[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niezbędny do zebrania łupów. Niewolnicy przeniosą je do wybranego przez mnie miejsca
daleko na stepie, w pobliżu wielkiego jeziora. Założę tam miasto, jakiego świat jeszcze nie
widział. Powstanie wielka stolica, do której wojownicy wszystkich plemion będą przybywać, by
nacieszyć się łupami z całego świata!
Członkowie starszyzny przywitali pomysł Bartatui entuzjastycznymi pomrukami. Kagan
wiedział, że ma ich w garści. Hyrkańczycy podążą za nim wszędzie, a jego najdrobniejszy kaprys
będzie dla nich rozkazem.
 Moja stolica nie będzie jedynie targowiskiem dla chłopów, pasterzy, kupców i
rzemieślników z okolicy  kontynuował.  Będzie to skarbnica łupów i haraczy z całego
świata przeznaczonych dla największej rasy wojowników pod Wiecznotrwałymi Niebiosami.
Oprócz wojowników będą tam mieszkać wyłącznie wybrane z całego świata najpiękniejsze
niewolnice, których jedynym celem będzie zaspokajanie wszelkich męskich kaprysów!  po
tych słowach pomruki zamieniły się w pożądliwe okrzyki Hyrkańczyków smakujących już
przyszłe rozkosze. W tej chwili wierzyli, że wkrótce zostaną panami świata, a ich ushikagan,
Bartatua, jest zdolny dokonać takiego podboju.
 Chodzcie, przyjaciele!  powiedział przyszły władca Ziemi.  W środku czeka na nas
uczta. Przed nami wiele lat zwycięstw i ucztowania!
Wykrzykując i śmiejąc się, Hyrkańczycy weszli do namiotu. Niewolnicy zaczęli rozstawiać
półmiski, napełniać winem kielichy i spełniać wszelkie zachcianki ushikagana. Wodzowie
zaczęli nabierać przekonania, że należy się im takie traktowanie, że wkrótce nawet
najskromniejszy hyrkański wojownik będzie żył jak pan, oni sami zostaną królami, Bartatuę zaś
otoczy boski majestat.
Myśląc o swej boskości Bartatua wyciągnął dłoń z kielichem do napełnienia. Przykładając do
ust bogato zdobiony brzeg pucharu, czuł, że spełnia się jego przeznaczenie.
Niespodziewanie w namiocie zapadło milczenie. Podniósłszy wzrok, Bartatua ujrzał ptaka
kołującego pod sklepieniem. Rozległy się szepty przesądnych koczowników, iż to zły znak.
Ushikagan zmarszczył brwi niezadowolony, iż taka błahostka kala chwilę jego triumfu.
Ptak wyglądał jak pospolity gołąb, lecz przelatując nad stołem Bartatui, nagle zawisł w
powietrzu jak koliber i zaczął zmieniać postać. Niektórzy z wodzów chwycili za broń, inni z
okrzykami przerażenia zaczęli wyciągać amulety i mamrotać ochronne zaklęcia.
Bartatua siedział spokojnie, pijąc wino z pucharu. Ptak zamienił się w wiszącą w powietrzu
zjawę mężczyzny w osobliwych szatach. Przejrzysta postać odziana była w turban, a w jej
wnętrzu można było dojrzeć nieruchomą sylwetkę ptaka.
 Kaganie Bartatuo z hyrkańskiej hordy Ashkuzów!  rzekła zjawa grzmiącym głosem. 
Wiedz, że mówi do ciebie wielki czarnoksiężnik, Khondemir z Turanu. Zająłem wraz z silnym
oddziałem jazdy wasz Gród Kurhanów. Jeśli chcesz ocalić uświęcone grobowce przodków,
przybądz wydać mi bitwę, inaczej zrównamy kurhany z ziemią. Jeśli potrzebujesz dowodu na
prawdziwość moich słów, zobacz, co przynosi ptak. Stań ze mną do walki, inaczej twój lud
przeklnie cię jako tchórza i zaprzańca!
Po tych słowach zjawa się rozpłynęła. Martwy ptak spadł na stół przed kaganem.
Przekrzykując się nawzajem, przerażeni wodzowie poderwali się na nogi. Ci, którzy należeli do
szczepu Ashkuzów, okazywali wyjątkowe wzburzenie.
 Kaganie, cóż to znaczy?!  wykrzyknął członek starszyzny Ashkuzów.  Czy ten nieczysty
duch naprawdę wtargnął na święte cmentarzysko naszych przodków?
Bartatua uniósł dłoń. Gdy zapanowała cisza, przemówił spokojnie:
 Wiem co nieco o tym Khondemirze. To łotr, poszukiwany przez króla Yezdigerda za
zdradę. Niewątpliwie znalazł schronienie w Sogarii, a tę sztuczkę wykonał, nie opuszczając jej
murów. Czarnoksiężnik wie, że tylko zagrożenie świętego Grodu Kurhanów może sprawić, że
zarzucimy oblężenie. To fortel, nic więcej.
 Mimo to kolumna jezdzców opuściła miasto, nim do niego dotarliśmy  powiedział wódz
Gerulów.  Udali się na północ. Wyraznie świadczyły o tym pozostawione przez nich ślady. Do
tej pory nie wrócili.
Bartatua zachował pozorną obojętność, jednak czuł narastający w myślach zamęt. Popatrzył
na martwego ptaka przed sobą. Powoli zdjął mu z nóżki złotą tulejkę. Wolałby to zrobić w
samotności, lecz gdyby nie zajrzał tam teraz, mogłoby to wzbudzić podejrzenia. Wyjął z
cylindra złożony i ciasno zwinięty, wyjątkowo cienki pergamin, wykonany z jelita nie
narodzonego jagnięcia. Po rozłożeniu półprzezroczysta karta okazała się mieć wielkość
czterech dłoni.
Zmarszczywszy brwi, Bartatua utkwił wzrok w dokumencie. Po chwili jego twarz pokryła się
śmiertelną bladością.
 To prawda!  powiedział wreszcie.  Oto mapa drogi, którą czarnoksiężnik dotarł do
Grodu Kurhanów. Naszkicował nawet położenie największych kopców, byśmy wiedzieli, że
rzeczywiście tam trafił!
Zapanowało zamieszanie.
 Co mamy robić, kaganie?!  wykrzykiwali niektórzy. Uwagi Bartatui nie uszło, że tytułu
nie poprzedzało już słowo  ushi .
 Trzeba przerwać oblężenie  rzekł.  Tym nieszczęściem musimy się zająć przede
wszystkim. Wydajcie rozkazy, że natychmiast ruszamy w drogę. Kiedy zaradzimy grozbie, która
zawisła nad grobami naszych przodków, będziemy mieli dość czasu, by wrócić i dokończyć
oblężenie.
 A moja pochylnia!  zawołał khitajski budowniczy.  Zostanie zburzona, jeśli zostawimy
ją bez straży, a po powrocie nie będzie już dość niewolników, by postawić ją od nowa!
 Ma rację  poparł Khitajczyka Gerul z zielonymi tatuażami.  Moim ludziom to się nie
spodoba. Włożyli wiele wysiłku w tę wyprawę, a ty, kaganie, chcesz, żeby zrezygnowali z łupu,
by ratować twoje święte miejsce. Nie pogodzą się z tym.
Przed oczami Bartatui rozsypywało się w pył tworzone z wielkim trudem przymierze. Wraz z
nim groziła mu utrata pozycji ushikagana. Jego wykluwające się cesarstwo mógł uratować
tylko heroiczny akt woli, którego musiał dokonać, nim wodzowie opuszczą namiot.
 Cisza!  krzyknął. Gdy zaskoczeni Hyrkańczycy zamilkli, rzekł spokojniejszym głosem: 
Zapewniam was, że to jedynie drobna przeszkoda na naszej drodze do panowania nad całym
światem. Przodkowie poddają nas próbie, by sprawdzić, czy godni jesteśmy naszego
przeznaczenia! Chcą wiedzieć, czy szacunek dla zmarłych liczy się dla nas nade wszystko, więc
udowodnijmy, że tak właśnie jest. Sogaria to tylko miasto, a ja dam wam cały świat! Turański [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •