[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie poczuł, że tamten wzdrygnął się pod wpływem
bólu. - A poza tym są tu panie... Kobiety nie znoszą
widoku krwi. Nie wiem też, kto miałby sprzątnąć to, co
po tobie zostanie. Nie będę mówił za innych, aleja nie
mam ochoty brudzić rąk. - Scott puścił wreszcie ramię
mężczyzny i wyprostował się, spoglądając na niego
z góry. - No, a teraz ty i twoja dziewczyna lepiej stąd
zmiatajcie. Czy dobrze się zrozumieliśmy?
Chłopak skinął głową. Sytuacja stała się dla niego
bardzo niewygodna. Był sam, wciśnięty w kąt przez
faceta dużo wyższego od siebie, a obok stał uliczny
chuligan z nożem. Scott jeszcze raz uśmiechnął się
i ścisnął jego ramię, po czym odezwał się już normal­
nym głosem, który wszyscy mogli usłyszeć:
- Przepraszam, przyjacielu, ale chyba nie usłysza­
łem twojego imienia.
- Tom - burknął bez entuzjazmu.
39
KAWALER NA SPRZEDAŻ
- Pechowo się składa, Tom, że już musicie uciekać,
ale miło, że wpadliście. - Scott zwrócił się teraz do
Billy'ego. - Chyba pożegnasz się z naszymi gośćmi.
Nie chciałbym, żeby wzięli nas za ludzi źle wychowa­
nych.
- Jasne. To byłoby przykre. - Billy uśmiechnął się,
podchodząc do nich wolnym krokiem. Zacisnął palce
na ramieniu Toma. - Miło było cię zobaczyć, Tom.
Tom chwycił Wandę za rękę i pociągnął ją za sobą
w stronę drzwi, obracając się, aby rzucić na Scotta
przelotne spojrzenie.
- On tu wróci - powiedział Scott poważnie.
Billy spojrzał na niego wzrokiem pełnym podziwu
i szacunku.
- Nie wątpię - odpowiedział.
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Czy ktoś byłby tak łaskawy - Katherine wtrąciła
się do rozmowy - i wyjaśnił mi, co tu się właściwie
stało?
- Ach... - Scott usiłował zbagatelizować sprawę.
- Wyjaśniliśmy mu tylko - mrugnął nieznacznie do
Billy'ego - dlaczego popełnił błąd, przychodząc tutaj.
- Nie zamierzasz powtórzyć mi tego, co mu powie­
działeś?
- Ależ, pani Fairchild. - Oczy Scotta wyrażały
urażoną niewinność. - Przecież właśnie wszystko po­
wiedziałem. Co miałbym jeszcze dodać?
Katherine przeniosła spojrzenie na Billy'ego. Na
jego twarzy znalazła potwierdzenie tego, co właśnie
usłyszała.
- Widzę, że niczego się od was nie dowiem. - Pode­
szła do schodów. - Cheryl! Możecie zejść. Już sobie
poszli.
Cheryl szybko zbiegła na dół, trzymając Jenny na
ręku. Obrzuciła uważnym spojrzeniem pokój i zwróci­
ła się do Lynn, która stała dotąd z boku, uważnie
obserwując całą scenę.
- Mam nadzieję, że nie straciłaś odwagi, chciała­
bym, żebyś jednak przyjęła moją propozycję.
Lynn rozejrzała się, zatrzymując przez chwilę wzrok
na każdej z obecnych osób.
- Przez dwadzieścia lat uczyłam angielskiego w lice­
um. W tym czasie, niestety, podobne wydarzenia stały
się dla mnie chlebem powszednim - przerwała, widząc
40
42
43
KAWAŁEK NA SPRZEDAŻ
Nagle do rozmowy wtrącił się cieniutki głosik:
- Chcę, żeby on mnie położył spać. -Jenny wyciągnęła
ręce w stronę Scotta, który spojrzał błagalnie na
Cheryl; nie miał przecież pojęcia, jak się do tego
zabrać. Cheryl przytuliła dziewczynkę mocniej i po­
wiedziała łagodnie:
- Scott musi teraz iść. Położy cię spać innym razem.
Brązowe oczy Jenny wypełniły się łzami.
- Chcę, żeby Scott mnie położył spać. - Po policzku
stoczyła się pierwsza łza, kiedy mała wyciągnęła ręce
do swojego przyjaciela.
Niechętnie, nie bardzo wiedząc, co dalej zrobić,
Scott wziął dziewczynkę na ręce.
- Nigdy jeszcze nie kładłem małych dziewczynek do
łóżka. Powiesz mi, jak to się robi? - spytał łagodnie.
Wszyscy zebrani spoglądali na niego, gdy niósł
Jenny na górę. Katherine nie wiedziała, co myślą inni,
ale jej własne myśli nie nadawały się do publicznego
przedstawienia. Patrzyła na Scotta. Może i nie masz
doświadczenia z małymi dziewczynkami, ale założę się,
że z dużymi masz go sporo, pomyślała.
Scott mógł być nieświadomy wzroku Katherine, ale
nie Lynn. Widziała każdą zmianę w wyrazie twarzy
młodej kobiety. Wyglądało na to, że Katherine nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •