[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No, to załatwione. - Podniósł brwi i uśmiechnął się ironicznie.
-Tu nie będę cię napastował. Pewnie się jeszcze nie spakowałaś,
prawda?
- To nie potrwa długo. - Sara zawahała się. - Brett, a co będzie ze
zwierzętami? - spytała, ściskając ciągle jego rękę.
- A to co znowu? Grasz na zwłokę? Jeśli tak, to wymyśl coś
lepszego. Zwierzętami zajmie się pani Mackenzie. Idz się pakować.
Powiedział to tak stanowczo, że nie zwlekała już ani chwili dłużej.
Wyjęła z komórki małą walizkę.
-I bardzo proszę żadnych tweedów. Ani brązowych, ani
granatowych, ani w ogóle żadnych.
- Nic innego nie mam.
- Boże! No to włóż dżinsy. A jutro kupię ci coś porządnego.
- Moje rzeczy są bardzo porządne.
93
RS
- Wiem, wiem. I w tym właśnie cały kłopot. Znów chciał postawić
na swoim.
- Nie będziesz mi kupował niczego do ubrania - oświadczyła
stanowczo.
- Więc sama sobie kup.
- Jestem całkowicie zadowolona z tego, co mam.
- Może, ale ja niespecjalnie.
- To już twoja sprawa. Nie musisz się ze mną nigdzie wybierać.
Nikt cię do tego nie zmusza, prawda? Masz prawo nie chcieć, żeby cię
widziano ze mną.
- Ale ja bardzo chcę, żeby mnie widziano z tobą. Tylko że nie w tej
okropnej zbroi.
- Jeśli uważasz, że jestem okropna, to w ogóle nie masz się czym
przejmować.
- Nie uważam, że jesteś okropna. Myślę, że jesteś piękna. I dlatego
właśnie przestaniesz ubierać się jak stary, rozgotowany kartofel. I
zaczniesz ubierać się jak kobieta.
- I kto to mówi? - spytała Sara. Od dzieciństwa lubiła wprawiać w
ten sposób wszystkich w zakłopotanie.
- Ja to mówię - odpowiedział Brett. Nie dał się zbić z tropu i
chwycił ją mocno. Poczuła, że nie ma już ochoty przekomarzać się z
nim. - No widzisz, kiedy myślisz, zawsze kłócisz się ze mną. Więc
przestań myśleć i posłuchaj mnie.
-To znaczy?
- Włóż dżinsy. Wpakuj do walizki nocną koszulę i chodzmy.
- A jak nie?
- Kobieto, błagam cię, bo nie ręczę za siebie. - Potrząsnął głową i
popatrzył na nią surowo, po ojcowsku. - Gdybyś miała o dwadzieścia
lat mniej, wiedziałbym, co z tobą zrobić.
- Ale nie mam już siedmiu lat.
- Wiec, niestety, nie mogę ci dać kilku mocnych klapsów. Ale jeżeli
nadal będziesz sprzeczać się ze mną zamiast szykować do drogi,
zrobię to mimo wszystko, ostrzegam. A może wolisz, żebyśmy zostali
u ciebie? Na całą noc? Ja chciałem to odłożyć na pózniej...
94
RS
- Próżne twoje nadzieje, przyjacielu - odrzekła Sara i z dumnie
podniesioną głową pomaszerowała do sypialni, zamykając drzwi za
sobą.
On jest naprawdę niemożliwy, pomyślała wrzucając do walizki
koszulę nocną, szczoteczkę do zębów, dwa swetry i szarą bluzkę.
Spojrzała jeszcze na trzy pary skarpetek i domowe pantofle stojące
przy łóżku. Brett nie pozwoli ich zabrać, to pewne. Więc dlaczego
właściwie z nim jedzie? Bo nie może się oprzeć. Bo ma wspaniałe
poczucie humoru. Dlatego.
Zamknęła walizkę. Wie oczywiście, że jest przystojny, ale nie daje
tego poznać po sobie. Czy ma nadzieję, że Sara ulegnie jego
wdziękowi? Czy oczekuje, że w końcu zgodzi się pójść z nim do
łóżka? Może nie jest w błędzie?
Pokręciła głową. Nie chciała już więcej myśleć o niczym. Szybko
przebrała się - włożyła dżinsy i sweter
- i wyszła do Bretta. Leżał wygodnie na kanapie i przeglądał
gazety.
- Jeszcze tylko zatelefonuję do rodziców i uprzedzę, że jutro nie
przyjadę do nich - powiedziała. - I już jedziemy.
- Cuda ciągle się jeszcze zdarzają - westchnął Brett.
- Widzę, że wzięłaś sobie do serca moją radę - dodał, spoglądając
na nią z satysfakcją.
- To nie była rada, ale rozkaz.
- No to miło mi, że go wykonałaś tak szybko.
- Wcale go nie wykonałam. I tak miałam zamiar je włożyć.
- W porządku.
Sara nie mogła dłużej wytrzymać. Roześmiała się w głos.
- Ale głupia awantura, co? - zauważył Brett, gdy wsiadali do
samochodu.
- Też tak sądzę - przyznała niepewnie. -Bardzo głupia, naprawdę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]