[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łam dla Patti wszystko, co tylko mogłam. Wszystko!
Wysyłałam ją na lekcje tańca, prowadzałam na castingi,
płaciłam za operacje biustu. Wszystko. To ja jej poma
gałam i zachęcałam, to ja...
- Pomagałaś jej i zachęcałaś do czego? - przerwał
ostro Marko. - Do pozowania półnago w najgorszym
szmatławcu? Jeśli do tego się sprowadza matczyna mi
łość, to... Nie ma mowy, żebyś odegrała podobną rolę
w życiu Angeliny. Nie przyjeżdżaj tu i nie udawaj, że
się o nią troszczysz. Przecież pamiętam, że nie chciało
ci się nawet przyjechać na pogrzeb córki, którą rzekomo
tak bardzo kochałaś!
- Bo nie mogłam znieść myśli o tym, że moja ślicz
na córeczka zostanie złożona w grobie. Bo byłam zbyt
chora, żeby przyjechać... Ona była dla mnie całym
światem. A teraz chcę wychowywać jej córkę, moją
wnuczkę. Angelina jest jeszcze mała. Potrzebuje kogoś
86 PENNY JORDAN
na miejsce matki, potrzebuje w swoim życiu kobiety.
Jesteś jej opiekunem, ale ja jestem jej najbliższą krewną.
Ona mnie potrzebuje - oznajmiła fałszywie. - Maria się
ze mną skontaktowała. Bardzo martwi się o małą. Po
dobno wyjechałeś, choć Angelina była chora. Podobno
nie chciałeś zadzwonić po lekarza, choć Maria cię o to
błagała. Twierdzi, że ją odprawiłeś. Odprawiłeś osobę,
którą Patti wybrała na opiekunkę dla dziecka. Najwy
razniej znalazłeś już nową nianię. Widać jak na dłoni,
że dobro dziecka zupełnie cię nie obchodzi!
- Co? To kompletne brednie...
Marko zbladł z wściekłości. Trudno byłoby mieć do
niego o to pretensje. Alice nadal kręciło się w głowie
od tego, czego się właśnie dowiedziała: Marko nie jest
ojcem Angeliny. Nie jest jej ojcem, a jednak jÄ… kocha
- co widać.
- Mężczyzna nie zdoła właściwie wychować małej
dziewczynki - ciągnęła Francine. - Wątpię, czy jaki
kolwiek sąd przyznałby ci prawo do opieki. Są... - Zro
biła znaczącą pauzę. - Są pewne moralne kwestie do
rozpatrzenia...
Marko posłał jej mordercze spojrzenie.
- Jeśli próbujesz zasugerować to, co mi się zdaje
- zaczął złowrogo - to pozwól, że ci powiem...
- Nie, Marko, pozwól, że ja ci powiem, że chcę mieć
Angelinę, i będę ją miała. W żaden sposób mnie nie
powstrzymasz. - Przerwała, a potem dodała cicho: -
Muszę przyznać, że się zdziwiłam, kiedy się dowiedzia-
KSI%7Å‚ Z FLORENCJI 87
lam, jak zamożnym człowiekiem był Aldo. Mojej bied
nej Patti skąpił pieniędzy. A teraz się okazało, że był
niemal milionerem.
- Ach, więc o to chodzi - stwierdził ponuro Marko.
- Sam powinienem był na to wpaść! No, cóż, dla twojej
informacji: spadek Alda znajdował się pod zarządem
powierniczym. Nie mógł swobodnie korzystać z tych
pieniędzy.
- Ale teraz należy do Angeliny?
W oczach Francine czaiła się taka chciwość, że Alice
zrobiło się niedobrze. Nic dziwnego, że Marko ze
wszystkich sił starał się ochronić Angelinę przed jej
babką. Na jego miejscu Alice postępowałaby tak samo.
- Teoretycznie tak, ale dopóki nie osiągnie pewnego
wieku, nie będzie mogła sięgnąć po ten kapitał.
- Oczywiście, że nie. Lecz jako jej babka będę bez
wątpienia miała prawo pokrywania niezbędnych ko
sztów utrzymania małej - oznajmiła Francine, bardzo
z siebie zadowolona.
Posłała Markowi triumfalny uśmiech i odwróciła się
do Alice. Zmierzyła ją od stóp do głów.
- A ty pewnie jesteÅ› tÄ… nowÄ… nianiÄ…. Biedna Angeli
na... - Rozległo się teatralne westchnienie. - Na pewno
szalenie tęskni za Marią. Idę teraz do swojego pokoju,
Marko. Proszę mi przysłać coś lekkiego do jedzenia na
górę. Nie zamierzam rozmawiać z tą twoją koszmarną
gospodyniÄ…. A ty, nianiu, przyniesiesz mi wnuczkÄ™...
gdy już ją nakarmisz i przewiniesz.
88 PENNY JORDAN
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę schodów. Jej
zejście ze sceny było równie dramatyczne, jak wejście.
Alice zerknęła niepewnie na Marka. Dopiero teraz
zrozumiała, co miała na myśli Maddalena, gdy mówiła,
że żadne z rodziców Angeliny nie było jej warte.
- Trzeba nakarmić Angelinę - powiedział cicho
Marko.
Na szczęście dziewczynka przespała całą burzliwą
wymianę zdań i dopiero teraz zaczęła się budzić. Z uf
nością wpatrywała się w Alice.
- Pójdę z tobą na górę - oznajmił nagle Marko. -
Chciałbym o czymś porozmawiać.
Alice wzięła małą na ręce. Czuła ucisk w żołądku.
Błagam, tylko nie rozmowa o tym, co zaszło dziś po
południu!
Pokój był przytulny i znajomy. Alice chciała położyć
małą w łóżeczku, ale Marko ją powstrzymał.
- Nie. Ja jÄ… potrzymam.
Jak mogła myśleć, że on nie kocha tego dziecka?
Wrodzona szczerość kazała jej się przyznać, że nie
wiedziała, iż on nie jest ojcem Angeliny.
- Myślałaś, że to moje dziecko?
Wyglądał na zaskoczonego.
- Jest do ciebie podobna - broniła się Alice. - Dowie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]