[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jasne. Przepraszam, jestem gapa. Oczywiście,
wejdz, proszę. - Nora zdała sobie sprawę sprawę ze
śmieszności sytuacji i zarumieniła się.
David zamknął za sobą drzwi.
- Przepraszam cię za ten strój, ale właśnie wyszłam
spod prysznica. - Nora instynktownie zebrała szlaf
rok na piersiach.
David nie mógł oderwać od niej oczu. Nigdy jeszcze
nie widział jej z mokrymi włosami, spadającymi teraz
prosto na ramiona.
- Podobają mi się twoje włosy, właśnie kiedy
są proste, tak jak teraz - powiedział i nie mogąc
się oprzeć, podszedł bliżej i dotknął ich ręką.
Zaraz potem puścił mokry kosmyk i jego palce
spoczęły na policzku Nory. Miał wielką ochotę przy
ciągnąć ją do siebie i pocałować, ale wyczuł, że Nora
jest spięta. Intymność tej nieoczekiwanej sytuacji,
w której stała przed nim tylko w szlafroku zarzuconym
na nagie ciało, wzmagała jedynie jej zmieszanie. Wolno
opuścił dłoń.
- Mam nadzieję, że nie byłaś jeszcze na kolacji?
- Nie.
- To świetnie. Umieram wprost z głodu. Specjalnie
nie jadłem niczego w samolocie, żeby zachować apetyt
na tutejsze specjały.
- Gdzie chcesz iść na kolację?
- Nie mam pojęcia. To w końcu twoje miasto.
Pójdę za tobą z zamkniętymi oczyma.
- Co sądzisz o muflecie?
- A co to za zwierz?
- Sandwicz w stylu nowoorleańskim.
- Jestem tak wściekle głodny, że sandwicz to za
mało, obawiam się.
Nora skinęła głową z uśmiechem.
- Widzę, że musimy pójść do restauracji z francus
ką kuchnią z Luizjany. To tradycyjna kuchnia nowo-
orleańska, coś, co zostawili nam w spadku nasi
przodkowie, francuscy osadnicy - wyjaśniła, widząc
jego zdziwione spojrzenie.
- To brzmi bardzo obiecująco.
- A zatem ubieram się i idziemy.
- Mogę tu poczekać, czy mam wyjść na korytarz?
Nora uniosła w górę brwi ze zdziwieniem
i uśmiechnęła się do niego, jakby wzięła pytanie
za żart. Jej niedawne zakłopotanie zniknęło bez śla
du. Odłożyła suszarkę na toaletkę i ciągle uśmie
chając się, wyjęła sukienkę z walizki i weszła do
łazienki.
David rozparł się wygodnie w fotelu i wychyla
jąc nieco, wyjrzał przez okno. Uliczka przyhotelo-
wa tętniła życiem nie mniej niż nowojorskie ulice
West Village. Tyle że tutaj powietrze było przesy
cone jakąś aurą leniwej zabawy. W atmosferze te
go miasta wyczuwało się również pewną uwodzi
cielską dwuznaczność. Spostrzegł to, gdy tylko wje
chał do miasta z lotniska, i od razu polubił. Nowy
Orlean miał w sobie coś intrygującego i podnieca
jącego.
Jego myśli znowu wróciły do Nory. Kiedy usłyszał
od Janice, że Nora jest w kiepskiej formie, wiedział, że
jeszcze tego samego dnia poleci w ślad za nią.Tęsknił za
Norą, choć nawet sam przed sobą nie chciał się do tego
przyznać. Więcej, miał nadzieję, że ona również go
potrzebuje. Właśnie jego.
Wyłoniła się z łazienki w luznej, wełnianej sukience,
która nieco przypominała zbyt obszerny sweter,
i w czarnych rajstopach. Sukienka miała szafirowy
kolor i Nora wyglądała w niej wspaniale. Miękka
wełna otulała sylwetkę, wydobywając kształty i ukry
wając je jednocześnie. Włosy Nory pozostały proste
i rozpuszczone. David poczuł ucisk w żołądku i prze
łknął ślinę.
Nora tymczasem podeszła do znajdującej się w po
koju toaletki i znowu zaczęła się czesać. Po chwili
zebrała włosy dc tyłu i upięła je w kok. Z początku
chciał zaprotestować, ale dał spokój.
- Wyglądasz cudownie - powiedział. - Warto by
ło lecieć tyle kilometrów.
Nora odwróciła się od lustra.
- Dziękuję. Jesteś ogromnie miły.
- To gdzie pójdziemy? - spytał, nie odrywając od
niej oczu.
- Proponuję restaurację U Nettie i Andre". Nie
pytaj mnie, jak to się dzieje, że ludzie z takimi
imionami tworzą parę - roześmiała się. - On jest ro
dowitym Francuzem" z Luizjany.
- A Nettie?
- Przyjechała tu z Midwestu. Nigdzie nie znajdziesz
gorszej kuchni niż na tych równinach. Wydawałoby
się, że skoro się tam urodziłeś, to całe życie jesz steki
i kukurydzę. Ale klimat nowoorleański czyni cuda.
Nettie to prawdziwa czarodziejka, jeśli chodzi o kom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]