[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jeszcze wyrwę mu wątrobę... Gorulga oczywiście też uczestniczy w tym szachrajstwie?
- Nie. On wierzy w swoich bogów i jest nieprzekupny. Nic o tym nie wie. Posłucha
wyroczni. To był plan Thutmekriego. Wiedząc, że Keshanijczycy zasięgną rady wyroczni, kazał
Zarghebie przywiezć mnie razem z misją z Zembabwei, szczelnie zawoalowaną i odosobnioną.
- O, niech to diabli! - wymruczał Conan - Kapłan, który naprawdę wierzy w swoją
wyrocznię i jest nieprzekupny. Na Croma! Zastanawiam się, czy to Zargheba uderzył w gong.
Czy on wiedział, że tu jestem? Czy mógł wiedzieć o tych zmurszałych płytach? Gdzie on teraz
jest, dziewczyno? - zapytał.
- Ukrył się w gęstwinie krzewów lotosu, przy starodawnej drodze wiodącej od ścian
skalnych na południu do pałacu - odpowiedziała.
- Och, Conanie, miej dla mnie litość! - wznowiła usilne błagania. - Boję się tego
złowrogiego, prastarego miejsca. Jestem pewna, że słyszałam wokół siebie ciche, skradające
się kroki - och, Conanie, zabierz mnie ze sobą! Zargheba zabije mnie, kiedy już się mną posłuży
- wiem o tym! Kapłani również zabiją mnie, jeżeli odkryją moje oszustwa. To diabeł! Kupił
mnie od handlarza niewolników, który wykradł mnie z karawany zdążającej przez południowy
Koth. Zrobił mnie narzędziem swoich intryg. Zabierz mnie od niego! Nie możesz być tak
okrutny jak on. Nie pozwól, by mnie tu zabito! Proszę! Proszę! - klęczała obejmując nogi
Conana, z uniesioną ku niemu piękną, oblaną łzami twarzą, z ciemnymi, jedwabistymi włosami
rozsypanymi w nieładzie na białych ramionach. Conan podniósł ją i posadził sobie na kolanie.
- Posłuchaj. Obronię cię przed Zargheba. Kapłani nie dowiedzą się o waszej perfidii - ale
musisz zrobić tak, jak ci powiem.
Wyjąkała obietnice absolutnego posłuszeństwa, ściskając jego żylasty kark, tak jakby w
tym kontakcie szukała bezpieczeństwa.
- Dobrze. Gdy nadejdą kapłani odegrasz rolę Yelayi, tak jak zaplanował Zargheba -
będzie ciemno i przy świetle świec nigdy nie zauważą różnicy. Powiesz do nich tak: Wolą
bogów jest, aby Stygijczyka i jego shemickie psy wypędzono z Keshanu. To złodzieje i zdrajcy
spiskujący, by obrabować bogów. Niechaj Zęby Gwahlura będą oddane w opiekę generałowi
Conanowi. Niech on, ulubieniec bogów, poprowadzi armie Keshanu.
Drżąca, z rozpaczą na twarzy, zgodziła się.
- A Zargheba? - zawołała - Zabije mnie!
- Nie przejmuj się Zargheba - mruknął - zajmę się tym psem. Zrób jak mówię. No, ułóż
znów swoje włosy. Rozsypały ci się po ramionach. I kamień z nich wypadł - sam umieścił wielki
błyszczący kamień na miejscu, kiwając głową z apro batą.
- Ten jeden jest wart czeredy niewolników. Załóż z powrotem spódniczkę. Jest rozdarta
na boku, ale kapłani nigdy tego nie zauważą. Wytrzyj twarz. Bogini nie płacze jak chłostana
uczennica. Na Croma, ty naprawdę wyglądasz jak Yelaya; twarz, włosy, figura i wszystko!
Jeżeli przed kapłanami odegrasz boginię tak dobrze jak przede mną, to oszukasz ich z
łatwością.
- Spróbuję - zadygotała.
- Idę poszukać Zargheby.
Na te słowa znów wpadła w panikę. - Nie! Nie zostawiaj mnie samej! To miejsce jest
nawiedzone!
- Nikt tu nie zrobi ci krzywdy - zapewnił ją niecierpliwie. - Nikt oprócz Zargheby, a ja go
odszukam. Wrócę szybko! Będę czuwał w pobliżu podczas ceremonii, na wypadek gdyby coś
poszło nie po naszej myśli, jeśli jednak zagrasz odpowiednio swoją rolę, wszystko pójdzie
dobrze.
Obrócił się i pospiesznie wyszedł z komnaty wyroczni pozostawiając bezgranicznie
nieszczęśliwą Murielę. Zapadł zmierzch. Wielkie sale i przedsionki były mroczne i pełne cieni;
miedziane fryzy błyszczały słabo w półmroku. Conan kroczył cicho jak zjawa przez wielkie sale
mając uczucie, że obserwują go niewidzialne duchy przeszłości. Nic dziwnego, że dziewczyna
była zdenerwowana. Z obnażonym mieczem w dłoni skradał się cicho jak pantera po
marmurowych stopniach. Cisza zawładnęła doliną, a w górze, nad granią mrugały gwiazdy.
Jeżeli kapłani z Keshii przybyli do doliny, nie zdradzał tego żaden dzwięk, żaden ruch w
gęstwinie.
Po chwili Cymmerianin dotarł do pradawnej alei o popękanym bruku, ciągnącej się na
południe, zagubionej wśród skłębionej masy gałęzi i gęsto ulistwionych krzewów. Podążył nią
zachowując czujność, trzymając się skraju, gdzie gąszcz dawał głęboki cień, aż zobaczył przed
sobą majaczącą w mroku kępę drzew lotosu niezwykłej wysokości, tak charakterystycznych
dla ciemnych ziem Kushu. W tej gęstwinie, według słów dziewczyny, powinien czaić się
Zargheba. Conan począł skradać się cicho jak kot i wtopił się w gąszcz niczym aksamitnostopy
cień.
Okrężną drogą dotarł do kępy lotosu i ledwie czasem drgnienie liścia zdradzało jego
obecność. Na skraju drzew zatrzymał się nagle, przyczajony jak podejrzliwy zwierz polujący w
gęstym buszu. Przed nim, pośród gęstych liści majaczył niewyraznie w niepewnym świetle
blady, owalny kształt. Mógł to być jeden z wielkich, białych kwiatów zwisających gęsto wśród
gałęzi. Jednak Conan wiedział, że jest to ludzka twarz obrócona w jego kierunku. Cofnął się
szybko w cień. Czy Zargheba go widział? Mężczyzna spoglądał prosto na Cymmerianina.
Mijały chwile. Niewyrazna twarz nie poruszała się. Conan mógł dojrzeć ciemną plamę
poniżej - krótką, czarną brodę.
Nagle uświadomił sobie, że w tym widoku jest coś nienaturalnego. Zargheba, jak wiedział,
nie był wysokim mężczyzną. Wyprostowany sięgał barbarzyńcy zaledwie do ramienia -a jednak
ta twarz znajdowała się na poziomie jego twarzy. Czyżby mężczyzna stał na czymś?
Conan pochylił się, usiłując dojrzeć coś jeszcze oprócz twarzy, ale krzaki i grube pnie
zasłaniały widok. Zobaczył jednak coś, co sprawiło, że zesztywniał. Przez przerwę w poszyciu
leśnym ujrzał pień drzewa, pod którym, jak mu się wydawało, stał Zargheba. Twarz znajdowała
się dokładnie na jednej linii z drzewem.
Poniżej twarzy powinien był zobaczyć nie pień, lecz ciało Zargheby - ale ciała tam nie
było. Nagle, spięty bardziej niż tygrys skradający się do ofiary, Conan wśliznął się głębiej w
gąszcz i w chwilę pózniej pojawił się przy liściastej gałęzi. Spojrzał na nieruchomą twarz, która
miała się już nigdy nie poruszyć z własnej woli. Miał przed sobą odciętą głowę Zargheby, którą
zawieszono na gałęzi drzewa za długie, czarne włosy.
3. POWRÓT WYROCZNI
Conan odwrócił się zwinnie, omiatając cienie badawczym spojrzeniem. Nie dostrzegł
jednak śladu ciała zamordowanego, tylko wysoka, bujna trawa opodal była zdeptana i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •