[ Pobierz całość w formacie PDF ]

był zapachem porażki, samotności i głupiej dumy.
Kiedy zmierzali do wyjścia, mijając chłodnie i magazyny, Del powiedziała:
 Dzięki, że mnie uprzedziłeś.
 O czym?
 O serdecznym przyjęciu, jakie mi zgotowano.
 Mówiłem ci, jak to jest ze mną i rodziną.
 Wspominałeś o napiętych stosunkach. A tak naprawdę przypominacie
Kapuletich i Montekich, tyle że o nazwisku Phan.
 Nie jest aż tak dramatycznie  zaprotestował.
 Dla mnie całkiem dramatycznie, spokojnie, ale dramatycznie, jakbyście obaj cykali i
mieli lada chwila eksplodować.
Gdy byli już w połowie drogi, Tommy zatrzymał się i spojrzał za siebie.
Gi stał przy wielkim oknie swojej dziupli i obserwował ich.
Tommy zawahał się., podniósł dłoń i pomachał bratu. Kiedy Gi nie odpowiedział,
smród piekarni stał się nie do wytrzymania i Tommy ruszył szybszym krokiem do
wyjścia.
Próbując za nim nadążyć, Del Payne zauważyła:
 Uważa, że jestem wszetecznicą Babilonu.
 Wcale nie.
 Owszem. Nie akceptuje mnie, nawet jeśli ocaliłam ci życie. Nie akceptuje z całej
duszy. Uważa mnie za niegodziwą białą kusicielkę, która wiedzie
cię wprost do ognistej otchłani wiecznego potępienia.
 I tak masz szczęście. Spróbuj sobie wyobrazić, co by o tobie sądził,
gdyby zobaczył cię w czapce Zwiętego Mikołaja.
 Cieszę się, że wykazujesz w tej sprawie poczucie humoru.
 Nie  stwierdził ponuro.
 A gdybym była?  spytała.
 Czym?
 Niegodziwą białą kusicielką.
 O czym ty gadasz?
Dotarli do tylnego wyjścia, ale Del położyła mu dłoń na ramieniu, nim zdążył
otworzyć drzwi.
 Dałbyś się skusić?
 Jesteś stuknięta.
Udawała, że czuje się zraniona.
 Nie jest to odpowiedz, na jaką liczyłam.
 Zapomniałaś już o naszym problemie?
 O jaki problem ci chodzi?  spytała.
 Utrzymać się przy życiu  stwierdził zniecierpliwiony.
 Jasne, jasne. Lalkowaty, wężowy, szybki jak szczur potwór. Ale posłuchaj, Tommy,
jesteś całkiem atrakcyjnym gościem, pomimo tych groznych
spojrzeń, głębokiego smutku, udawania, że jesteś nieodrodnym synem
Tajemniczego Wschodu. Dziewczyna mogłaby się w tobie zakochać  a gdyby
tak się stało, byłbyś do wzięcia?
 Nie, jeśli byłbym trupem.
Uśmiechnęła się.
 To brzmi jak zdecydowane  tak .
Zamknął oczy i zaczął liczyć do dziesięciu.
Kiedy doszedł do czterech, Del spytała:
 Co robisz?
 Liczę do dziesięciu.
 Po co?
 %7łeby się uspokoić.
 Do ilu doszedłeś?
 Do sześciu.
 A teraz?
 Do siedmiu.
 A teraz?
 Do ośmiu.
Kiedy otworzył oczy, wciąż się uśmiechała.
 Naprawdę cię podniecam, co?
 Przerażasz mnie.
 Dlaczego przerażam?
 Jak mamy uratować się przed tą nadprzyrodzoną istotą, jeśli ty zachowujesz się w
ten sposób?
 A niby w jaki?
Zaczerpnął głęboko powietrza, już prawie zaczął mówić, a gdy doszedł do wniosku,
że nie przychodzi mu do głowy żadna celna odpowiedz, odetchnął gwałtownie i
spytał tylko:
 Byłaś kiedyś w pewnej instytucji?
 Chodzi ci na przykład o pocztę?
Mamrocząc po wietnamsku jakieś przekleństwo  były to jego pierwsze słowa w
rodzimym języku od co najmniej dwudziestu lat  Tommy pchnął metalowe drzwi.
Wyszedł na wyjący wiatr i deszcz i z miejsca tego pożałował. Temperatura panująca
w piekarni sprawiła, że zrobiło mu się ciepło, po raz pierwszy od chwili, gdy wydostał
się z wraku corvetty, a ubranie zaczęło schnąć. Teraz znów był zziębnięty do szpiku
kości.
Del, posłuszna jak dziecko, wyszła za nim na dwór.
 Hej, widziałeś kiedy Gene Kelly ego w  Deszczowej piosence ?
 Tylko nie zacznij tańczyć  ostrzegł ją.
