[ Pobierz całość w formacie PDF ]

myślę, że pan Cole jest obłąkany. Te jego widzenia...
- Na razie - oświadczył Mistrz - widzi on jeszcze w sposób niedoskonały... przez
pryzmat swej cielesnej natury. Nadejdzie jednak dzień, gdy zacznie widzieć
duchowo... twarzą w twarz.
Panna Carnaby była zbita z tropu. Oczywiście, jeżeli tak to ująć... Czym prędzej więc
wystrzeliła z mniejszego kalibru protestem:
- A czy Lipscomb naprawdę musi być tak okropnie grubiański?
I znów Mistrz obdarzył ją anielskim uśmiechem.
- Lipscomb to wierny pies łańcuchowy. Jest szorstki, to prymitywna dusza... ale jest
wierny, wierny jak pies.
Ruszył dalej. Panna Carnaby ujrzała, jak podchodzi do pana Cole'a, przystaje i kładzie
mu dłoń na ramieniu. Miała nadzieję, że wpływ Mistrza pohamuje nieco dalsze
widzenia.
A zresztą festiwal jesienny miał się odbyć już za tydzień.
VI
Po południu w dniu poprzedzającym festiwal panna Carnaby spotkała się z
Herkulesem Poirot w małej herbaciarni w sennym miasteczku Newton Woodbury.
Była zarumieniona i jeszcze bardziej niż zwykle brakowało jej tchu. Siedziała
popijając herbatę i krusząc w palcach bułeczkę.
Poirot zadał jej kilka pytań, na które odpowiedziała monosylabami. Wreszcie zapytał:
- Ile osób będzie na festiwalu?
- Myślę, że sto dwadzieścia. Będzie Emmeline i pan Cole... ostatnio naprawdę
zdziwaczał. Ma widzenia. Opowiedział mi niektóre z nich... doprawdy, nader dziwne.
Mam nadzieję, że nie jest obłąkany. Będzie też sporo nowych członków... blisko
dwudziestu.
- Dobrze. Wie pani, co robić?
Po chwili milczenia panna Carnaby odezwała się dziwnym głosem:
- Wiem, co mi pan powiedział, panie Poirot...
- Tres bien!
- Ale ja tego nie zrobię! - dokończyła Amy Carnaby głośno i wyraznie.
Herkules Poirot wytrzeszczył oczy. Panna Carnaby wstała. Mówiła szybko i
histerycznie:
- Wysłał mnie pan, żebym szpiegowała doktora Andersena. Pan go podejrzewa o
najgorsze. A to cudowny człowiek, wielki nauczyciel. Wierzę mu z całego serca! Nie
będę więcej dla pana szpiegować, panie Poirot! Jestem jedną z owieczek Pasterza.
Mistrz ma nowe posłanie do świata i od tej pory należę do niego ciałem i duszą. A za
herbatę sama zapłacę.
I przeskakując od spraw wzniosłych do przyziemnych, panna Carnaby rzuciła na stół
szylinga i trzypensówkę i wybiegła na ulicę.
- Nom d'un nom d'un nom* - mruknął Herkules Poirot.
Kelnerka zwracała się do niego dwa razy, nim zorientował się, że przyniosła
rachunek. Napotkał ciekawski wzrok posępnego mężczyzny przy sąsiednim stoliku,
zarumienił się, zapłacił i wyszedł.
Myślał intensywnie.
VII
I znów owieczki zebrały się w Wielkiej Zagrodzie. Odmówiono rytualne pytania i
odpowiedzi.
- Czy jesteście gotowi przyjąć ten sakrament?
- Jesteśmy gotowi.
- Zakryjcie oczy i wyciągnijcie prawe ręce. Wielki Pasterz, wspaniały w swej zielonej
szacie, przechodził wśród zebranych. %7ływiący się kapustą i wizjami pan Cole,
siedzący obok panny Carnaby, wydał bolesny jęk ekstazy, kiedy igła wbiła mu się w
ciało.
Wielki Pasterz stanął przy pannie Carnaby. Dotknął jej ramienia...
- O nie! Nic z tego!
Słowa niespodziewane, nie do wiary. Zamieszanie, gniewny pomruk. Zielone szarfy
zerwane z oczu - niewiarygodny widok - Wielki Pasterz szarpie się z odzianym w
owczą skórę panem Cole, któremu pomagał jeszcze jeden wyznawca.
Szybkim, profesjonalnym tonem niedawny pan Cole mówił:
- ...a tutaj mam nakaz aresztowania pana. Ostrzegam, że od tej chwili wszystko, co
pan powie, może być wykorzystane w sądzie.
W drzwiach Wielkiej Zagrody pojawiły się nowe postacie - w niebieskich mundurach.
- To policja! - krzyknął ktoś. - Zabierają nam Mistrza! Zabierają Mistrza...
Wszyscy byli wstrząśnięci, przerażeni... Dla nich Wielki Pasterz był męczennikiem,
cierpiącym, jak wszyscy wielcy nauczyciele, z powodu ignorancji i prześladowań ze
strony zewnętrznego świata...
Tymczasem detektyw inspektor Cole ostrożnie pakował strzykawkę, która wypadła z
dłoni Wielkiego Pasterza.
VIII
- Moja dzielna koleżanko!
Poirot gorąco uściskał dłoń panny Carnaby i przedstawił jej nadinspektora Jappa.
- Robota pierwszej klasy, panno Carnaby - pochwalił Japp. - Bez pani nie dalibyśmy
rady, to fakt.
- Ależ skąd! - Panna Carnaby była wyraznie połechtana. - To bardzo miło z pana
strony. Boję się tylko, że niestety to mi się podobało. To podniecenie, odgrywanie
swej roli. Czasami całkiem mnie ponosiło. Naprawdę czułam, że staję się jedną z tych
głupich kobiet.
- I w tym tkwi pani sukces - stwierdził Japp. - Była pani autentyczna. Inaczej ten
jegomość nie dałby się nabrać! To kawał sprytnego łajdaka.
Panna Carnaby zwróciła się do Poirota:
- To była straszna chwila, tam w herbaciarni. Nie wiedziałam, co robić. Musiałam coś
wymyślić na poczekaniu.
- Była pani wspaniała - odrzekł detektyw ciepło. - Przez chwilę myślałem, że któreś z
nas postradało zmysły. Przez mgnienie oka zdawało mi się, że pani mówi poważnie.
- To był taki wstrząs. Akurat, kiedy sobie rozmawialiśmy, zobaczyłam w szybie, że
Lipscomb, który pilnuje Sanktuarium, siedzi zaraz za mną. Nie wiem, czy był to
przypadek, czy może on mnie śledził. Jak mówiłam, musiałam wymyślić coś na
poczekaniu i wierzyć, że pan zrozumie. Poirot uśmiechnął się.
- Zrozumiałem. Tylko jeden człowiek siedział w zasięgu słuchu, więc natychmiast po
wyjściu z herbaciarni załatwiłem, żeby go śledzono. Kiedy poszedł wprost do
Sanktuarium, zrozumiałem, że mogę na pani polegać i że pani mnie nie zawiedzie...
ale balem się, ponieważ znalazła się pani w jeszcze większym niebezpieczeństwie.
- Czy... czy to naprawdę było niebezpieczne? Co było w tej strzykawce?
- Mam wyjaśnić, czy pan to zrobi? - wtrącił Japp.
- Mademoiselle - odparł poważnie Poirot - ten doktor Andersen obmyślił plan
wyzyskiwania i mordowania... mordowania w sposób naukowy. Większość życia
poświęcił badaniom bakteriologicznym. Posiada on, zarejestrowane na inne nazwisko,
laboratorium chemiczne w Sheffield. Hoduje tam szczepy różnych bakterii. Na
festiwalach miał zwyczaj wstrzykiwać swym wyznawcom niewielkie, lecz
wystarczające dawki konopi indyjskich, znanych także jako haszysz. Powoduje on
złudne poczucie radości i zadowolenia. Dzięki temu wierni przywiązywali się do
niego jeszcze bardziej. To były te radości ducha, które obiecywał.
- Zadziwiające - wtrąciła panna Carnaby. - To absolutnie zadziwiające uczucie.
Poirot pokiwał głową.
- To były jego atuty: dominująca osobowość, zdolność wywoływania masowej histerii
i reakcja powodowana przez narkotyki. Ale na uwadze miał inny cel. Samotne
kobiety, z wdzięczności i oszołomienia, zapisywały swoje pieniądze sekcie, po czym
jedna po drugiej umierały. Umierały w swych domach, najwyrazniej z przyczyn [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •