[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sku, że powinien nieco się przejść. Przejść się. . . na przykład do sadu. . . Prawda,
to już pora zbierania jabłek. . . Przetarł oczy. Przez chwilę wydawało mu się, że
dokoła rosną drzewa. Jakie drzewa? To przecież. . . A właśnie, gdzie właściwie
znajduje się teraz? Myszka rozglądał się bezradnie, usiłując skojarzyć z czymkol-
wiek elementy otoczenia. Obraz rozpływał mu się przed oczami.
 yle się czuję  poskarżył się w przestrzeń, a właściwie tylko poruszył
wargami.
Gardło miał wyschnięte na wiór. Raptem cały świat wahnął się do przodu,
191
a potem do tyłu i chłopiec nabrał przekonania, że ziemia nie powinna zachowy-
wać się w tak nieprzyzwoity sposób. Wymknęła mu się spod stóp, więc usiadł
ciężko, słysząc czyjś śmiech. No tak, głupie żarty. Ktoś wyciąga podłogę. . . nie,
trawę spod niego i jeszcze się śmieje. Wstyd, doprawdy. Myszkę bez reszty zajęła
obserwacja przedziwnego zjawiska: dwóch identycznych mężczyzn siedziało nie-
daleko, lecz gdy spojrzało się na nich, zamknąwszy oko, zlewali się w jednego.
A potem znów robiło się ich dwóch, po otwarciu obojga oczu. Myszka zastana-
wiał się, czy faktycznie zwalistych Hajgów jest dwóch, czy to może wzrok go
zawodzi.
Tymczasem obiekt eksperymentów, wyraznie zachęcony spojrzeniami chłop-
ca, podniósł się ze swego miejsca. Piastując troskliwie w objęciach pękaty dzban,
przysiadł się do małego Wędrowca. Szczerzył przy tym zęby w przyjaznym
uśmiechu
 Was jest jeden?  spytał Myszka nieufnie, zakrywając oko dłonią. Hajg
parsknął śmiechem. Ayknął z dzbanka, po czym otarł usta.
 Jeden, jeden. . . Ciebie nazywajo Mysz?
Myszka wyprostował się dumnie i nawet udało mu się nie zachwiać.
 Jodłowy. Na. . . zywam się. . . Jodłowy.
 Na pewno nie Mysz?  Hajg pochylił się, badawczo patrząc w zamglone
oczy Myszki, a jego twarz nie traciła wyrazu pobłażliwego rozbawienia.
Chłopiec zastanawiał się przez chwilę, zbierając do kupy rozłażący się
w szwach intelekt.
 Mysz jodłowy.
 Tak  dodał stanowczo.  To. . . eee. . . podwójne imię. A może być po-
trójne. . . albo poczw. . . poczw. . . czterokrotne  ciągnął z powagą.
 Taaa?. . .  powiedział Hajg przeciągle.
 Ilość. . . rośnie. . . eee. . . w postępie geometrycznym. . . ze względu na. . .
na posiadane komplety zapasowe  dokończył Myszka i podparł głowę rękami.
Nie wiedzieć czemu była straszliwie ciężka. Niejasno wydawało mu się, że
chyba mówi trochę zawile, lecz nie mógł sobie przypomnieć na jaki temat.
 Aleś się spił, panie Jodłowy  rzekł Hajg. Złapał Myszkę za ramię i po-
trząsnął, wytrącając z chwiejnej równowagi.  Jestem Wyżynny. I akurat bez
Gwiazdy.
Myszka mrugał, usiłując zmusić wzrok do współpracy. Brakło mu tchu, dyszał
szybko. Nad brwiami zbierały mu się drobne kropelki potu. Bolało go w piersiach.
Nie ma co, wypił za dużo. Najpierw nalewka Stalowego, potem to hajgońskie
piwo. . . Ile? Cały dzban? A może dwa? Bolało go coraz dotkliwiej i było mu
coraz bardziej duszno. A rzeczywistość była jak coraz mocniej zaciskający się
supeł.
192
* * *
Ten  niziołek nie miał wprawy w piciu. Wyżynny ocenił to jednym rzutem
oka. Jednak malec wydał mu się zabawny, a już urodą z pewnością przewyższał
każdego z wyrostków kręcących się wokół ognisk. Aż dziwne, że nikogo nie przy-
ciągnął do tej pory. Ale noc jeszcze młoda. . . Dal mu do wyrozumienia, że jest
akurat samotny, ale to jakby nie dotarło do małego Lengorijena. Cóż, może i nie
dotarło. Ile ten dzieciak mógł wlać w siebie? Ile by tego było, pewno i tak za dużo
dla tego chuchra. Wygląda, jakby miał paść za chwilę. Ot. . . właśnie pada.
Wyżynny złapał osuwającego się chłopca. Rozejrzał się ukradkiem, czy ktoś
aby go nie podpatruje, po czym uniósł chłopaczka dalej od świateł. Cieszył się
zdobyczą, ale jego sumienie zaczęło szczekać prędzej nizli podrażniony kundel.
Znalazł jakieś porzucone legowisko, złożył na nim swój ciężar. Przetarł szorst-
ką ręką wilgotne od potu czoło chłopca. Myszka. . . No tak, prawdziwa myszka
z niego. Taki chudy drobiazg, połamać by można w garści jak patyczek. Jakże
się zabrać do tego kąska? Ukrzywdzić można i bez złej woli. Wyżynny bil się
z myślami. Kusiła go ta dziecinna uroda i długie rzęsy, ale znów czy wypada wy-
korzystać to, że mały gość leży bez świadomości? Rano mogą być dąsy i krzyki
 dużo się słyszało, że tam w nizinach chłopy tylko z babami się kładą. Rzecz
dziwna, ale i dziwniejsze bywają.
Wyżynny rozwiązał tasiemki u koszuli dzieciaka, jego palce powędrowały po
gładkiej skórze, wzdłuż mostka aż na miękką płaszczyznę brzucha i z powrotem.
Frykas  jak to powiadają  delikatny niby miodowe ciasteczko. Raz w życiu ta-
ki się trafia. Tylko serce tłucze się pod cienkimi żebrami, niczym u ptaka, którego
w garść schwytano.
Ech!! Wyżynny machnął gniewnie ręka. Trudno i darmo, on ma swój honor!
Nie ruszy tego malca, choć okazja aż się prosi, by skorzystać. Nie ruszy! Pójdzie
stąd, znajdzie jaką babę albo innego takiego samotnego kozła jak i on sam. Noc
Strzyży przecie  w ten czas nieważne, kto czyj jest i z kim się wodzi za dnia.
Zabawić się trzeba!
Zanim jednak spełnił swój zamiar, tuż obok wyrosła niespodzianie czyjaś po-
stać.
 Starczy na dwóch?  padło pytanie, a Wyżynny rozpoznał po głosie mło-
dego Wilka imieniem Jeleń. Jego irytacja od razu wzrosła. Jeleń, też miałby się
z kim dzielić! Ledwie rok minął od Strzyży tego gołowąsa. Włosy mu odrosły
dopiero do nasady karku, a chwost w górę nosi jakby złotem srał! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •