[ Pobierz całość w formacie PDF ]

To nie tak. - Lekko dotknęła jego piersi.
Serce zabiło mu mocniej. Ujął jej dłoń. Poczuł delikatny za-
pach orchidei.
- Więc co ci jest? Dlaczego zachowujesz się tak dziwnie?
Widać było, że Ruthie walczy ze sprzecznymi uczuciami. Jej
piersi falowały, wznosiły się i opadały. W końcu potrząsnęła
głową i odsunęła się.
- Nic. Chodzmy. Mama będzie ci wdzięczna za kwiaty i za to,
że o niej pomyślałeś.
Powlokła się, wypełniona bólem, przez piaszczystą pla-
S
R
żę. Po prostu nie chciała być z nim, ale była za uprzejma, żeby
mu to powiedzieć.
Diego chciał ją zawołać, dotknąć jej raz jeszcze, ale zre-
zygnował. Pojawiało się coś, czego nie pojmował w pełni, ale
przeczuwał, że to coś przykrego.
Ruthie nie lubiła ranić cudzych uczuć, co podsunęło mu myśl,
że choć mogłaby spędzić z nim miłe chwile, woli oszczędzić
mu złudzeń.
- Ruthie... - Zesztywniała, gdy wziął ją za ramię. - Roz-
myśliłem się, mam kilka pilnych telefonów. - Podał jej or-
chidee. - Daj je Noemi ode mnie, dobrze? I pozdrów ją
serdecznie od Diega Vargasa.
Rozluzniła się.
- Tak zrobię.
Przyciskając kwiaty do piersi, odeszła. Nie ruszał się z miejsca.
Stał w ciemnościach i patrzył za nią. Już mu się zdawało, że
będzie ją miał przed końcem wakacji. Teraz czuł się zawie-
dziony, ale rozczarowanie nie miało nic wspólnego z seksem,
co go trochę martwiło. Pragnął jej ciała, ale jeszcze bardziej
chciał być z nią, słyszeć jej głos, żartować, dzielić się myślami,
marzeniami i planami.
Lecz ona dała mu sygnał, żeby się wycofał. Traktuje go
uprzejmie, jak gościa, ale nic więcej. Czy właśnie nie to cały
czas próbowała mu powiedzieć? A on był zbyt arogancki, by
słuchać.
Zrobiło mu się ciężko na sercu.
Czas zakończyć wakacje i jechać do Kalifornii,
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
- Co za dziwaczny dzień!
Ruthie, krzywiąc się, odwiesiła słuchawkę. W soboty miała
zwykle urwanie głowy, a dzisiaj, kiedy zadzwoniła do Merry
Montrose specjalnie po to, by prosić o dodatkowe zajęcia, kie-
rowniczka odmówiła jej, twierdząc, że zasługuje na wolny
wieczór. Zaproponowała nawet darmową wycieczkę jachtem -
z kolacją - jako bonus za dobrze wykonaną pracę.
Opadła na kanapę i roztarta kostkę. Nie potrzebuje żadnej wy-
cieczki. Musi pracować.
Co w tym złego, chica?. Dniami i nocami orzesz jak wół. -
Noemi leżała na rozkładanym fotelu z podnóżkiem, z różań-
cem między palcami i otwartym modlitewnikiem od Diega na
piersiach.
Nie rozumiem, dlaczego nie mają dla mnie roboty. Sezon jest
przecież w pełni.
Przyda ci się wolny wieczór. - Noemi wskazała palcem jej sto-
pę. - Jak tam kostka?
Ruthie wyciągnęła nogę przed siebie i pokręciła nią.
Dobrze, ale wciąż nie mogę o tym przekonać doktora Vargasa.
Wpadłaś mu w oko.
Mamo! To nieprawda. Tylko spędza ze mną czas.
S
R
- A ty, córeczko? Też tylko spędzasz z nim czas?
Ruthie przymknęła oczy, żeby Noemi nie mogła dojrzeć
ukrytej w nich prawdy. Wyciągnęła się na kanapie i wes-
tchnęła.
- On jest z innego świata.
- Nie o to pytam. Kochasz go?
Ruthie nigdy nie okłamywała Noemi.
Boję się, że tak.
Miłości nie trzeba się bać. Trzeba ją brać w objęcia.
Znam Diega niespełna miesiąc.
- Ja wiedziałam, że ojciec Jasona będzie mój od pierwszej
chwili, gdy go ujrzałam na porannej mszy. Miłość nie ma roz-
kładu jazdy.
Ruthie uklękła obok Noemi i oparła podbródek na jej kolanach,
modląc się do Zwiętej Panienki, by jej życie stało się równie
proste i oparte na pewnym gruncie.
Ktoś zapukał do drzwi. Serce w niej załopotało, jeszcze zanim
wstała, żeby otworzyć. Miała nadzieję, że to Diego. A przysię-
gała sobie, że z nim koniec.
- Przesyłka - rozległ się głos zza drzwi.
Doręczyciel podał jej wielkie pudło. Zdziwiona podpisała po-
kwitowanie, wniosła pudło i położyła na kanapie.
Coś zamawiałaś, mamo?
Nie, skądże.
Co to może być?
Nie kryjąc ciekawości, Ruthie zdjęła wieko i zaczęła wyjmo-
wać warstwy pomarszczonych bibułek.
- O rany! - Wyjęła wspaniałą czarną suknię na ramiączkach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •