[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dotrzemy do atamana. Przestańmy się kłócić! Czy nie możemy zachowywać się jak dwoje
przyjaciół?
- Bardzo chętnie, ale najpierw muszę się dowiedzieć jednego!
- Pytaj!
- Czy masz... dzieci?
- Nie, skądże!
- To dobrze! W takim razie można jeszcze wszystko odwrócić.
Wasia uśmiechnął się.
- Wiesz, trochę to nielogiczne, maleńka - rzekł czule. - To pytanie sugeruje coś więcej
niż tylko przyjazń. - Zadumał się. Patrzył na nią, ale krążył myślami gdzieś daleko. Jego palce
delikatnie gładziły ją za uchem.
- Przestań! - rzuciła Lisa gwałtownie.
Wasyl ocknął się. Błysk zrozumienia, jaki pojawił się w jego oczach, wzburzył Lisę.
Nie wiedziała jednak, czy złości się na niego, czy na samą siebie.
- Wracają - rzucił z ulgą.
Gdy szli przez osadę, Lisa pomyślała szczęśliwa, że może wreszcie uda się jej na
nowo zaprzyjaznić z Wasylem.
W zajezdzie rzeczywiście panował straszny tłok. Wasia przyciągnął dziewczynę do
siebie i poprowadził ostrożnie przez cuchnącą izbę, pełną ludzi.
- Musimy się rozdzielić - powiedział do towarzyszy. - Przez wzgląd na
bezpieczeństwo musicie się trzymać z dala od Lisy. Bądzcie spokojni, obaj. Nie tknę jej!
Fiedia popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- Właściwie jaką mamy pewność, że to nie ty jesteś szpiegiem?
Twarz Wasyla stężała.
- Byłem kiedyś jeńcem Tatarów. Noszę na ciele blizny, które nigdy nie znikną.
Sądzisz, że po tym mógłbym im służyć?
Kiwnął kompanom na pożegnanie i otoczywszy Lisę ramieniem, poprowadził przez
izbę.
Jakaś zmęczona kobieta, zapewne właścicielka tego nędznego zajazdu, wskazała
Wasylowi wolne miejsce na drewnianej ławie pomiędzy dwoma Kozakami.
- Mamy tutaj spać? - szepnęła Lisa. - Przecież tu jest pełno ludzi.
- Nie mamy wyboru. Nie chcę, żebyś spała na brudnym klepisku, dlatego zapłaciłem
właścicielce za lepsze miejsce. Jak widzisz, prawdziwy luksus. Powiedziałem, że jesteś moją
żoną. Nie żeby ona miała jakieś opory natury moralnej, chodziło mi raczej o ciebie. Myślę, że
nie masz nic przeciwko temu?
Lisa popatrzyła zrezygnowana i nic nie odpowiedziała.
Bez słowa pomógł jej wejść na wysoką twardą ławę, w odróżnieniu od twardego
klepiska przeznaczoną zapewne dla lepszych gości.
Zwinęła swoją pelerynę i położyła jako poduszkę, okryli się zaś peleryną Wasyla. Lisa
leżała sztywna jak kij.
Wasia pogładził ją lekko po policzku.
- Nie bój się - szepnął. - Ci mężczyzni śpią, a ja nie zrobię ci krzywdy, obiecuję.
Odwrócił się do niej plecami, ale ona leżała nieruchomo, wpatrzona w powałę. Jej
sąsiad, potężny jak niedzwiedz, chrapał i cuchnął wódką.
Nerwy Lisy, napięte do ostateczności, nie wytrzymały. Azy same popłynęły z oczu, a
ona nawet nie usiłowała ich otrzeć. Ciałem wstrząsało bezgłośne łkanie.
Wasia natychmiast odwrócił się do niej, przytulił i zaczął pocieszać tak, jakby była
dzieckiem. Uspokajał ją cicho i gładził delikatnie po głowie.
- Co się stało, malutka? - szeptał. - Tęsknisz za domem?
- Za domem? - zaszlochała Lisa. - A co to takiego? Masz na myśli osadę?
- Tak.
- Nie, nie tęsknię.
- Przeraża cię to wszystko? Boisz się zemsty Tatarów?
- Nie, nie!
By nie obudzić śpiących musieli szeptać sobie wprost do ucha.
- W takim razie może być jeszcze tylko jedna przyczyna twych łez - rzekł Wasia. -
Płaczesz przeze mnie...
Lisa kiwała głową, daremnie próbując się opanować.
- To znaczy, że mimo wszystko coś dla ciebie znaczę? - szepnął miękko.
- Nic na to nie poradzę, w marzeniach zawsze byłeś moim rycerzem.
- Co za określenie w stosunku do mnie!
- Tak, jak mogłabym nienawidzić swego rycerza? Ale, Wasia, ja nie rozumiem,
dlaczego postępujesz tak okrutnie. Musisz? Nie mogę o tym słuchać! Za każdym razem serce
na nowo pęka mi z bólu! Dłużej tego nie wytrzymam!
Położył się na wznak i objął ją ramieniem. Lisa czuła, jak drgają jego muskuły, czuła
jego silne ciało pod cienką koszulą. Nienawidziła samej siebie za to, że tak bardzo ją pociąga.
W izbie było duszno. Na domiar wszystkiego wielki piec, który zajmował znaczną
część pomieszczenia, buzował ciepłem. Na górze pod samą powałą znajdowała się półka, na
której także spali goście. Lisa nie pojmowała, jak wytrzymują takie gorąco.
Naraz znów doszedł ją szept Wasyla.
- Pamiętasz, Liso, nasze pierwsze spotkanie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]