[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za mąż.
Podniosła rękę i złapała za broszkę z inicjałem w klapie żakietu.
- Nie, nie wyszłam za mąż. - Roześmiała się. - Nie sądzę też, żebyś ty
się ożenił.
- Jasne, że nie. - Odpowiedział jej uśmiechem.
25
RS
- Tak myślałam.
Po paru chwilach Carter spoważniał, ale Faith jakby tego nie
zauważyła. Nie podobał mu się jej śmiech. Nie nadajesz się do stałego
związku" - przypomniał sobie.
- Ale z kimś mieszkam - wyrwało mu się. Przestała się śmiać, a jej
niezwykłe bladoniebies-
kie oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
- Naprawdę? To... świetnie.
Potrzeba wyrównania rachunków była silniejsza. Co z tego, że to
nieprawda, pomyślał Carter.
- Taak, pasujemy do siebie.
- To miło.
Jak już brnąć, to na całość.
- Prawdę mówiąc, zamierzam oświadczyć się w walentynki.
- Naprawdę?
Carter przytaknął ruchem głowy.
- Czy warto się jeszcze rozglądać, gdy spotkało się właściwą
kobietę?
- Rzeczywiście, nie warto. Wszystkiego najlepszego - powiedziała
Faith i znów się roześmiała.
Lekkość, z jaką wypowiedziała te słowa, trochę go speszyła. Czyżby
się spodziewał, że Faith skręci się z zazdrości?
- Eee... dziękuję.
W drugim końcu salonu jakaś kobieta podniosła rękę.
- Faith?
Faith skinęła głową i odwróciła się w tamtą stronę.
- Miło było cię spotkać, Carter, ale muszę wracać do pracy. Nie
wątpię, że wesele będzie udane - rzuciła na odchodnym.
Przełknął ślinę. Trudno, teraz musi robić dobrą minę do złej gry; choć
to wszystko było zupełną fantazją, a słowo wesele" było mu mocno nie
w smak. Przyglądał się odchodzącej Faith - wysokiej i posągowej,
zaokrąglonej tam, gdzie trzeba, by mężczyzna miał co objąć. Jej jasna
karnacja olśniewała w kontraście z czarnymi jak sadza włosami. Nos i
26
RS
kości policzkowe były jak wyrzezbione, a pełne wargi
malinowoczerwone. A te oczy... człowiek mógłby się zestarzeć,
zaglądając w nie bez przerwy. Teraz, kiedy powinien stąd szybko wyjść i
może już nigdy więcej nie zobaczyć Faith, jego głupie nogi nie chciały się
ruszyć. A przecież nie miał dostatecznie ważnego powodu, żeby tu
zostać. Czując się trochę tak, jak tamtego wieczoru, kiedy Faith
odjechała taksówką, odwrócił się i ruszył w stronę drzwi, masując lewe
udo, które zaczynało go rwać.
Klient, którego Faith obsługiwała, gdy Carter wszedł, także skierował
się do drzwi, ale język jego ciała zdradzał, że coś jest nie w porządku -
szedł za szybko, jakby mu było bardzo spieszno do wyjścia. To
wystarczyło, żeby postawić Cartera w stan pogotowia. Obejrzał się w
momencie, kiedy wzrok Faith przeskakiwał z pleców mężczyzny na kon-
tuar, przy którym przed chwilą siedział.
- Proszę pana - zawołała lekko spanikowanym głosem. - Sygnet!
Stać!
Mężczyzna, jak na hasło, rzucił się do ucieczki. Carter bez namysłu
ruszył za nim, wyprzedził go o parę kroków i zablokował sobą drzwi.
Razem runęli na podłogę. Carter poczuł tak potworny ból w nodze, że
zabrakło mu tchu. Zaciskając zęby, klęknął na zdrowym kolanie i
jednocześnie wykręcił ręce faceta do tyłu.
- Jestem z policji. Nie ruszaj się, do cholery, bo będę strzelać. -
Nawet nie miał przy sobie broni, ale grozba poskutkowała.
- Niech pan nie strzela - wykrztusił mężczyzna. - Sygnet jest w
kieszeni. Błagam, niech mnie pan nie aresztuje.
Carter przytrzymał złodzieja jedną ręką, drugą obmacał jego
kieszenie. Wyjął sygnet i podał go Faith, która stała obok blada jak
śmierć.
- Wezwij policję - powiedział.
- Stancy właśnie dzwoni. - Faith była wyraznie spięta. - Jesteś
ranny?
- Nie. - Prawdę mówiąc, poza piekącym bólem nogi, czuł się dziwnie
dobrze - efekt przypływu adrenaliny. Nie co dzień się zdarza, by facet
27
RS
występował w roli bohatera przed dziewczyną, którą... no, dosyć lubi. -
Jeśli się podniesiesz - warknął do mężczyzny - zastrzelę. - Carter wstał,
zgrzytając z bólu zębami i wziął kilka głębokich oddechów, żeby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]