 Powinieneś być bardziej spontaniczny, Tommy.
 Jestem bardzo spontaniczny  stwierdził chowając głowę w ramiona,
by osłonić przed deszczem oczy. Pochylił się i ruszył w stronę poobijanej,
świecącej jaskrawą farbą furgonetki, która stała pod wysoką latarnią.
 Jesteś równie spontaniczny jak skała.
Rozchlapując głębokie do kostek kałuże, trzęsąc się, litując się nad sobą coraz
bardziej, nie raczył nawet odpowiedzieć.
 Tommy, zaczekaj  powiedziała i znów chwyciła go za ramię.
Obrócił się na pięcie, zmarznięty, przemoczony i zniecierpliwiony.
 Co znowu?  spytał ze złością.
 Ono tu jest.
 Hę?
Bez cienia wcześniejszej zalotności i swobody, czujna niczym sarna, która
wywęszyła w zaroślach wilka, wpatrywała się w ciemność.
 To coś.
Podążył za jej spojrzeniem.
 Gdzie?
 W furgonetce. Czeka na nas w furgonetce.
5
Krople czarnego jak smoła deszczu, przelatując przez snop światła z latarni, jaśniały
przez chwilę niczym roztopione złoto, spływały po furgonetce, a potem, znów czarne,
zmieniały się w kałuże wokół opon forda.
 Gdzie?  spytał Tommy mrugając w ulewie, która zalewała mu oczy,
i wpatrując się badawczo w mrok za przednią szybą furgonetki, by znalezć
jakiś ślad obecności demona.  Nie widzą.
 Ani ja  powiedziała Del.  Ale siedzi tam w środku. Wyczuwam go.
 Nagle zaczęłaś zdradzać parapsychiczne zdolności?
 Nie nagle  odparła stłumionym głosem, jakby ogarniał ją sen.  Zawsze
odznaczałam się silną intuicją, która rzadko mnie zawodziła.
Stojący trzydzieści stóp dalej ford wyglądał identycznie jak wtedy, gdy wchodzili do
piekarni. Tommy nie wyczuwał tego co Del. Nie miał wrażenia, że furgonetkę otacza
jakaś złowieszcza aura.
Spojrzał na Del, która wpatrywała się intensywnie w samochód. Po jej twarzy
spływały strugi deszczu, woda kapała z nosa i czubka brody. Nie mrużyła oczu i
wydawała się pogrążona w transie. Zaczęła poruszać wargami, jakby mówiła, ale z jej
ust nie dobył się żaden dzwięk.
 Del?
Po chwili spomiędzy jej poruszających się bezgłośnie warg dało się słyszeć pomruk,
a potem zaczęła szeptać:
 Czeka& zimny jak lód& ciemność w środku& ciemna, lodowata istota& tik-tak&
tik-tak&
Tommy ponownie skupił uwagę na furgonetce, która teraz zdawała się majaczyć w
mroku złowieszczo niczym karawan. Strach Del udzielił się także jemu i Tommy
poczuł szaleńcze bicie serca, jakby oczekiwał nadchodzącego ataku.
Gdy szept kobiety przycichł i zmieszał się z szumem kropel spadających na
chodnik, Tommy nachylił się bardziej. Nie chciał uronić niczego z jej słów, gdyż głos
miała hipnotycznie złowrogi.
 & tik-tak& o wiele większy teraz& węża krew i rzeki muł& ślepe oczy
widzą& martwe serca biją& głód& głód& nasycić głód&
Tommy nie był pewien, co go przeraża bardziej: furgonetka i nadprzyrodzona istota,
która może kryć się w jej wnętrzu, czy ta niezwykła kobieta. Nagle otrząsnęła się.
 Musimy się stąd wydostać. Wezmy któryś z tych samochodów.
 Wóz jednego z pracowników?
Już oddaliła się od furgonetki i zaczęła krążyć wokół trzydziestu z górą aut
należących do pracowników piekarni  New World Saigon .
Zerkając niespokojnie na furgonetkę, Tommy starał się dotrzymać jej kroku.
 Nie możemy tego zrobić.
 Pewnie, że możemy.
 To kradzież.
 To walka o przeżycie  powiedziała, próbując otworzyć drzwi białej hondy.
 Wróćmy do piekarni.
 Termin upływa o świcie, pamiętasz?  spytała podchodząc, do chevroleta.  Ta
istota nie będzie zwlekała bez końca. Ruszy za nami.
Otworzyła drzwi po stronie kierowcy, a wtedy zapaliła się w samochodzie górna
lampka. Del wśliznęła się za kierownicę. W stacyjce nie było kluczyków, więc wsunęła
dłoń pod siedzenie, by sprawdzić, czy właściciel wozu nie schował ich tam.
Stojąc przy otwartych drzwiach chevroleta Tommy powiedział: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •