tu ze mną. Była świadkiem, z jaką
wzgardą potraktował mnie Tresham, kiedy odwiedziłam go po pojedynku. Nigdy nie był moim
kochankiem. Ale okazał się dżentelmenem i nie zarzucił mi kłamstwa.
Jocelyn, który wciąż stał bez ruchu, nie odrywał wzroku od Jane. Ale nawet z tej
odległości widziała, jak uniósł kpiąco brew.
Uświadomiła sobie, że nadal przyciska ręce do ust.
Wielebny Josiah Forbes ruszył w kierunku przeciwnika. W końcu Jocelyn odwrócił się i
opuścił pistolet.
- Zdaje się, że się myliłem, Tresham. - Wielebny Forbes wciąż przemawiał tonem
kaznodziei. - Winien jestem panu przeprosiny i wycofuję swoje wyzwanie. Jeśli nadal żąda pan
satysfakcji, oczywiście możemy kontynuować. Ostatecznie moja rodzina uknuła niehonorowy
spisek, wymierzony przeciwko panu. - Jane podejrzewała, że porządnie zganił braci za
uszkodzenie karykla lorda Ferdynanda.
- Tamta drobna sprawa już została załatwiona, Forbes - oznajmił Jocelyn, wzdychając
lekko. - Jeśli chodzi o nasz pojedynek, zrobił pan to, co ja zrobiłbym dla swojej siostry. -
Przełożył pistolet do lewej ręki, a prawą wyciągnął do uścisku.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, kiedy obaj mężczyzni uścisnęli sobie dłonie. Kapitan Samuel
Forbes też podszedł, by przeprosić księcia i wycofać wyzwanie. Jane powoli opuściła ręce. Tak
mocno zaciskała pięści, że na dłoniach zostały jej wyrazne ślady po paznokciach.
Lady Oliver z gracją osunęła się zemdlona w ramiona męża.
Doszło do pełnego pojednania. Wkrótce Jocelyn został sam i znów spoglądał w kierunku
drzew. Uniósł lewą rękę, by powstrzymać przyjaciół, a jednocześnie palcami prawej dłoni
władczo nakazał Jane, by do niego podeszła.
Jane czuła jedynie ulgę i wściekłość. Jak śmie tak na niąkiwać! Jakby była psem. Jakby
sam nie mógł do niej podejść. Ale podbiegła do niego.
- Ty potworze! - powiedziała niskim i drżącym głosem. - Ty arogancie! Nienawidzę cię!
243
Dziś rano groziła ci śmierć, ale zginąłbyś, nie zamieniwszy ze mną słowa. Nawet wczoraj
wieczorem nic nie powiedziałeś. Jeśli potrzebowałabym więcej dowodów, że nie zależy ci na
mnie nawet tyle - pstryknęła głośno palcami - teraz mam ich aż nadto. Nie chcę cię nigdy więcej
widzieć na oczy. Rozumiesz? Nigdy więcej. Trzymaj się ode mnie z daleka.
Patrzył na nią z wyższością i bez cienia skruchy.
- Przyszła pani tutaj o tak wczesnej porze, do tego w dezabilu, by nakazać mi, żebym
trzymał się od pani z daleka, lady Saro? - spytał z szyderczą logiką. - Zlekceważyła pani wszelkie
wymogi przyzwoitości, by mi oznajmić, że jestem potworem? Proszę wziąć mnie pod ramię,
odprowadzę panią do powozu Olivera. Przypuszczam, że tam zaniesiono drugą damę. Obawiam
się, że jeśli się nie pośpieszymy, w całym tym zamieszaniu zapomną o pani. Wtedy znajdzie się
pani sama w obecności dżentelmenów w charakterze przyzwoitek. Lady Sara Illingsworth nie
powinna do tego dopuszczać, jej reputacja nadal jest poważnie nadszarpnięta.
Podał jej ramię, ale odwróciła się i ruszyła w kierunku powozu. Jocelyn dogonił ją.
- Domyślam się, że to wszystko pani pomysł? - spytał. - Wypadło bardzo efektownie.
Uratowany w ostatniej chwili.
- yle się pan domyśla - odparła zimno. - Wczoraj wieczorem zaproponowałam lady
Oliver, że może pora wyznać prawdę.
- Czyli zawdzięczam pani życie. - Ale stwierdził to tonem wyższości, bez śladu
wdzięczności.
- Może pan wrócić do swych przyjaciół - oznajmiła, kiedy zobaczyli powóz i stało się
jasne, że bez trudu zdąży do niego dojść, by odjechać razem z zemdloną lady Oliver.
Książę skłonił się, po czym odwrócił bez słowa. Ale ona przypomniała sobie coś.
- Jocelynie!- zawołała.
Zatrzymał się i spojrzał przez ramię, w jego oczach ujrzała dziwny błysk. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •